Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Film. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 maja 2016

Post No.136: Półwysep Dingle, plaża Clogher oraz Gwiezdne Wojny.

W końcu udało się nam zaplanować wspólny weekend i zadecydowaliśmy, że Majówkę 2016 spędzimy na Półwyspie Dingle. Choć to magiczne miejsce oddalone jest od Dublina o niemalże cztery godziny drogi, pojawiamy się na Półwyspie rok w rok i choć z pogodą jest różnie, jak to w Irlandii, nigdy nie żałujemy naszego przyjazdu w tak przepiękne miejsce.
Nasz wyjazd zaplanowaliśmy w Piątek, lecz mogliśmy wyruszyć dopiero po godzinie 16. Pomimo tak późnej pory mieliśmy realne nadzieje, że zachód słońca obejrzymy już na jednej z plaż Dingle. Niestety, nie przewidziałem tylko, że w piątkowe popołudnie cała Irlandia stoi w korkach. Zachód słońca obejrzeliśmy będąc jeszcze w samochodzie, gdzieś tam za miasteczkiem Tralee...
Następnego dnia, Dingle ugościło nas pięknym i słonecznym dniem.
Gdy tylko zjedliśmy śniadanie w naszym ulubionym B&B, ruszyliśmy na zwiedzanie Półwyspu i skierowaliśmy się na znana nam już Slea  Head.
Droga ta prezentowała się jak zwykle uroczo: wąska jezdnia, która została zbudowana nad skrajem klifu, potrafi zaskoczyć niejednego kierowcę a ostatnie jej metry wieńczy parking, na którym co roku od lat dwóch wstecz, spotykaliśmy Johna...
John był kiedyś architektem z niezłym stanem konta w banku. 
Gdy w 2008 roku Światowy Kryzys rozłożył Celtyckiego Tygrysa na łopatki, John stracił w zasadzie wszystko oprócz starego, znalezionego na strychu fletu poprzecznego. 
To w zasadzie dzięki znalezisku John odnalazł sens swojego życia i to dzięki niemu John wygrywał turystom historię ludzi, mieszkających wcześniej na półwyspie Dingle.
Niestety murek, na którym zazwyczaj widzieliśmy Johna, dzisiaj był pusty.
Być może było jeszcze za zimno a nam było nam troszkę smutno, że w tym roku nie posłuchamy opowiadań Johna. O samym Johnie oraz innych wyjątkowych ludziach, mieszkających na tym Magicznym kawałku irlandzkiej ziemi, napisałem tutaj
Parking, na którym właśnie przebywaliśmy, jest doskonałym punktem widokowym na którym w zasadzie znajdziemy wszystko: błękit Oceanu Atlantyckiego, irlandzkie klify, magiczną zieleń oraz wiele kamiennych murków ustawionych ludzką ręką na tutejszych polach...
Spoglądamy na wyspę Blasket, która skąpana w świetle słońca wygląda przeuroczo.
Zbliżenie w aparacie, umożliwia nam zobaczenie ruin domostw dawnej wioski, zbudowanej na zboczach od strony stałego lądu, aby uniknąć zimnych oceanicznych wiatrów. Wioska ta, w ciągu dosłownie jednego dnia, została opuszczona przez wszystkich mieszkańców. 
Po upływie kilkudziesięciu lat, widać kontrastującą biel nowych domostw, świadczącą o powrocie nowego pokolenia na surową i oddaloną od "cywilizacji" wyspę. 
Przypatrując się tamtejszej plaży, widzimy na jej złotych piaskach szarą smugę: to stado fok, które praktycznie codziennie od wielu lat wygrzewają się na nim. Foki te można obejrzeć całkiem z bliska dzięki fantastycznej usłudze jaką jest Eco Tour, która oferuje wyprawę na te ogromną wyspę.
Jadąc dalej, chcieliśmy się zatrzymać na następnym Parkingu nieopodal, gdzie zawsze stajemy na posiłek a gdzie przy okazji można zobaczyć Rogi Diabła. I tak jak przez cały dzień nie widzieliśmy żadnego turysty, tak właśnie na tym Parkingu było ich tak wielu, że nie było już miejsca dla nas. 
O "Rogach Diabła" napisałem tutaj.
Ruszyliśmy więc dalej, nawet nie zatrzymując się. Po kilku minutach jazdy, zbliżaliśmy się do rejonu zwanego Waymont. Tuż przed Nim warto zatrzymać na chwilę samochód, aby móc podziwiać panoramę która znajduje się po naszej lewej stronie: trzy wyspy: Blasket, Śpiący Olbrzym i Teracht wyglądają przepięknie...
W końcu zajechaliśmy na sam Waymont. 
To własnie w tym miejscu mamy najlepszy punkt widokowy w tej części półwyspu. Szkoda tylko, że nie ma żadnego miejsca parkingowego tylko istnieje taka mała zatoczka przy jezdni, która mieści zaledwie trzy samochody. 
Dzisiaj mieliśmy szczęście, zmieściliśmy się w limicie i możemy się zatrzymać na dłużej ale są też takie dni, że po prostu trzeba jechać dalej, gdyż ilość przejeżdżających samochodów w sezonie turystycznym nie pozwala na bezpieczne parkowanie. 
Szkoda, bo warto się zatrzymać i delektować się takimi oto pięknymi widokami.
Był również drugi powód naszego przybycia tutaj: gospodarz naszego B&B wskazał nam ten punkt jako najlepszy, aby zobaczyć miejsce w którym właśnie kręcono następny epizod najsławniejszego chyba filmu sci-fi, "Gwiezdne Wojny"!!!
 Już znacznie wcześniej, bo w zeszłym roku, kręcone były sceny do epizodu VII, na przepięknej wyspie Skelling Michael. Szczegóły wykonywania scen na wyspie wyszły dopiero w tym roku a niektóre z nich można już obejrzeć na You Tube. Oto jeden z nich:
Star Wars The Forsen Awaken
Trzy lata temu chcieliśmy zwiedzić tę niesamowitą wyspę, byliśmy już nawet u wejścia do portu, ale ze względu na zbyt wysoką falę nasz skiper zrezygnował z podpłynięcia. Opłynęliśmy tylko wyspę dookoła, o czym również już pisałem i również zapraszam do posta - tutaj.
Patrzyłem więc z przejęciem na odległy punkt, w którym faktycznie coś było. Oczywiście o rozróżnieniu jakichkolwiek elementów nie mogło być mowy. Z pomocą przyszedł nam aparat i przy maksymalnym zbliżeniu, coś udało nam się zobaczyć.
Nie byłbym sobą, gdybym nie chciał zobaczyć czegoś więcej, lecz zanim ruszyliśmy odkryć  "Gwiezdne Wojny", ruszyliśmy na naszą ulubioną plażę, która z punktu Waymont wyglądała tak:
Plaża Clogher.
 Sam nie wiem jak to możliwe, ale za każdym razem, kiedy tutaj jesteśmy, jest tutaj niesamowicie pusto.
Kolor złotego piasku i błękitnej wody na zdjęciach bardziej kojarzony jest z jakimś bardzo odległym krajem a nie z Irlandią. Dodatkowym atutem jest to, że plaża ma w sobie tak pozytywną energię, że nie przeszkadzają nam dzisiaj zimowe kurtki, które mamy na sobie i szalejemy sobie na piasku...:-). Zresztą zawsze tutaj tak było: za każdym razem czuliśmy, jakby pozytywna energia tutaj dotykała nas.
Wspominając nie tak odległe czasy, byliśmy  świadkami jak właśnie tutaj, zaśpiewały dla nas... kamienie. Sami posłuchajcie, zaczynają śpiewać od 14 sekundy filmu:
Autor: Moja Zielona Irlandia
No ale ja miałem dzisiaj misję do wykonania: jako wierny fan Gwiezdnych Wojen, nie mogłem ot tak sobie pojechać, nie zbliżywszy się nawet do miejsca, w którym coś budowano na potrzeby filmu.
Ruszyliśmy więc z kopyta i już po kilkunastu minutach zjeżdżaliśmy z głównej drogi i kierowaliśmy się ku wiosce Ballincolla.
Jechaliśmy dość powoli, gdyż musieliśmy pokonać sporo zakrętów.
W końcu zza następnego rogu, dość niespodziewanie wyłoniła nam się biała tablica, z namalowanym i przekreślonym na czerwono aparatem fotograficznym. Napis nie pozostawiał żadnej wątpliwości: ZAKAZ FOTOGRAFOWANIA!
Tuż obok niej stał groźnie wyglądający Ochroniarz rodem z Ojca Chrzestnego wzięty...
Nasza rozmowa była bardzo krótka, po której otrzymaliśmy dość zwięzłą informację: tutaj filmu żadnego nie robią. Na pytanie czemu jest zakaz fotografowania słyszę odpowiedz: abym mógł zobaczyć film w Hollywood! hahah
No tak. Wygrać, nie wygram, więc musimy zawrócić co też czynimy z niechęcią. Jednak nie podajemy się: tuż za zakrętem, który umożliwi nam schowanie się przed czujnymi oczami Irlandzkiego Ala Capone, zatrzymujemy się i robimy te oto fotki:
Chyba rozumiem decyzję filmowców o zmianie miejsca nagrywania scen.
Skellig Michael nie jest miejscem, do którego można dostać się codziennie: stan Oceanu i jego pływy mogą pokrzyżować plany nie jednemu reżyserowi. Dochodzi fakt, że aby dostać się na sam szczyt góry, gdzie filmowane są główne klipy, trzeba pokonać ponad 600 kamiennych stopni, które nie zawsze są bezpieczne...
Wikipedia
Należy chyba podziwiać zamysł i potrzebę zbudowania identycznego miejsca, które użyto w filmie z zeszłego roku. Położone nad klifami, chatki zbudowane zostały na specjalnej, wbrew kształtowi terenu, wypoziomowanej platformie. I to w miejscu, do którego nie prowadziła żadna droga...
 No i chyba troszkę przesadzają z zachowaniem tajemnicy, gdyż RTE poinformowało opinię publiczna jak tylko zaczęto prace.
www.rte.ie
Zauważyliśmy, że drugi z ochroniarzy stojący z połowie tej specjalnej drogi, obserwuje nas niczym snajper na wojnie, więc zadecydowaliśmy o natychmiastowej zmianie naszej lokalizacji.
Conor Pass to miejsce opisywane już przez nas i wielokrotnie przez nas odwiedzane.
To miejsce, do którego wciąż się wraca i nie sposób o nim zapomnieć.
 Kręta i wąska droga prowadzi wzdłuż krawędzi klifów i wznosi się na szczyt, z którego możemy podziwiać przepiękna panoramę na pobliskie zatoki, góry oraz sam Półwysep Dingle.
Gdy w końcu docieramy na szczyt, zatrzymujemy się na parkingu i możemy w ten niezwykle słoneczny dzień, napawać się widokami...
Choć to początek maja, po kolorach okolicznych wzgórz widać, że przyroda tkwi jeszcze w letargu.
Zimny, oceaniczny wiatr w tym roku nie pozwolił na zbyt wcześnie zazielenić się wzgórzom.
Doskonale widoczna z tego miejsca Góra Mount Brendon, dumnie wznosi się a my już podążamy w dół, raz po raz naciskając pedał hamulca...
*********************************************
Lokalizacja Parkingu:
Półwysep Dingle, Co.Kerry, Ireland
Koordynator GPS:
52°06'18"N   10°27'19"W
Film:
Autor: Denis Ryan
MAPA:
*********************************************
Lokalizacja:
Péninsule de, Dingle, Co. Kerry
Koordynaty GPS:
 52°09'24"N   10°27'34"W
Film:
Autor: Martin Veskilt
MAPA:
*********************************************
Lokalizacja Planu Filmowego Star Wars: 

Koordynaty GPS:
52°10'46"N    10°26'58"W
MAPA:
*********************************************
Na zakończenie z przyjemnością podzielę się z Wami zdjęciami, które nadesłała Wioletta Chmiel Debicka, która zwiedziła plan "Gwiezdnych Wojen" tydzień po nas i podzieliła się swoimi, doskonałymi zdjęciami.
Oto Fotki:
Za super fotki bardzo dziękujemy!!!!
Jednocześnie pragnę Was poinformować, że ekipa filmowa przeniosła się na Malin Head...
Niech Moc będzie z Wami...
*********************************************

sobota, 16 maja 2015

Post No.117: Jak "Dolinę Wikingów" zwiedziłem...

Nie dalej jak w ostatni Wtorek, miałem jakieś przeczucie, żeby ruszyć nad jezioro Guinness'a.
Tak jak przeczuwałem, znalazłem się w tym miejscu w czasie kręcenia scen do najnowszej serii "Wikingów". Najlepszym dowodem był widok na pobliski parking, który normalnie jest nieczynny, a który zapełniony był samochodami właścicieli, którzy biorą udział w tej wielkiej produkcji serialu HBO.
Sam nie wiem czemu, zatrzymałem się przy bramie prowadzącej do prywatnej posesji rodziny Guinness'a, położonej nad jeziorem Lough Tay.
Google Map
Przy bramie stała sympatyczna Pani Strażnik z krótkofalówką w ręku, która w ten wietrzny dzień musiała pilnować, aby nikt obcy nie dostał się na teren posesji, gdzie co roku od lat trzech w tył, kręcone są sceny do tego, jakże sławnego, szczególnie zza Oceanem, serialu. Nawet z tego miejsca widać było, że sceny kręcone są nie tylko nad jeziorem, ale również na lewo od niego....
 Sam nie wiedząc czemu, spytałem się czy można zejść na dół. Odpowiedz zdziwiła mnie strasznie, gdyż otrzymałem pozwolenie na wejście na prywatny teren, choć pod jednym wszakże warunkiem: że nie jestem z prasy. Odparłem ze śmiechem, że z moim akcentem, raczej to niemożliwe.
Odstawiłem samochód i czym prędzej ruszyłem asfaltową drogą w dół doliny, której jeszcze nigdy nie miałem okazji zwiedzić, z wielką nadzieją w sercu, że uda mi się zrobić zdjęcie jakiemuś aktorowi przebranemu w strój Wikinga.
Już z daleka zobaczyłem, że w oddali budowane jest specjalne rusztowanie...
Jednakże powoli wyłaniał mi się również panoramiczny widok zbocza Luggali, który zazwyczaj oglądaliśmy od drogi, znajdującej się na szczycie prowadzącej na skrzyżowanie dróg na Sally Gap.
Co chwila mijały mnie samochody, autokary i ciężarówki, które ruszały w kierunku, w którym prawdopodobnie znajdowała się cała ekipa filmowa...
Niestety w czasie mojego marszu w dół, zauważyłem że z pobliskiego lasku, wydobywał się dym.
Zdałem sobie sprawę, że  ekipa filmowa jest właśnie w czasie kręcenia scen, lecz niestety nie będę tego świadkiem...
Dopiero z bliska zrozumiałem, że przy kręceniu filmu zaangażowana jest niezliczona liczba osób, którzy choć nie biorą udziału w filmie, są tak samo ważni jak sami aktorzy.
Namioty, ciężarówki wypełnione owocami i warzywami, ekipy odpowiedzialne za charakteryzację, kierowcy busów, którzy dowożą poszczególne osoby, sprzęt techniczny, oraz ratownicy medyczni...
No cóż. Nie można mieć wszystkiego na raz. Stwierdziłem, że może uda mi się zrobić zdjęcia Jeziora Guinness'a lecz tym razem z innego poziomu. Nie wiedziałem tylko jak się tam dostać, gdyż dookoła mnie znajdowały się tereny prywatne. Postanowiłem, że dojdę do parku technicznego filmu i tam się spytam o drogę, a w międzyczasie "delektowałem się" widokami, które wyłaniały się z każdym moim przebytym krokiem.

Jednocześnie byłem zdziwiony, ile w tej dolinie znajduje się prywatnych domów...
Gdy dotarłem na miejsce, dostępu do lasu broniła strażniczka, która na mój widok, z aparatem w ręku, troszkę się zmieszała. Chyba nie sądziła, że jej trzech poprzedników, stojących wzdłuż mojej trasy, przepuści mnie aż do tego miejsca. Grzecznie jej wyjaśniłem, że korzystając z okazji, wybieram się nad jezioro, porobić parę fotek.
Widziałem, że jej niesamowicie ulżyło i pozwoliła mi przejść na drugą stronę parku technicznego.
No cóż. Aktorzy filmu byli zajęci, więc skierowałem się w kierunku jeziora Guinness.
Zacząłem pokonywać teren, który wcześniej niewielu pokonywało. Teren który widziałem po raz pierwszy, był taki piękny i surowy zarazem. Szkoda tylko, że filmowy dym, który został stworzony na potrzeby filmu, zaczął lekko przesłaniać krajobraz.
Z tej perspektywy, pobliski szczyt Djouce prezentował się zupełnie inaczej.
Od razu przypomniała mi się pewna historia, gdy w 1945 roku pilot z francuskimi harcerkami na pokładzie, wylatując z gęstych chmur, na swojej trasie lotu zobaczył wyłaniającą się górę.
Tylko refleks oraz doświadczenie pilota zdobyte w czasie wojny, uratowało harcerki przed śmiercią, choć sama akcja ratownicza tuż po awaryjnym wylądowaniu, należała do jednej z najcięższych, w których uczestniczyli mieszkańcy pobliskich Gór Wicklow
Na temat wypadku, więcej przeczytacie tutaj. Zapraszam.
Wciąż maszerowałem przed siebie.
Z wielką przyjemnością oglądałem pobliskie zbocza otaczające sławne już przecież Jezioro Guinness'a...
Gdy tak wciąż patrzyłem na prawo, prawie nie zauważyłem, że jestem gościem w terenie, na którym żyją pewne ssaki:
Zaskoczenie było obopólne. Te stado sarn zachowywało się zupełnie inaczej niż sarny spotkane przeze mnie na szlaku Białym. Nie chciały być fotografowane, wręcz odwrotnie: gdy tylko zobaczyły, że wciąż się zbliżam, uciekły całym stadem do przodu, jak najdalej ode mnie.
Byłem coraz bliżej jeziora...
Dotarłem do miejsca, w którym jezioro Guinness ponownie zamienia się rzeczkę.
Znalazłem się w miejscu, w którym od wielu lat majestatycznie wznosi się zbocze Luggali, zaś po drugiej stronie, na zadrzewionej stronie wzniesienia, wiosna oznajmia swe przybycie świeżymi zielonymi, kolorami. Nigdy nie sądziłem, że znajdę się w tak uroczym obszarze. Strasznie żałowałem, że jestem sam, gdyż Moja Żona była akurat w pracy, która zapewne zrobiłaby o wiele lepsze zdjęcia, niż ja!
Na przeciwko mnie znajdowała się "Wioska Wikingów", która została już  wielokrotnie użyta w serialu, a która w tej chwili wydawała się opustoszała. Mógłbym podejść bliżej, wzdłuż zbocza Luggali, lecz nie chciałem drażnić właścicieli ziemi, po której dzisiaj odważnie kroczę.
Dzięki sporemu zbliżeniu, mogłem zauważyć dokładność wykonania dekoracji, aby jak najwierniej oddać rzeczywistość czasów, które minęły dawno temu...
Niestety, musiałem powoli wracać, gdyż obowiązki wzywały. Ruszyłem więc z powrotem, wzdłuż strumienia, który po kilku kilometrach zamieni się w następne jezioro o nazwie Lough Dan.
Delektowałem swoje oczy widokami, które roztaczały się przede mną...
Nieoczekiwanie dla samego siebie, znalazłem trofeum: 
Powoli żegnałem się z Doliną z Jeziorem Guinness'a, którą dzisiaj nazwałem "Doliną Wikingów".
Doszedłem do Technicznego Parku, z cichą nadzieją, że jednak trafię na przebranych w stroje wikingów aktorów, lecz w dniu dzisiejszym nie było mi to dane. Ponownie znad lasku wyłonił się dym świadczący o trwających pracach nad filmem...
Wróciłem na asfaltową drogę i powoli wspinałem się na górę, gdzie zostawiłem samochód, jednocześnie wciąż patrząc na miejsce, w którym byłem kilkanaście minut temu.
Piękno Gór Wicklow, niezmiennie zachwyca mnie od kilku lat. 
Obojętnie, jaka była to pora roku, góry te zawsze wyglądają pięknie...
Nie mogłem oprzeć się pokusie i gdy dotarłem do samochodu, musiałem podjechać do punktu, z którego zazwyczaj spoglądamy na Jezioro Guinness'a.
Zauważyłem, że w "Wiosce Wikingów" pojawili się ludzie pracujący przy produkcji filmu.
Prawdopodobnie wkrótce ekipa filmowa wraz z aktorami przeniesie się właśnie tutaj, aby kontynuować kręcenie scen...
Ostatni rzut oka i niestety powrót do rzeczywistości...
Szkoda, mogłem przegapić takie sceny...
www.wicklowmovies.ie
www.onlocationvacations.com
wwwwicklowmovies.ie

Widok trasy, którą przeszedłem z obrazu satelitarnego:
Wkrótce w tym samym miejscu odbędzie się Wielki Piknik z udziałem miłośników strojów Wikingów. Na datę tej imprezy wyznaczoną dzień 30 sierpnia, między godziną 11.00 a 18.00.
Niestety impreza jeszcze nie jest potwierdzona, gdyż organizatorzy czekają na zgodę odpowiednich władz. Jak na razie na chęć udziału w pikniku wyraziło 2.000 osób.
Więcej informacji znajdziecie na jednej ze stron FB:  Piknik Big Viking