niedziela, 29 marca 2015

Post No.113: Dziwne zjawiska w Grobowcu Creevykeel

Przemierzając hrabstwo Sigo, jechaliśmy  na północ drogą N15. Będąc wciąż pod wrażeniem niesamowitych szczytów Ben Bulbena, nieomalże przegapiliśmy małą, brązową tabliczkę, która jak zwykle informowała o jakimś ciekawym miejscu. Zatrzymaliśmy się więc, na małym parkingu przylegającym przy tej ruchliwej drodze, aby troszkę odpocząć a przy okazji zobaczyć miejsce, którego nazwę ciężko jest normalnie wypowiedzieć...
Cokolwiek kryło się za tą tajemniczą nazwą, ukryte było za gęstymi krzakami, które skutecznie ukrywały obiekt do którego zmierzaliśmy. Wejście znajduje się w prawym rogu parkingu, należy tylko wejść po kilku kamiennych stopniach...
Choć do pokonania mieliśmy tylko parę metrów, przechodziliśmy właśnie przez gęste zarośla, tworzące jakby tunel. Na gałęziach zawieszone były setki kokardek, pasemek materiału czy też materiałowych wstążek....
Gdy wyszliśmy z roślinnego tunelu widok, który zobaczyliśmy, przeszedł nasze oczekiwania.
Przed nami zastaliśmy masę kamieni, ułożonych bez składu i ładu - przynajmniej tak nam się na początku wydawało. Znaleźliśmy się przy Grobowcu Creevykeel, który został zbudowany 4.000 - 2.500 lat temu.
Opisywałem już na blogu dwa grobowce: pierwszym opisywanym był najsłynniejszy chyba, oblegany przez turystów a starszy od egipskich Piramid, grobowiec Newgrange.
Do jedynej komnaty umiejscowionej wewnątrz tej ogromnej budowli, prowadzi 19-sto metrowy korytarz, przez który w dni przesilenia wiosenno-jesiennego wpadają promyki słońca, oświetlając te zbudowane z kamieni i głazów, pomieszczenie...
O Grobowcu Newgrange napisałem w poście numer 8, o tutaj - zapraszam. Następnym grobowcem opisanym przeze mnie był kompleks kilku grobowców Loughcrew - gdzie według tutejszych Legend nad kopcami latała Czarownica.
O Czarownicy możecie przeczytać o tutaj - również zapraszam! W dniu dzisiejszym znajdowaliśmy się w jakże innym Grobowcu.Bez dachu i o innym kształcie, który nie był okrągły, lecz miał formę  wielkiego trapezu. Z perspektywy stojącego człowieka, nie widać wielkości owego, lecz wystarczy spojrzeć na Creevykeel z lotu ptaka i ciężko nie zdziwić się zarówno wielkością, kształtem jak i ilością komnat.
www.archaeology.ie
Bacznie oglądając Creevykeel, zmierzamy do wejścia, które tradycyjnie zbudowane zostało od strony wschodniej. Dzięki temu, że grobowiec został ułożony z jednej warstwy kamieni, możemy zobaczyć wielkość pierwszej komnaty, do której możemy dostać się pokonując trzymetrowe wejście...
Grobowiec Creevykeel został odkryty stosunkowo późno, bo w roku 1909 i został opisany jako "stos kamieni, dziko zarośniętych". Wydobyty, jak również zrekonstruowany przez H. O'Nill'a Hencen'a w roku 1935, nie dał odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadawane są przez naukowców, tak na prawdę do dnia dzisiejszego. 
Weszliśmy do środka pierwszej komnaty. Głazy, które tworzą te komnatę, wyglądają jakby miały za zadanie tworzyć "rząd krzeseł"- przypisane miejsce każdej osobie, w momencie spotkań plemienia, wewnątrz komnaty...
W komnacie, od strony zachodniej, istnieje wejście - portal, do mniejszego pomieszczenia. Wspartym na dwóch potężnych głazach, nadprożem był kilkunasto-tonowy głaz. Jakiegoż wysiłku dokonano i jakich technik, aby ułożyć tak ciężki głaz na takiej wysokości?
 Tuż przed wejściem istnieje źródełko obudowane kamieniami. Badania udowodniły, że ta mała budowla została ułożona znacznie później, w okresie wczesno-chrześcijańskim. Woda, która wypływa ze źródełka, uważana jest przez miejscowych jako cudowne źródełko, co zresztą tłumaczą te zawiązane na gałęziach kokardki z papieru i szmatek. W momencie naszego przyjazdu, w Irlandii świeciło słońce i to od dwóch tygodni, deszczu ani śladu a gołym okiem było widać, że ze źródełka wciąż biła woda...
Choć nie jesteśmy archeologami, wciąż rozglądamy się ciekawie dookoła i zauważamy, że te kamienne głazy zostały dobrane i postawione nie przypadkowo, lecz znaczenia ani zamysłu dawnych budowniczych chyba już nigdy nie poznamy.
Gdy przekroczyliśmy portal, wewnątrz zobaczyliśmy jeszcze jedną komnatę, znacznie mniejszą i odgrodzoną niewielkim murkiem. Według podań miejscowych, które spisał uczony odkrywca H.O'Nill, portal ten również posiadał nadproże z potężnego głazu, który został osadzony na tych dwóch pionowych, lecz został zrzucony "przez trzech braci o tym samym nazwisku"
Do dnia dzisiejszego nie wiadomo, gdzie ów zrzucony głaz się podział....
Grobowiec Creevykeel różni się od innych tym, że oprócz tych trzech komnat, które właśnie Wam pokazałem, posiada jeszcze trzy inne, osobne, które zostały umieszczone na bokach konstrukcji. Dwie komnaty od strony południowej, oraz jedna od północnej. Według domysłu uczonych, konstrukcja ta została budowana w czasie ogólnych zmian dynamiki społecznej, w którym kult pochówku na oczach całego plemienia przerodził się w inny: masowe groby zaczęły ustępować na poczet grobów pojedynczych...
Tak jak pisałem wcześniej, Grobowiec Creevykeel został odkryty stosunkowo późno. Powodem była niechęć okolicznych mieszkańców oraz zła sława tego miejsca. Pierwszym miejscowym, który uchylił rąbka tajemnicy i odważył się coś publicznie opowiedzieć był Gerald Keogh, który w 1979 roku, na łamach radia, opowiedział swoją historię o dziwnym, kolorowym świetle wydobywającym się z wnętrza grobowca...
Przytoczył również historię chłopca z okolicy, który bawiąc się w tym miejscu, oprócz świateł widział również "tajemnicze małe ludziki". Choć mamy XXI wiek, tutejsi niechętnie lub też w ogóle nie wypowiadają się na temat tych dziwnych zjawisk występujących w tym miejscu. Może dlatego, że boją się śmieszności, lub też dlatego, że sami nie są pewni co się tutaj dzieje. 
Niektórzy z ludzi, zajmujących się badaniami z tematów si-fi, wysnuli inną, dość ciekawą hipotezę, lecz mało popularną w Irlandii: tysiące lat temu inna, wyższa cywilizacja pokazała tubylczym ludom Sligo, w jaki sposób budować, podpowiadając kształt, a miejscowi z czasem dostosowali wybudowane pomieszczenia dla swoich potrzeb. Na poparcie swoich tez przytaczają fakt, że na 350 grobowców znalezionych w Irlandii, tylko ten ma kształt trapezu, który z góry wygląda jak podstawa statku kosmicznego. Dodatkowo przytaczają, że budowa wewnątrz grobowca przypomina mapę nieba z konstelacjami Andromedy, Skorpiona, Aquilli i innych.
www.megaliths.net
I choć można do takich rewelacji podejść bardzo sceptycznie, ciężko się nie zgodzić, że Creevykeel jest bardzo tajemniczą budowlą, która zastanawia patrząc choćby na sposób i zamysł samej budowy.
Irlandczycy, naród kochający grobowce oraz swoją historię i tradycję, uwielbiają robić zdjęcia z przesileń wiosenno-jesiennych z wnętrz grobowców, gdy słońce rozświetla komnaty. Co roku, przybywa nie tylko fotoamatorów lecz również ludzi, którzy wręcz namacalnie odbywają stare ceremonie związane z tym wydarzeniem:
Społeczność na FB - Oldcastle Equinoxes Loughcrew
Społeczność na FB - Oldcastle Equinoxes Loughcrew
Społeczność na FB - Oldcastle Equinoxes Loughcrew
Natomiast na temat przesilenia w Creevykeel, nie ma w internecie nic. A przecież ktoś mógł uwiecznić moment, jak promienie słońca wchodzą do trzeciej, najmniejszej komnaty... Najwidoczniej żaden z miejscowych nie chce o świcie przebywać sam w tymże jakże nietypowym grobowcu..
My w każdym bądź razie, kosmitów nie ujrzeliśmy oraz nie odczuliśmy żadnej złej atmosfery. Sama budowla, natomiast, nas urzekła, a jej kształt i wielkość niezbicie świadczą o potencjale ludzi, którzy żyli w tym miejscu ponad 3.000 lat temu...
*******************************************
Lokalizacja:
The Woods, Cartonkillerdoo, Co.Sligo, Ireland
Koordynaty GPS:
54°26'20.98"N  08°26'2.04"W 
Film:
Autor: Mattew Kelly
MAPA:
***************************************************************************
W dniu dzisiejszym z przyjemnością publikuję zdjęcia, które przysłała Illona Jakubiak, która wraz ze swoją połówką, Michałem, na początku tego roku przemierzyli zachodnie wybrzeża Irlandii.
Zdjęcia prezentują surowe, lecz jakże piękne oblicze Irlandii, które Illonie i Michałowi udało się zobaczyć.
Dziękujemy i Zazdrościmy wycieczki!!!!
Latarnia na Valencia Island. Fot.: Michał Kuźnicki
Gap of Dunloe. Fot.:Michał Kuźnicki
Klify w Kilkee. Fot.: Michał Kuźnicki
Klify w Kilkee. Fot.:Michał Kuźnicki
Klify koło Bridges of Roses. Fot.: Michał Kuźnicki
Moherowe Klify. Fot.: Michał Kuźnicki
Bardzo dziękujemy i serdecznie pozdrawiamy!!!!

niedziela, 22 marca 2015

Post No.112: Jak wiosny w górach Wicklow szukaliśmy - fotorelacja

W końcu, po niemalże trzech chmurnych i deszczowych miesiącach, w końcu na Zielonej Wyspie zawitało słońce. Nie ma co ukrywać, ale na taki dzień czekała cała Irlandia i w końcu wszyscy którzy mogli, wyszli na zewnątrz. Wyszliśmy również i my i ruszyliśmy na ukochane przez nas góry Wicklow, z zamiarem znalezienia przez nas oznak wiosny. Ruszyliśmy swoją starą trasą, którą przemierzamy w zasadzie co miesiąc. Zatrzymaliśmy się na szczycie pewnego wzniesienia, obserwując otaczającą nas panoramę. Obok nas, za płotem, wylegiwały się dwie krowy, najwidoczniej również ciesząc się z ciepłych promieni słońca...
Po przejechaniu kilku następnych kilometrów, znaleźliśmy się przy mostku i ruinkach, które zbudowane zostały kiedyś w czasie istniejących tutaj kopalni. To nowy mostek. Poprzedni został zmyty po ulewnych deszczach, które nawiedziły Irlandię w zeszłym roku...
Ten mały strumyczek po kilkudniowych deszczach zamienia się w górski potok o niesamowitej sile. W czasie naszego 10-cio letniego pobytu w Irlandii, to już czwarty odnowiony most. Nowy, jak widać na zdjęciu, wsparty został znacznie wyżej i na metalowych belkach, które zostały zabetonowane w głazach...
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i wspięliśmy się znacznie wyżej. Naszą drogą co chwila pomykały samochody oraz motory - śmigacze. Pojawiły się również inne dwukołowce - rowerzyści. To wszystko razem sprawia, że na drodze trzeba zachować rozsądną prędkość i baczną uwagę....
Ruszamy dalej. Jedziemy w kierunku Glandelough i zjeżdżamy drogą w dół, która wije się jak wąż...
W dniu dzisiejszym zdaje się, kto żyw ten... w górach Wicklow! I tak przez całą trasę....
Opactwo Glandelough i jezioro Upper Lake sobie darowaliśmy. Jest godzina 11 i widzimy ile samochodów ciągnie w tym kierunku a z doświadczenia wiemy, co się będzie tutaj działo o 15. Ruszamy więc nad jezioro Guinness'a.
Oczywiście i tutaj parkingi zapchane do granic możliwości. Każdy wolny kawałek zajęty przez auto a właściciele tych aut, maszerują gdzieś po wytyczonych szlakach ...
Kurcze, spóźniliśmy się... Wygląda na to, że szybowali i lądowali tutaj ludzie, którzy zajmują się szybownictwem spadochronowym.( niestety nie znam oryginalnej nazwy). Szkoda, że nie zdążyliśmy...
Zatrzymaliśmy się w malej zatoczce. Przed nami rozpościerał się widok na Guinness Lake. Urzeczeni ciszą i lekkim, ciepłym wiaterkiem patrzyliśmy przed siebie...
Raptem nad naszymi głowami coś zaszumiało: spojrzeliśmy w górę i oniemiali patrzyliśmy jak zgrabnie lawirował tuż przy stoku jeden ze spadochroniarzy. Wykorzystywał każdy możliwy podmuch i zgrabnie skręcał, zawracał i powracał, lekko sterując swoim spadochronem. Wyczuwał prądy powietrzne jak jakiś ptak...
W końcu wylądował.... przy bacznej obserwacji kolegów.
Wracamy. Za chwilę zrobi się tutaj na prawdę tłoczno a ja niestety jeszcze do pracy iść muszę. Szkoda. To był fajny i ciepły dzień.... Po drodze mijamy choinkę, która została ubrana na Święta Bożego Narodzenia. Nikt jej nie rusza a zapewne w tym roku, przybędzie jej parę nowych ozdób...
I jak myślicie? Jest już wiosna?