Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Półwysep. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Półwysep. Pokaż wszystkie posty

sobota, 9 lipca 2016

Post No.140: Przełęcz Healy Pass

Pewnego dnia przemierzaliśmy południowo-zachodnie rejony Irlandii i znaleźliśmy się na Półwyspie Beara. Ten chyba najpiękniejszy zakątek Irlandii, często jest przez turystów omijany i nie doceniany ze względu na bardzo sławne i znajdujące się nieopodal "Ring of Kerry" oraz leżący nieco wyżej, Półwysep Dingle.
Za pierwszym razem, dwa lata temu, odkrywaliśmy uroki Półwyspu Beara, starając się objechać półwysep dookoła. Jechaliśmy wtedy drogą R 571, zmierzając ku jedynej w Irlandii kolejce linowej, dzięki której można dostać się na wyspę Dursey Islands.
Decyzja o zmianie trasy, pojawiła się tak samo nagle, jak pojawiła się brązowa tabliczka informacyjna z napisem Healy Pass. Skręciliśmy więc w lewo i po przejechaniu kilkudziesięciu metrów, zobaczyliśmy na rozstaju dróg biały budynek. Na przeciwko niego, stał niezwykły i stary dystrybutor paliwa, a obok niego mały domek dla irlandzkiego krasnala - Leprechaun'a ( Leprikona ).
Przy dystrybutorze, ponownie skręciliśmy w lewo, wjeżdżając na drogę R574, która przynajmniej na jej początku, do najszerszych nie należy. Dodatkowo po obu jej stronach rosną rododendrony, skutecznie zasłaniając zakręty, więc powinno się tutaj jechać z bezpieczną prędkością. 
Jadąc tak wciąż pod górę, do wysokości około 200 metrów nad poziomem morza, nie mamy szansy za zobaczenie jakichkolwiek widoków. Drzewa okolicznych lasów zasłaniają nam widoki i dopiero po przekroczeniu tej granicy, zaczyna nam się wyłaniać panorama, o której nie mieliśmy pojęcia:
Na przeciwko nas, w oddali i nieco w dole, majaczyło przepiękne jezioro Glanmore Lake. W jakiś niesamowity sposób jezioro te powstało tuż u podnóża jednego z kilku szczytów Tooth Mountains, które dochodzą tutaj do 600 metrów wysokości...
Lewa strona jeziora nie wyglądała gorzej, jak strona, z której właśnie przyjechaliśmy...
Szczerze mówiąc brakowało nam tutaj dzisiaj słoneczka, choć chyba i tak mieliśmy szczęście: dwa lata temu pogoda była znacznie gorsza...
Zatrzymaliśmy się na chwilę na jednym z niewielu specjalnych poboczy, umożliwiających mijanie się jadących z naprzeciwka aut. Wyszliśmy na zewnątrz i z przyjemnością patrzyliśmy na widok, który się przed nami rozpościerał: magiczna zieleń otaczająca nas dookoła, była pokropiona różowym kolorem kwiatów kwitnącego w tym czasie krzewu rododendrona.
Ruszyliśmy dalej, aby po przejechaniu kilkunastu metrów zatrzymać się ponownie.
Nie mogliśmy ot, tak jechać dalej, gdyż wraz z naszym przemieszczeniem, zmieniła się również perspektywa panoramy, na którą tak na prawdę mogliśmy patrzeć bez końca.
Spojrzeliśmy również na kierunek, z którego właśnie przybyliśmy.
Dopiero tutaj, na tej wysokości, zobaczyliśmy piękną panoramę tutejszych bliskich, zdawało by się szczytów półwyspu Beara oraz tych dalszych, ledwo widocznych, które znajdują się już na Półwyspie Kerry
Powoli dojeżdżaliśmy do wzniesienia...
Widoki tutejszych gór, choć są one tak na prawdę niewielkie, urzekają nas.
Góry te wyglądają na niegroźne a w rzeczywistości potrafią zaskoczyć, zranić a nawet zabić.
Po chwili postoju, jedziemy dalej.
Pokonujemy ostatnie kilkaset metrów wzniesienia i mijamy zbudowany tutaj most.
Na szczycie przełęczy wita nas brązowa tablica, oznajmiająca przybycie do hrabstwa Kerry. Kilkanaście metrów dalej, po prawej stronie drogi, ujrzeliśmy charakterystyczny symbol chrześcijaństwa w Irlandii...
W tej części kraju, dotychczas spotkaliśmy się już z podobnym krzyżem, który również został postawiony w dość nietypowym miejscu: było to na Półwyspie Dingle. Kiedyś szukałem przyczyn tak nietypowego położenia, szukając w tym jakieś legendy lub historii, lecz wyjaśnienie jest bardzo proste. Krzyże te oznaczają granice pomiędzy dwoma parafiami...
Krzyż na Półwyspie Dingle
Na przeciwko tego charakterystycznego punktu, istnieje nieprawdopodobna droga.
Droga R574, potocznie nazwana Healy Pass, to nic innego jak asfaltowa wstęga, wkomponowana w surowy klimat gór Caha. Świadomie czy też nie, w dniu dzisiejszym jest ikoną półwyspu Beara
Tuż obok  białego krzyża, po jego białej stronie, od wielu lat stoi mały budyneczek. Okazało się, że jest to sklep z pamiątkami a jego położenie jest tak nietypowe, że chyba nie ma osoby, która przejeżdżając przez Przełęcz Healy nie zatrzymuje się tutaj.
Wchodzimy do środka. Wewnątrz poznajemy przesympatycznego, starszego Pana, którego od razu polubiliśmy. Ów Pan, właściciel, prezentuje typową irlandzką gościnność: wita każdego serdecznie i z każdym chce porozmawiać. Nas ujął jeszcze tym, że gdy podliczał pamiątki, które oczywiście musieliśmy w tym miejscu kupić, nie używał kalkulatora, tylko używał papieru i ołówka, reprezentując podstawowe naliczanie nanosząc kwoty w słupkach...
Atmosfera w tym sklepiku jest cudowna i oprócz fajnych pamiątek, można tutaj poprosić o kawę lub herbatę...
Droga R547, zwana dzisiaj Healy Pass, została zaprojektowana przez byłego Gubernatora Wolnego Państwa Irlandzkiego, Timothy'ego Michael'a Healy. Budowa zakończyła się w 1847 roku i przede wszystkim była projektem przeciwdziałającym głodowi i braku pracy, w czasach gdy panowała zaraza ziemniaczana.

Była też połączeniem dwóch miasteczek, leżących na dwóch krańcach tego samego półwyspu: Lauragh i Adrigole.
Sami zobaczcie, jak wygląda serpentyna Healy Pass z "lotu ptaka"...
Google Map
Czas nam ruszać.
 Z wielką przyjemnością ruszamy w dół serpentyny, na niezliczoną ilość zakrętów... Zapraszamy Was również, wystarczy klikać myszką na zdjęciu i będziecie poznawać trasę razem z nami...

Najpierw zjechaliśmy aż do pierwszego zakola, tam gdzie akurat na zdjęciu jest samochód...
Z tego miejsca mieliśmy znacznie inne widoki, choć przecież te same...
Właśnie z tego półkola doskonale widać budyneczek z pamiątkami, krzyż oraz most...
Wrażenia z jazdy są na prawdę niesamowite...
 Powolna jazda rekompensowana jest fantastycznymi i surowymi widokami miejsc, w których chyba najlepiej czują się owce...
Nawet gdy zjechaliśmy z Healy Pass, dalsza droga również wyglądała niezwykle malowniczo...
Lokalizacja:
Półwysep Beara, Hrabstwo Cork/Kerry, Ireland
Koordynaty GPS:
51°43'16"N   09°45'23"W
Film:
Autor: Calming Trafic
MAPA:
*********************************************
 Po ostatnim poście otrzymaliśmy na naszym profilu na FB kilka fantastycznych fotek Cliffs of Moher. Chociaż to nie ładnie, to jednak zazdrościmy autorom pięknych fotek i tak pięknej pogody.
Wszystkie Wasze zdjęcia, są na prawdę super. Dziękujemy!!!
I oto pierwsze z nich nadesłane przez Anne Anule Gniadek, ukazujące klify z poziomu Oceanu...
Fot: Anna Anula Gniadek
Z kolei te same klify wieczorem oraz przy zachodzie słońca. 
Te przepiękne fotki nadesłała Agnieszka Polańska-Rogólska:
Fot.: Agnieszka Polańska-Rogólska
Fot.: Agnieszka Polańska-Rogólska
Następne zdjęcia podesłała nam Pani Elżbieta Łukowska, która również ma się czym pochwalić: 
Fot.: Elżbieta Łukowska
Fot.: Elżbieta Łukowska
Bardzo Dziękujemy!!!

sobota, 18 czerwca 2016

Post No.138: Tam gdzie kończy się droga...

Ponownie ruszyliśmy na daleko położony od Dublina, półwysep Mizen Head.
Dzień, który wybraliśmy na podróż był przepiękny, my zaś postanowiliśmy pojechać w zupełnie innym kierunku, niż pierwotnie zakładaliśmy. Tak jak kiedyś ruszyliśmy "za plecy" Slieve Leauge i odnaleźliśmy przepiękną, cichą i o błękitnym kolorze wody plażę, Malin Beg...
Post No.:93
...tak tym razem postanowiliśmy zobaczyć "plecy" Mizen Head.
Zanim jednak tam dotarliśmy, nasza trasa przebiegała koło miasteczka Macroom oraz położonej w jego pobliżu Doliny Lee, gdzie w tamtejszym jeziorze z nad lustra wody, wystają pnie drzew wyciętego kiedyś lasu. Mieliśmy nadzieję, że skoro w Irlandii nie padało od dwóch tygodni to uda się nam wykonać podobne zdjęcie, jak te poniżej, które wykonał "Zoundz"...
www.yophotographer.com - Autor: Zoundz
Niestety po przybyciu na miejsce okazało się, że poziom wody jest taki sam jak w dniu, gdy zawitaliśmy tutaj za pierwszym razem. Pomimo tego wyszliśmy z samochodu, aby trochę rozprostować kości i nacieszyć się słoneczkiem, które fantastycznie grzało w Irlandii już od kilkunastu dni.
 I tak spacerując po Grobli zauważyliśmy, że nie byliśmy tutaj sami: tuż koło znanego nam już mostka, na rozłożonym kocyku polska rodzina spędzała razem swój czas.
Po drugiej stronie grobli, widzieliśmy jak dwóch młodych ludzi szykowało swój wodny sprzęt, aby chwilę później zobaczyć obu panów na jeziorze...
Po krótkiej przerwie, pojechaliśmy dalej w kierunku zachodnim. Gdzieś tak w połowie naszej trasy, przejeżdżając przez maleńką wioskę, stwierdziliśmy że musimy się natychmiast zatrzymać.
Powodem przymusowego postoju był widok, który nam się niespodziewanie pojawił.
Za każdym razem gdy widzimy budynki w podobnych barwach stwierdzamy, że Irlandczycy nie boją się kolorów: pomimo kontrastu żółtego z fioletowym, całość prezentuje się całkiem nieźle.
Jeśli do tej panoramy dodamy widok, który widzieliśmy po drugiej stronie ulicy, sami przyznacie, że mieliśmy powód aby obejrzeć to wszystko na spokojnie.
W tym niewielkim strumyku, zauważyliśmy żwawo płynące sobie rybki.
Dzięki krystalicznie czystej wodzie, z ciekawością i satysfakcją patrzyliśmy jak ryby te z niebywałą szybkością pływały w dość płytkiej przecież wodzie. Zdaje się, że były to pstrągi potokowe...
Ruszając dalej, po pewnym czasie dotarliśmy na Półwysep Mizen Head.
Tym razem nie jechaliśmy na Owczy Most, lecz na rozstaju dróg prowadzącym do Niego, pojechaliśmy prosto...
 Przyznaję, droga ta prowadząca nas do celu nie była największej szerokości, mieścił się bowiem na niej tylko jeden samochód. Niestety w tak piękny dzień raz za razem musiałem wycofywać auto, gdyż z naprzeciwka co chwila wyłaniały się samochody, a niestety większość Irlandczyków nie zna pojęcia "cofania na lusterkach"...
Cały ten odcinek, od skrzyżowania do naszego celu, wynosi około 2,5 kilometra i ma jeden naprawdę niebezpieczny moment, na który powinno się zwrócić uwagę: lekkie wzniesienie całkowicie przysłania drogę oraz zakręt, więc pojawienie się samochodu, może być sporym i niebezpiecznym zaskoczeniem...
Wzdłuż tej drogi mamy okazję zobaczyć jeden z niewielu tak na prawdę, zachowany dom, w którym kiedyś mieszkali rdzenni Irlandczycy. Widząc ten niebywały okaz chcieliśmy wysiąść i zrobić dokładniejsze zdjęcia, ale ruch na tej wąskiej drodze uniemożliwił nam to, gdyż mogliśmy całkowicie zablokować przejazd...
Zatrzymaliśmy się więc na dosłownie kilka sekund i w między czasie zrobiliśmy te oto zdjęcie:
W końcu z nie wielka co prawda prędkością, dotarliśmy do naszego celu, co też oznajmił nam to znak drogowy...
Wysiedliśmy z samochodu i zauroczeni patrzyliśmy na zatoczkę
Po lewej stronie majaczyły nam przepiękne klify, w które rytmicznie uderzały Atlantyckie fale, prawa strona zasłonięta była przez wyższe skały. Cała ta panorama, którą mieliśmy przed oczami, wyglądała przepięknie...
Stojąc tak przy krawędzi klifu spojrzałem w dół: choć wysokość nie jest wielka, to jednak upadek na tak liczne głazy groziłby poważną kontuzją.
Na wprost przy brzegu, zacumowany został ponton, którego używała grupa płetwonurków odpoczywających teraz na skałkach.
Ta fantastyczna i jakże malutka zatoczka nazywa się Dunlough Bay i w roku 2007 była sławna na całą Irlandię oraz wyspy brytyjskie. Otóż właśnie 02 lipca 2007 roku, został udaremniony właśnie w tej zatoczce przemyt narkotyków. Wartość zatrzymanego towaru wynosiła w tamtym czasie 404 miliony €, co było drugim pod względem wielkości udaremnionym szmuglem w Irlandii.
Jak widać małe zatoczki przyciągają nie tylko turystów...
Po naszej prawej stronie, istnieje specjale miejsce dzięki któremu miejscowi mogą spuszczać na wodę i podciągać z niej łodzie. Na końcu tego betonowego korytarza, na samym jego szczycie istnieje wyciągarka.
Choć w pierwszym momencie wygląda na starą, to do takiej nie należy. Powodem wszech obecnej rdzy jest morska sól nanoszona z wiatrem na urządzenie. To właśnie dzięki soli rdza pojawia się bardzo szybko i nie pomaga żadne malowanie...
Kiedy ja fotografowałem tak wszystko dookoła, Moja Żona szykowała dla nas przygotowane wcześniej śniadanko. Ech jakże to smakowało... W tak pięknym i magicznym miejscu, przy akompaniamencie szumu fal, jedzenie smakuje wybornie...
Niestety nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższe przebywanie w Zatoczce Dunlough Bay.
Musieliśmy jeszcze dotrzeć do naszego B&B, więc pora nam było ruszać.
Wracając tą samą drogą, ponownie zatrzymaliśmy się  przy starym domku, który z boku prezentował się znacznie inaczej:
Widok na Zatoczkę Dunlough Bay z lotu ptaka...
*********************************************
Lokalizacja:
Lisnagrave, Mizen Peninsula, Co.Cork, Ireland
Koordynator GPS:
51°28'43"N   09°48'55"W
Film:
Autor: ComeraghFoto
MAPA:
*********************************************
Przeczytaj również:
*********************************************