sobota, 18 czerwca 2016

Post No.138: Tam gdzie kończy się droga...

Ponownie ruszyliśmy na daleko położony od Dublina, półwysep Mizen Head.
Dzień, który wybraliśmy na podróż był przepiękny, my zaś postanowiliśmy pojechać w zupełnie innym kierunku, niż pierwotnie zakładaliśmy. Tak jak kiedyś ruszyliśmy "za plecy" Slieve Leauge i odnaleźliśmy przepiękną, cichą i o błękitnym kolorze wody plażę, Malin Beg...
Post No.:93
...tak tym razem postanowiliśmy zobaczyć "plecy" Mizen Head.
Zanim jednak tam dotarliśmy, nasza trasa przebiegała koło miasteczka Macroom oraz położonej w jego pobliżu Doliny Lee, gdzie w tamtejszym jeziorze z nad lustra wody, wystają pnie drzew wyciętego kiedyś lasu. Mieliśmy nadzieję, że skoro w Irlandii nie padało od dwóch tygodni to uda się nam wykonać podobne zdjęcie, jak te poniżej, które wykonał "Zoundz"...
www.yophotographer.com - Autor: Zoundz
Niestety po przybyciu na miejsce okazało się, że poziom wody jest taki sam jak w dniu, gdy zawitaliśmy tutaj za pierwszym razem. Pomimo tego wyszliśmy z samochodu, aby trochę rozprostować kości i nacieszyć się słoneczkiem, które fantastycznie grzało w Irlandii już od kilkunastu dni.
 I tak spacerując po Grobli zauważyliśmy, że nie byliśmy tutaj sami: tuż koło znanego nam już mostka, na rozłożonym kocyku polska rodzina spędzała razem swój czas.
Po drugiej stronie grobli, widzieliśmy jak dwóch młodych ludzi szykowało swój wodny sprzęt, aby chwilę później zobaczyć obu panów na jeziorze...
Po krótkiej przerwie, pojechaliśmy dalej w kierunku zachodnim. Gdzieś tak w połowie naszej trasy, przejeżdżając przez maleńką wioskę, stwierdziliśmy że musimy się natychmiast zatrzymać.
Powodem przymusowego postoju był widok, który nam się niespodziewanie pojawił.
Za każdym razem gdy widzimy budynki w podobnych barwach stwierdzamy, że Irlandczycy nie boją się kolorów: pomimo kontrastu żółtego z fioletowym, całość prezentuje się całkiem nieźle.
Jeśli do tej panoramy dodamy widok, który widzieliśmy po drugiej stronie ulicy, sami przyznacie, że mieliśmy powód aby obejrzeć to wszystko na spokojnie.
W tym niewielkim strumyku, zauważyliśmy żwawo płynące sobie rybki.
Dzięki krystalicznie czystej wodzie, z ciekawością i satysfakcją patrzyliśmy jak ryby te z niebywałą szybkością pływały w dość płytkiej przecież wodzie. Zdaje się, że były to pstrągi potokowe...
Ruszając dalej, po pewnym czasie dotarliśmy na Półwysep Mizen Head.
Tym razem nie jechaliśmy na Owczy Most, lecz na rozstaju dróg prowadzącym do Niego, pojechaliśmy prosto...
 Przyznaję, droga ta prowadząca nas do celu nie była największej szerokości, mieścił się bowiem na niej tylko jeden samochód. Niestety w tak piękny dzień raz za razem musiałem wycofywać auto, gdyż z naprzeciwka co chwila wyłaniały się samochody, a niestety większość Irlandczyków nie zna pojęcia "cofania na lusterkach"...
Cały ten odcinek, od skrzyżowania do naszego celu, wynosi około 2,5 kilometra i ma jeden naprawdę niebezpieczny moment, na który powinno się zwrócić uwagę: lekkie wzniesienie całkowicie przysłania drogę oraz zakręt, więc pojawienie się samochodu, może być sporym i niebezpiecznym zaskoczeniem...
Wzdłuż tej drogi mamy okazję zobaczyć jeden z niewielu tak na prawdę, zachowany dom, w którym kiedyś mieszkali rdzenni Irlandczycy. Widząc ten niebywały okaz chcieliśmy wysiąść i zrobić dokładniejsze zdjęcia, ale ruch na tej wąskiej drodze uniemożliwił nam to, gdyż mogliśmy całkowicie zablokować przejazd...
Zatrzymaliśmy się więc na dosłownie kilka sekund i w między czasie zrobiliśmy te oto zdjęcie:
W końcu z nie wielka co prawda prędkością, dotarliśmy do naszego celu, co też oznajmił nam to znak drogowy...
Wysiedliśmy z samochodu i zauroczeni patrzyliśmy na zatoczkę
Po lewej stronie majaczyły nam przepiękne klify, w które rytmicznie uderzały Atlantyckie fale, prawa strona zasłonięta była przez wyższe skały. Cała ta panorama, którą mieliśmy przed oczami, wyglądała przepięknie...
Stojąc tak przy krawędzi klifu spojrzałem w dół: choć wysokość nie jest wielka, to jednak upadek na tak liczne głazy groziłby poważną kontuzją.
Na wprost przy brzegu, zacumowany został ponton, którego używała grupa płetwonurków odpoczywających teraz na skałkach.
Ta fantastyczna i jakże malutka zatoczka nazywa się Dunlough Bay i w roku 2007 była sławna na całą Irlandię oraz wyspy brytyjskie. Otóż właśnie 02 lipca 2007 roku, został udaremniony właśnie w tej zatoczce przemyt narkotyków. Wartość zatrzymanego towaru wynosiła w tamtym czasie 404 miliony €, co było drugim pod względem wielkości udaremnionym szmuglem w Irlandii.
Jak widać małe zatoczki przyciągają nie tylko turystów...
Po naszej prawej stronie, istnieje specjale miejsce dzięki któremu miejscowi mogą spuszczać na wodę i podciągać z niej łodzie. Na końcu tego betonowego korytarza, na samym jego szczycie istnieje wyciągarka.
Choć w pierwszym momencie wygląda na starą, to do takiej nie należy. Powodem wszech obecnej rdzy jest morska sól nanoszona z wiatrem na urządzenie. To właśnie dzięki soli rdza pojawia się bardzo szybko i nie pomaga żadne malowanie...
Kiedy ja fotografowałem tak wszystko dookoła, Moja Żona szykowała dla nas przygotowane wcześniej śniadanko. Ech jakże to smakowało... W tak pięknym i magicznym miejscu, przy akompaniamencie szumu fal, jedzenie smakuje wybornie...
Niestety nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższe przebywanie w Zatoczce Dunlough Bay.
Musieliśmy jeszcze dotrzeć do naszego B&B, więc pora nam było ruszać.
Wracając tą samą drogą, ponownie zatrzymaliśmy się  przy starym domku, który z boku prezentował się znacznie inaczej:
Widok na Zatoczkę Dunlough Bay z lotu ptaka...
*********************************************
Lokalizacja:
Lisnagrave, Mizen Peninsula, Co.Cork, Ireland
Koordynator GPS:
51°28'43"N   09°48'55"W
Film:
Autor: ComeraghFoto
MAPA:
*********************************************
Przeczytaj również:
*********************************************