piątek, 22 lipca 2016

Post No.141: Grey Man's Path - Ścieżka Szarego Człowieka

Kilkanaście postów temu, opisywaliśmy naszą podróż ktora odbyliśmy nad klify Irlandii Północnej, które w swej wysokości dorównują Moherowym Klifom, lecz z jakiejś nieznanej przyczyny są od nich o wiele mniej sławne.
Post No.124
Mowa tutaj o przylądku Fair Head, który jest położony w hrabstwie Antrim, na terenie Irlandii Północnej, koło najsłynniejszych chyba miejsc w tym kraju jak Giant's Caseuway oraz Linowy Mostek Carrick-A-Rede
Tamtego dnia, zostawiając nasze auto na specjalnie wyznaczonym przez właściciela ziemi parkingu, ruszyliśmy wzdłuż klifów podziwiając widoki oraz ukształtowanie tutejszego terenu. Maszerowaliśmy praktycznie przy samej krawędzi, nie za bardzo zdając sobie sprawy, że jesteśmy 200 metrów wyżej od poziomu oceanu...
Zachowując środki ostrożności, podziwialiśmy nietypowe ułożenie bazaltowych skał, które stworzyła Matka Natura. Byliśmy zafascynowani Jej pomysłem, jak również i pięknem końcowego efektu...
Niestety po naszej wycieczce, przeglądając informacje o tutejszych wyczynowcach uprawiających skalną wspinaczkę natknąłem się na stare zdjęcie, które nas zaciekawiło i zainspirowało. Szukając dokładniejszych informacji okazało się, że tę starą fotografię wykonano gdzieś właśnie tutaj, w miejscu z którego właśnie wróciliśmy.
Old Ireland Pictures
Choć podobne sytuacje już się nam wcześniej zdarzały, tym razem mieliśmy troszkę więcej szczęścia: otóż pierwszy raz w naszych podróżach zdecydowaliśmy się skorzystać z B&B (Bed And Breakfast) na terenie Irlandii Północnej.
Nasz wybór padł na jeden z domów leżących w hrabstwie Antrim, tak gdzieś pośrodku wszystkich tutejszych atrakcji. Niestety rejon ten przyciąga rzeszę turystów a tym samym odciąga zasób finansowy w naszym portfelu, gdyż cena za pobyt jedej osoby wynosi aż 40 funtów za noc.
Ale postanowiliśmy choć raz nie jeździć w tę i z powrotem i takie B&B wynajęliśmy...
Taki nocleg zdecydowanie ułatwił nam nasze zwiedzanie i choć plan wcześniej przez nas ułożony nie pozwalał nam na powroty w miejsca które już zobaczyliśmy, uparłem się aby jeszcze raz odwiedzić Fair Head. Na szczęście tym razem mieliśmy do pokonania od B&B do fair Head, tylko 20 kilometrów...
Wróciliśmy na poznany nam dzień wcześniej parking i od razu ruszyliśmy do punktu, w którym zakończyliśmy naszą wczorajszą przygodę. Obiecaliśmy sobie, że jeśli w ciągu dwóch godzin nie znajdziemy tego miejsca, zawracamy i jedziemy w inną, zaplanowaną wcześniej lokalizację.
Nasza ścieżka zakończyła się gdzieś w tym miejscu. Nieco dalej, zobaczyliśmy kładkę, najwyraźniej zbudowaną niedawno. Oczywiście szukając miejsca w którym zostało zrobione stare zdjęcie, musieliśmy te nietypowe przejście przekroczyć...
Jakimś niewytłumaczalnym sposobem, teren całkowicie się zmienił. Jak za dotknięciem czarodziejskiej wróżki, zamiast skał po których z łatwością wcześniej się poruszaliśmy, teraz musieliśmy się przedzierać przez gęste krzewy niewyobrażalnej wręcz ilości rosnących tutaj wrzośców...
Doszliśmy do jednego z miejsc, gdzie ku naszemu zdumieni na lewo od nas zauważyliśmy człowieka, który kucał sobie nad bazaltowym klifem. Musiał to być jeden z wyczynowców uprawiających skalną wspinaczkę, gdyż zauważyliśmy u niego przypięte do pasa haki, czekany i liny.
I może nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że siedział ot tak bez żadnego lęku. Aż nas coś w dołku zabolało, jak zobaczyliśmy, gdy ów człowiek sobie wstał i po chwili stał plecami do urwiska... Wystarczył przecież jeden nierozważny krok...
Zauważyliśmy przed nami, znajdującą się nieco niżej od nas wielką rozpadlinę.
Okazało się, że odnaleźliśmy miejsce, którego szukaliśmy a które znajdowało się zupełnie blisko. Gdybyśmy wczoraj przedłużyli nasz marsz o zaledwie 20 minut, bylibyśmy u celu.
Z niedowierzaniem oglądaliśmy wytwór Matki Natury. Powstałą szczeliną można było zejść na sam dół aż do plaży i jest to jedyne takie naturalne zejście w okolicy. Oczywiście wejście jak i zejście z powodu stromizny do łatwych nie należy...
Jednak są i tacy, którzy Ścieżkę pokonali, opisując Ją jako straszliwie stromą i trudną do zdobycia...
www.slightlydoolally.com
Oczywiście to właśnie tutaj znajduje się charakterystyczny bazalt, który wygląda jak most łączący oba skraje szczeliny...
Przyznaję, że chciałem powtórzyć wyczyn, który widziałem na starych fotografiach i chciałem wejść na bazaltowy most, ale tak na prawdę zabrakło mi odwagi. Niby nie wysoko ale jednak podchodząc pod skraj klifu, trzęsły mi się nogi...
 Ścieżka Szarego Człowieka.
Nazwa powstała dzięki nietypowym warunkom atmosferycznym, które dość często pojawiają się na Fair Head, szczególnie wiosną i jesienią. Ze względu na swą wysokość, mgły, które opasują klify Fair Head, znajdują się niżej niż miejsce, w którym się teraz znajdujemy. Jeśli dodamy świecące słońce, które znajdzie się w danym momencie za naszymi plecami, to będziemy świadkami zjawiska "Widma Brokenu"
Fot. Gerald Davison
Ci, którzy właśnie w takich warunkach schodzili przez Grey Man's Path, opowiadali o niesamowitych wrażeniach, które wtedy odczuwali: wielki, SZARY cień górował nad schodzącymi a ponadto słyszeli jakieś dodatkowe dźwięki, jakby ktoś szedł za nimi krok w krok. To był spotęgowany efekt własnych kroków, które odbijało się echem we mgle...
Fot: Wikipedia
Jak się po chwili okazało, przy Ścieżce Szaregoo Człowieka nie byliśmy sami.
Z niejakim zaskoczeniem i podziwem obserwowaliśmy wyczyny wspinaczki, która niczym pająk wisiała na prostopadłej ścianie.
Oczywiście kobieta-pająk była asekurowana przez przyjaciela, który stojąc na ziemi, poprzez linę ubezpieczał wspinającą osobę. Było to dla nas pierwsze zetknięcie się z tak nietypowym sportem, dlatego też staliśmy zafascynowani obserwując próby dostania się na szczyt klifu...
Gdy my tak staliśmy i robiliśmy zdjęcia, nasz przyjaciel, który wcześniej wyłonił nam się na bazaltowym klifie, widząc nas, szybko się przy nas pojawił. Chyba był zaniepokojony naszą obecnością w pobliżu miejsca leżących tutaj ich własnych plecaków, wypełnionych sprzętem alpinistycznym.
Podpatrując tak ludzkiego pająka przyklejonego do skały, oglądałem również bazaltowy most. Nie rozumiałem jednej rzeczy, którą zobaczyć można tylko poprzez porównanie zdjęć wykonanych na początku XX wieku i zdjęć wykonanych teraz:
www.wikimedia.org
Dlaczego obwód bazaltu, który sie opiera o ścianę uległ znacznemu zmniejszeniu? Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie na przełomie minionego wieku, uległ zniknięciu spory kawałek głazu ?
Czy stało się tak, przez "kwaśne" deszcze?
Postaliśmy tak jeszcze kilkanaście minut i niestety musieliśmy w końcu opuścić Grey Man's Path. Mieliśmy jeszcze w planie odwiedzenie paru miejsc, a czas nam się nieubłaganie kończył. Może kiedyś zdecydujemy się na zejście Ścieżką Szarego Człowieka, na jej sam dół aby zobaczyć klify Fair Head z poziomu samej plaży.
Koniecznie obejrzyjcie filmik, który znalazłem na You Tube. Znajdziecie w nim śmiałka, któremu udało się wejść na ten Bazaltowy Most. Czy ktoś ma odwagę powtórzyć ten wyczyn?

*********************************************
Lokalizacja:
Fair Head, Hrabstwo Antrim, Irlandia Północna
Koordynaty GPS:
55°13'24.31"N    06°08'19.95"W
Film:
Autor: Rory Corr
MAPA:
*********************************************

sobota, 9 lipca 2016

Post No.140: Przełęcz Healy Pass

Pewnego dnia przemierzaliśmy południowo-zachodnie rejony Irlandii i znaleźliśmy się na Półwyspie Beara. Ten chyba najpiękniejszy zakątek Irlandii, często jest przez turystów omijany i nie doceniany ze względu na bardzo sławne i znajdujące się nieopodal "Ring of Kerry" oraz leżący nieco wyżej, Półwysep Dingle.
Za pierwszym razem, dwa lata temu, odkrywaliśmy uroki Półwyspu Beara, starając się objechać półwysep dookoła. Jechaliśmy wtedy drogą R 571, zmierzając ku jedynej w Irlandii kolejce linowej, dzięki której można dostać się na wyspę Dursey Islands.
Decyzja o zmianie trasy, pojawiła się tak samo nagle, jak pojawiła się brązowa tabliczka informacyjna z napisem Healy Pass. Skręciliśmy więc w lewo i po przejechaniu kilkudziesięciu metrów, zobaczyliśmy na rozstaju dróg biały budynek. Na przeciwko niego, stał niezwykły i stary dystrybutor paliwa, a obok niego mały domek dla irlandzkiego krasnala - Leprechaun'a ( Leprikona ).
Przy dystrybutorze, ponownie skręciliśmy w lewo, wjeżdżając na drogę R574, która przynajmniej na jej początku, do najszerszych nie należy. Dodatkowo po obu jej stronach rosną rododendrony, skutecznie zasłaniając zakręty, więc powinno się tutaj jechać z bezpieczną prędkością. 
Jadąc tak wciąż pod górę, do wysokości około 200 metrów nad poziomem morza, nie mamy szansy za zobaczenie jakichkolwiek widoków. Drzewa okolicznych lasów zasłaniają nam widoki i dopiero po przekroczeniu tej granicy, zaczyna nam się wyłaniać panorama, o której nie mieliśmy pojęcia:
Na przeciwko nas, w oddali i nieco w dole, majaczyło przepiękne jezioro Glanmore Lake. W jakiś niesamowity sposób jezioro te powstało tuż u podnóża jednego z kilku szczytów Tooth Mountains, które dochodzą tutaj do 600 metrów wysokości...
Lewa strona jeziora nie wyglądała gorzej, jak strona, z której właśnie przyjechaliśmy...
Szczerze mówiąc brakowało nam tutaj dzisiaj słoneczka, choć chyba i tak mieliśmy szczęście: dwa lata temu pogoda była znacznie gorsza...
Zatrzymaliśmy się na chwilę na jednym z niewielu specjalnych poboczy, umożliwiających mijanie się jadących z naprzeciwka aut. Wyszliśmy na zewnątrz i z przyjemnością patrzyliśmy na widok, który się przed nami rozpościerał: magiczna zieleń otaczająca nas dookoła, była pokropiona różowym kolorem kwiatów kwitnącego w tym czasie krzewu rododendrona.
Ruszyliśmy dalej, aby po przejechaniu kilkunastu metrów zatrzymać się ponownie.
Nie mogliśmy ot, tak jechać dalej, gdyż wraz z naszym przemieszczeniem, zmieniła się również perspektywa panoramy, na którą tak na prawdę mogliśmy patrzeć bez końca.
Spojrzeliśmy również na kierunek, z którego właśnie przybyliśmy.
Dopiero tutaj, na tej wysokości, zobaczyliśmy piękną panoramę tutejszych bliskich, zdawało by się szczytów półwyspu Beara oraz tych dalszych, ledwo widocznych, które znajdują się już na Półwyspie Kerry
Powoli dojeżdżaliśmy do wzniesienia...
Widoki tutejszych gór, choć są one tak na prawdę niewielkie, urzekają nas.
Góry te wyglądają na niegroźne a w rzeczywistości potrafią zaskoczyć, zranić a nawet zabić.
Po chwili postoju, jedziemy dalej.
Pokonujemy ostatnie kilkaset metrów wzniesienia i mijamy zbudowany tutaj most.
Na szczycie przełęczy wita nas brązowa tablica, oznajmiająca przybycie do hrabstwa Kerry. Kilkanaście metrów dalej, po prawej stronie drogi, ujrzeliśmy charakterystyczny symbol chrześcijaństwa w Irlandii...
W tej części kraju, dotychczas spotkaliśmy się już z podobnym krzyżem, który również został postawiony w dość nietypowym miejscu: było to na Półwyspie Dingle. Kiedyś szukałem przyczyn tak nietypowego położenia, szukając w tym jakieś legendy lub historii, lecz wyjaśnienie jest bardzo proste. Krzyże te oznaczają granice pomiędzy dwoma parafiami...
Krzyż na Półwyspie Dingle
Na przeciwko tego charakterystycznego punktu, istnieje nieprawdopodobna droga.
Droga R574, potocznie nazwana Healy Pass, to nic innego jak asfaltowa wstęga, wkomponowana w surowy klimat gór Caha. Świadomie czy też nie, w dniu dzisiejszym jest ikoną półwyspu Beara
Tuż obok  białego krzyża, po jego białej stronie, od wielu lat stoi mały budyneczek. Okazało się, że jest to sklep z pamiątkami a jego położenie jest tak nietypowe, że chyba nie ma osoby, która przejeżdżając przez Przełęcz Healy nie zatrzymuje się tutaj.
Wchodzimy do środka. Wewnątrz poznajemy przesympatycznego, starszego Pana, którego od razu polubiliśmy. Ów Pan, właściciel, prezentuje typową irlandzką gościnność: wita każdego serdecznie i z każdym chce porozmawiać. Nas ujął jeszcze tym, że gdy podliczał pamiątki, które oczywiście musieliśmy w tym miejscu kupić, nie używał kalkulatora, tylko używał papieru i ołówka, reprezentując podstawowe naliczanie nanosząc kwoty w słupkach...
Atmosfera w tym sklepiku jest cudowna i oprócz fajnych pamiątek, można tutaj poprosić o kawę lub herbatę...
Droga R547, zwana dzisiaj Healy Pass, została zaprojektowana przez byłego Gubernatora Wolnego Państwa Irlandzkiego, Timothy'ego Michael'a Healy. Budowa zakończyła się w 1847 roku i przede wszystkim była projektem przeciwdziałającym głodowi i braku pracy, w czasach gdy panowała zaraza ziemniaczana.

Była też połączeniem dwóch miasteczek, leżących na dwóch krańcach tego samego półwyspu: Lauragh i Adrigole.
Sami zobaczcie, jak wygląda serpentyna Healy Pass z "lotu ptaka"...
Google Map
Czas nam ruszać.
 Z wielką przyjemnością ruszamy w dół serpentyny, na niezliczoną ilość zakrętów... Zapraszamy Was również, wystarczy klikać myszką na zdjęciu i będziecie poznawać trasę razem z nami...

Najpierw zjechaliśmy aż do pierwszego zakola, tam gdzie akurat na zdjęciu jest samochód...
Z tego miejsca mieliśmy znacznie inne widoki, choć przecież te same...
Właśnie z tego półkola doskonale widać budyneczek z pamiątkami, krzyż oraz most...
Wrażenia z jazdy są na prawdę niesamowite...
 Powolna jazda rekompensowana jest fantastycznymi i surowymi widokami miejsc, w których chyba najlepiej czują się owce...
Nawet gdy zjechaliśmy z Healy Pass, dalsza droga również wyglądała niezwykle malowniczo...
Lokalizacja:
Półwysep Beara, Hrabstwo Cork/Kerry, Ireland
Koordynaty GPS:
51°43'16"N   09°45'23"W
Film:
Autor: Calming Trafic
MAPA:
*********************************************
 Po ostatnim poście otrzymaliśmy na naszym profilu na FB kilka fantastycznych fotek Cliffs of Moher. Chociaż to nie ładnie, to jednak zazdrościmy autorom pięknych fotek i tak pięknej pogody.
Wszystkie Wasze zdjęcia, są na prawdę super. Dziękujemy!!!
I oto pierwsze z nich nadesłane przez Anne Anule Gniadek, ukazujące klify z poziomu Oceanu...
Fot: Anna Anula Gniadek
Z kolei te same klify wieczorem oraz przy zachodzie słońca. 
Te przepiękne fotki nadesłała Agnieszka Polańska-Rogólska:
Fot.: Agnieszka Polańska-Rogólska
Fot.: Agnieszka Polańska-Rogólska
Następne zdjęcia podesłała nam Pani Elżbieta Łukowska, która również ma się czym pochwalić: 
Fot.: Elżbieta Łukowska
Fot.: Elżbieta Łukowska
Bardzo Dziękujemy!!!