sobota, 27 września 2014

Post No.92: Kolejka linowa Cable Car

Zwiedzając Półwysep Beara, położony w hrabstwie Cork, postanowiliśmy dotrzeć na sam jego koniec, gdzie znajduje się dość nietypowa atrakcja turystyczna, o nazwie Cable Car.
Droga prowadząca do Cable Car wymaga od kierowcy skupienia, gdyż praktycznie jest to jezdnia o wielu zakrętach i szerokości jednego samochodu. Lecz dzięki naszej wolnej jeździe, mamy doskonałą okazję obejrzeć tutejsze domki, które w sposób wyjątkowy wkomponowały się w tutejsze otoczenie...
 Gdzieś tam w połowie Półwyspu, zauważyliśmy nietypową skrzynkę na pocztę, przy której zatrzymuje się nie tylko tutejszy listonosz, ale również przejeżdżający turyści.
Kilka lat temu, domek ten wyglądał zupełnie inaczej...
Po drodze na Cable Car, prawie przeoczyliśmy mały, stojący przy drodze pomniczek. Tutejsi mieszkańcy, wiele, wiele lat temu, postawili go, by uhonorować wielką odwagę 6-iu osób...
Okazało się, że tuż za wyspą Dursey,do której zmierzaliśmy, znajduje się maleńka skała, która była i wciąż jest, bardzo niebezpieczna dla żeglugi przepływających w okolicy statków. Zarząd komisaryczny Hrabstwa Cork w 1846 roku, na żądanie jednego z kapitanów statku, zaczął rozpatrywać zbudowanie latarni morskiej na tej maleńkiej skale, którą nazwano Calf Rock. Na zdjęciu powyżej to mała kropeczka widoczna po prawej stronie, od ostatniej wyspy.
Rozpoczęto prace.
W trakcie budowy, w roku 1881, gdy na skale przebywało 6 mężczyzn, rozszalał się sztorm. Jedna z wielkich fal uderzyła w budowaną latarnię, powodując częściowe zniszczenia, lecz dzięki temu, że pracujący tam ludzie akurat byli wewnątrz, ocaleli.
Niestety sztorm nie zmalał. Przez następne 12 dni, ludzie ci walczyli o przetrwanie, starając się wysłać sygnał świetlny na ląd.
www.begleys.com
Sygnał w końcu dostrzeżono, gdyż rodziny zaczęły martwić się o los swoich bliskich i często spoglądali w kierunku małej wysepki. Podniesiono alarm i poproszono o pomoc.
 Na ratunek została wysłana Brytyjska kanonierka, która ruszyła przez ogromne fale i wodną kipiel, aby zabrać nieszczęśników na suchy ląd. Niestety, pomimo wielu prób, kanonierka nie potrafiła przebić się przez lawirujące prądy morskie. W ciągu następnych dwóch dni, Brytyjczycy wciąż próbowali pokonać tę niewielką, wydawałoby się odległość, lecz w tych dniach morze było znacznie silniejsze od kanonierki.
http://richiehodges.com/
Taki rozwój sytuacji nie był sprzyjający dla rozbitków.
 Czternaście dni na maleńkiej wysepce, bez jedzenia i wody, za to z ogromnymi falami, które przelewały się przez tą maleńką wysepkę, mogło się skończyć, tylko w jeden sposób... W obliczu zbliżającej się tragedii, sześciu mieszkańców z wioski, nie mogło czekać i patrzyć jak giną ich sąsiedzi i przyjaciele, wsiedli do łódki i za pomocą zwykłych wioseł, pokonując silne prądy, zawirowania oraz wysokie fale, zbliżyli się do tej maleńkiej wyspy. Za pomocą lin, nieszczęśnicy dostali się do łódki i cała dwunastka, w końcu cało dotarła na brzeg.
http://gulfmannlighthouse.blogspot.ie/
A My, po wielu przejechanych kilometrach, dotarliśmy do końca półwyspu Beara.
W tle, oddzielona  wodą, wyrasta wyspa Dursey, która wydaje się taka duża i jałowa zarazem. Na zdjęciu, pomiędzy drewnianymi słupami, widoczna jest kolejka Cable Car, tutejsza atrakcja turystyczna...
Docieramy na Parking położony pod kolejką linową.
Z tego miejsca mamy okazję przypatrzyć się samej wyspie, która przed Wielkim Głodem, w roku 1840 liczyła aż 350 mieszkańców.
To dość sporo, biorąc pod uwagę fakt, że wyspa ma tylko  6,5 kilometra długości i 1,5 km szerokości. Niestety, Wielki Głód zrobił swoje: mieszkańcy, jeden po drugim, zaczęli opuszczać wyspę. W dniu dzisiejszym, według różnych źródeł, na wyspie żyje tylko od 6 do 8 mieszkańców!
Znaleźliśmy się w miejscu, w którym możemy obrać dowolny kierunek jazdy,
lecz podane odległości, lekko nas zniechęcają...  :-)
Lokalna atrakcja, Cable Car, budzi w nas mieszane uczucia. Zastanawiamy się nad jej sensem, gdyż wydawałoby się, że morska przeprawa byłaby i znaczniej szybsza, jak również bezpieczniejsza.
Jednakże silne pływy morskie w wąskim przesmyku, strasznie utrudniały dotarcie do wyspy wszelakim łodziom i promom. Szczególnie w czasie wysokiej fali, gdy łodziami rzucało na prawo i  lewo. Przykładem takiego sztormu, niech będzie ten oto filmik. Autorem jest Richie Hodges.
Od 32-ej sekundy filmu, możemy zobaczyć "wodny kociołek" w przesmyku...
Wiatr szybciej cichnie niż fale, więc w 1969 roku postanowiono zbudować kolejkę linową na wyspę, która tak po prawdzie, z upływającym czasem, stała się atrakcją turystyczną regionu. 
Pierwotnym zadaniem był przewóz bydła i owiec na wyspę, na której zwierzęta mają wręcz doskonałe warunki do wypasu. W zeszłym roku jednak, zarząd hrabstwa Cork ustanowił limit wagowy na kolejkę, który wynosił tylko 500 kg. Okoliczni mieszkańcy dosyć głośno protestowali, gdyż w tym przypadku nie mogli przewozić na wyspę swoich krów.
www.idepedent.ie
 Powołano komisję, która sprawdziła stan techniczny całej kolejki linowej.
Sprawdzono każdy element i po ekspertyzach, limit zwiększono do 1.200 kg.
***
Mieszkańcy wyspy Dursey, w czasie II wojny światowej byli świadkami katastrofy lotniczej . Otóż w dniu 23 Lipca 1943 roku, niemiecki bombowiec Ju - 88 zaczepił o najwyższy punkt wyspy, która zasłonięty był we mgle. 
http://en.wikipedia.org/
Uderzenie było tak silne, że zginęła cała załoga samolotu. 
Irlandczycy, przetransportowali ciała zmarłych lotników, na cmentarz w Glencree, w Górach Wicklow, gdzie pochowani zostali wszyscy zmarli na terytorium Zielonej Wyspy niemieccy lotnicy, w czasie trwania II Wojny Światowej.
 Na samym szczycie najwyższego punktu wyspy Dursey, wciąż znajduje się jedna z wież Napoleona.
http://en.wikipedia.org/
O wieżach tych napisałem już sporo, więc dopiszę tylko, że obok niej, w trakcie II wojny światowej, mieszkańcy usypali z kamieni wielki napis Eire, który miał informować lotników obu walczących stron, że znaleźli się na terytorium państwa neutralnego. Była to również forma drogowskazu. Dzisiaj znak ten, ze względu na upływający czas, jest już praktycznie niewidoczny.
http://en.wikipedia.org/
Kolejka Cable Car jest całkowicie bezpieczna dla chętnych przejażdżki turystów.
 Zarząd hrabstwa Cork, doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to jedna z najważniejszych atrakcji Półwyspu Beara i co roku sprawdza stan techniczny, wysyłając wyspecjalizowaną do tego kadrę.
My z przyjemnością obserwowaliśmy, jak kolejka zbliża się do nas.
Niestety zauważyliśmy, że pomimo lekkiego wiatru, całość potrafi się chybotać i chyba to było powodem, że Moja Żona nie zdecydowała się na przejażdżkę. Choć bardzo chciałem, uszanowałem decyzję i zostałem przy Niej. Co to za frajda jechać samemu...?
Kolejka rozciąga się na wysokości 250 nad poziomem morza. Odległość którą musi pokonać między punktami wynosi około 400 metrów i zazwyczaj pokonuje się ją w czasie 6-10 minut.
Gdy nadszedł czas, ruszyliśmy w powrotną drogę. Na pierwszym wzniesieniu od parkingu, znajduje się bardzo ładny dom, który jest ostoją dla niektórych podróżników.
To B&B Windy Point House.
Warto przy nim się na chwilę zatrzymać, gdyż na przeciwko tego domku, w ogródku, znajduje się oryginalna kabina Cable Car, która była w użyciu znacznie wcześniej niż obecna.
Szkoda tylko, że nie ma do niej żadnego dostępu.
Otoczona płotem, służy teraz jako... kurnik.
Tuż obok, wierny osiołek dźwiga kosze z torfem przeznaczonym na opał....
 To jednocześnie była dla Nas ostatnia okazja, aby jeszcze raz spojrzeć na kolejkę Cable Car, która wciąż, nieprzerwanie, pokonywała swoją trasę...
Ruszyliśmy dalej, gdyż chcieliśmy w tym słonecznym dniu, zobaczyć jak najwięcej...

*********************************************
Lokalizacja:
Ballaghboy, Lambs Head, Cable Car, Co.Cork, Ireland
Koordynator GPS:
51°36'35.87"N   10°09'17.89"W
Film:
Świetny filmik, z ujęciami owiec, które są transportowane Cable Car na wyspę. Rozmowy z wyspiarzami oraz ujęcia z kolejki. Zapraszam bardzo serdecznie.
Co prawda językiem na początku filmu jest język niemiecki, ale potem już tylko angielski.
Autorem tego filmu jest  Joerg Pfeiffer.
WEBSITE:
MAPA:
*********************************************

niedziela, 21 września 2014

Post No.91: Zatopiony las i Irlandzki Janosik

Któregoś dnia, postanowiliśmy wybrać się na Zachód Irlandii i jadąc drogą R584, kilkanaście kilometrów za miasteczkiem Macroom, niespodziewanie dla nas samych, przejeżdżaliśmy koło niesamowitego jeziora, z którego wystawały stare pnie drzew.  
Zatrzymaliśmy samochód na pobliskim parkingu  i postanowiliśmy przyjrzeć się lepiej temu miejscu. Jak się okazało, znaleźliśmy się w Dolinie Lee, przy jeziorku, które nazwane zostało The Gearagh.. To staro irlandzka nazwa An Gaorthadh - w wolnym tłumaczeniu:  rzeka/zalesiona dolina.
Należy tutaj wspomnieć, że dolina ta, leży w bliskiej okolicy miasta Cork, który w irlandzkim języku oznaczało bagno. I właśnie okolice Corku, znane były powszechnie jako tereny bagienne i zalesione, które od czasu do czasu nawiedzały powodzie, gdy któraś z rzek wylewała na tym dość nizinnym terenie. Systematyczność powodzi oraz gęstość zalesienia powodowały, że teren ten był znany jako mało dostępny i niezamieszkany.
 Nasz parking, na którym się znajdowaliśmy, znajduje się na przeciwko grobli,  na którą każdy kto chce, może sobie wejść. A gdy już wejdzie, odnajdzie na Grobli ciszę i spokój. Napisałem grobla, choć tak na prawdę, wiele lat temu, była to główna droga którą normalnie jeździły  samochody, na trasie miast Macroom - Dunmanway.
Dzisiaj po dawnej drodze nie ma śladu a miejsce, w którym jesteśmy, to jedna z odnóg rzeki Lee...
Okoliczny teren jest własnością E.S.B.
Ta największa firma, zarządzająca elektrycznością w Irlandii, wykupiła w latach 50-tych okoliczne tereny, pod program, który został nazwany Hydroelectric Lee. Zadecydowano, że w pobliżu powstaną tamy wodne, dzięki którym można byłoby bardziej kontrolować zasilanie rzek przed częstymi powodziami nawiedzającymi miasto Cork. W 1950 roku rozkopano ziemię, wycięto okoliczne drzewa i wybudowano dwie tamy.
Wystające z wody pniaki, to wszystko co zostało po lesie łęgowym, który porastał nadrzecze rzeki Lee pod koniec epoki lodowcowej. Wydaje się, że w ESB dostrzeżono fakt destrukcji i zachowano mały kawałeczek obszaru, który od roku 1987, został mianowany Rezerwatem Przyrody.
W ten oto sposób, człowiek zniszczył 60% terenu, który był przepiękny i rozległy. 
Był tak dziki i rozległy, że pisano o nim: "nawet i gdyby tysiąc osób weszło do tego lasu, to nikt by się nie spotkał przez następny tydzień..."
Szliśmy więc wzdłuż dawnej grobli, obserwując te magiczne miejsce.
Po obu stronach, co kilkadziesiąt metrów istniała przerwa w płocie, umożliwiając chętnym wędkarzom dostanie się nad brzeg. Jest to jedno z miejsc, gdzie można łowić ryby...
Przechodziliśmy właśnie przez jeden, z czterech mostów istniejących na jeziorze Gearagh.
Tutejsze znaki wzbraniają przed kąpielą, gdyż choć woda wydaje się czysta i widzimy dno, to pływanie tutaj jest bardzo niebezpieczne. I nie chodzi tylko o to, że w wodzie są niewidoczne konary. Najgorszy jest tutaj torfowy muł, którego dno pokrywa całość jeziora. My wciąż idziemy do przodu, delektując się i ciszą i widokami. Wydaje się nam, że idąc w kierunku następnego mostu, idziemy przez krzewiasty tunel, który w żaden sposób nie przypomina dawnej drogi...
Po prawej stronie od nas, konary dawnych dębów wystają z nad tafli jeziora.
Niektóre z nich swoim wyglądem przypominają jakieś postaci rodem z jakiegoś horroru...
Wystający z wody, bezgłowy tułów straszy swym wyglądem...
Po drugiej stronie jest podobnie: Potwór ze szkockiego jeziora Loch Ness, najwidoczniej przeprowadził się do Irlandii....  ;-)
Mijając drugi tunel, docieramy do następnego mostu o dwóch przęsłach.
To za tym mostem mamy najlepszy widok na pozostałość starego lasu.
Obszar ten w XVII wieku był tak rozległy, że jeden z ówczesnych historyków tak opisał ten teren: "Ogromna równina pokryta drzewami i podzielona przez rzekę Lee do 1000 wysp".
Oczywiście gęstość i dzikość okolic sprzyjała wszystkim okolicznym rozbójnikom w tutejszym ukrywaniu się. Wszak jeden z nich, żyjący w XVII wieku, zwanym "Sean Rua na Gaortha" ( Rudowłosy Sean z Gaaragh) innym rozbójnikiem był, gdyż okradał bogatych by wspomóc biednych.
Taki nasz "Janosikowy Sean" tak mocno dał się we znaki ówczesnym Panom, że wielokrotnie zorganizowano na niego zasadzki przez XVII wieczną Milicję. Lecz leśne bagienne obszary skutecznie ukrywały Sena przed pewną egzekucją.
Tutejsze podania mówią, że z upływem czasu, gdy Rozbójnik Sean stracił swą szybkość, gibkość i siłę, zajął się produkcją Putin'a, alkoholu z fermentowanych ziemniaków, który w Irlandii był, jest i zapewne jeszcze długo będzie alkoholem nielegalnym. Podobno Rozbójnik z Gearagh zmarł w czasie snu, w swoim łóżku, gdy już był na prawdę stary... Być może i My właśnie teraz podążaliśmy tym samym szlakiem, którym kiedyś uciekał najsławniejszy rozbójnik XVII-sto wiecznej Irlandii...
W dniu dzisiejszym Jezioro Gearagh to raj dla wędkarzy, ale nie tylko.
Wiele gatunków ptaków, znajduje schronienie wśród trzcin i pni dębów zanurzonych w wodzie. Choć czas nie pozwalał nam na dłuższy pobyt, wiedzieliśmy, że jest to niezwykłe miejsce.
Dzisiaj woda przeszkadzała nam na ukazanie magii tego miejsca, gdyż na najbliższej tamie upuszczono trochę wody. Jednak latem, gdy poziom wody z braku deszczu zmniejsza się, jezioro Gearagh zmienia się nie do poznania:
www.activeme.ie
www.tripadvisor.ie
Choć poziom wody jest wysoki i nie możemy zrobić podobnego zdjęcia, to i tak uważamy, że Jezioro Gearagh i jego okolica jest wyjątkowa...
Z drugiej strony, to niesamowite z jaką łatwością człowiek potrafi zniszczyć coś, co ściśle związane było z epoką lodowcową...
*********************************************
Lokalizacja:
R584, Macroom, Co.Cork
Koordynaty GPS:
51°53'24.85"N   08°58'29.48"W
Film:
Autor: Siim V
MAPA:
*********************************************