Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Clare. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Clare. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 stycznia 2015

Post No.103: Mosty Ross

Ten naturalny, skalny most odkryliśmy przypadkiem, gdy w zeszłym roku wracaliśmy z Półwyspu dla Zakochanych - Loop Head. Półwysep ten opisałem tutaj
Tego właśnie dnia, na powrót wybraliśmy wąską dróżkę, oznaczoną na mapach drogowych jako L2000. Jechaliśmy więc tak sobie do przodu, spoglądając wciąż na lewą stronę, gdzie rysowała nam się linia brzegowa..
Jadąc tak, prawie przegapiliśmy brązową tabliczkę z napisem "Bridges of Ross", która znajduje się dokładnie 3 kilometry od Loop Head. Nie śpieszyło nam się, więc postanowiliśmy sprawdzić, co też kryje się pod nazwą "Mosty Ross" i skręciliśmy w lewo, na jeszcze węższą dróżkę, która doprowadziła nas do niewielkiego parkingu, położonego nad małą zatoczką...
Wyszliśmy z samochodu i rozglądając się dookoła, szukaliśmy mostów. To jeszcze nie tutaj. Aby je zobaczyć, musieliśmy podążać dróżką, która została specjalnie zbudowana dla turystów. 
Za nim wejdziemy na szlak, rozglądamy się dookoła zatoczki. Tutejsze skały swoją formą przypominają jakieś zamrożone szare ciasto, które ktoś po kawałeczku odkrajał wielkim nożem... 
Po prawej stronie podziwialiśmy skalny występ, który kończył się w Oceanie Atlantyckim.
Ruszając wzdłuż ścieżki, podziwiamy tutejszą linię brzegową, która jest strasznie poszarpana, niejednolita, dzięki czemu tak bardzo naturalna, nie zniszczona przez działania człowieka...
Wraz z dalszą naszą marszrutą, Zatoczka Ross ukazuje nam swą wielkość i swój urok.
Po chwili zauważamy pewnego pana, który siedząc na składanym krzesełku podpatrywał coś przez swoją lunetę. Dowiedzieliśmy się, że miejsce to jest wręcz nawiedzane przez ornitologów-amatorów, dzięki temu, że trasa wiosenno-jesiennych migracji ptaków, przebiega właśnie wzdłuż brzegów półwyspu Loop Head.
Tutejsze skały uwidoczniają sposób swojego powstania: warstwa po warstwie, przez miliony lat ziemia wypychała się ku powierzchni nadając jej dzisiejszy kształt...
Oglądaliśmy "oczka wodne", które powstały w zagłębieniach skał, znacznie wyżej położonych od poziomu Oceanu....
 I w końcu zauważamy "Most Ross":
Architektem była Natura, która budowała ten most przez setki lat...
Gdybyśmy mieli szanse cofnąć się w czasie, mniej, więcej o 100 lat, moglibyśmy zobaczyć jeszcze jeden most, który nie wytrzymał naporu sił Oceanu. 
Fot. Robert French. Library of Ireland
            Oba skalne mosty przyciągały w te miejsce rzesze turystów, którzy nazwali te miejsce
                                                    "Bridges of Ross" - "Mostami Ross".
Fot. Robert French. Library of Ireland
Dzisiaj po dawnym moście nie ma już śladu....
Popędziłem na ostatni z łuków...
... będąc na nim odwróciłem się i ujrzałem zatoczkę, do której nie ma żadnego dostępu.
Ruszyłem wzdłuż skalnej krawędzi. Byłem zaskoczony czystością wody oraz tym, że po przeciwnej stronie, niebezpiecznie siedząc na skalnej półce, jakaś osoba zapatrywała się w wodę...
Moja Druga Połówka również w zafascynowaniu patrzyła na zatoczkę, siedząc sobie na  ostatnim z Mostów Ross... 
Z lotu ptaka, Bridges of Ross wygląda tak:
Może warto odwiedzić te miejsce, zanim ostatni z mostów spocznie na dnie tego małego korytarza, wypełnionego Oceanem Atlantyckim?
Mapka terenu:
*********************************************
Lokalizacja:
Droga L2000, Monument Park, Co.Clare, Ireland
Koordynaty GPS:
 52°35'24.28"N   09°52'4.69"W
MAPA:
*********************************************

sobota, 9 sierpnia 2014

Post No.86: Półwysep dla Zakochanych - Loop Head

Nadszedł w końcu dzień, w którym za cel naszej wyprawy wybraliśmy półwysep Loop Head, gdyż nigdy tam nie byliśmy a półwysep ten położony jest w hrabstwie Clare, nieco niżej od miejsca, gdzie znajdują się Moherowe Klify.
Po przejechaniu 300 kilometrów, ujrzeliśmy drogowskaz, potwierdzający, że dojeżdżamy na miejsce.
Nieco mniejsza tablica w kolorze czerwonym, przyczepiona maleńkimi drucikami, poinformowała nas, że Loop Head jest miejscem dla zakochanych... To Coś dla nas!
Na końcu półwyspu wznosi się mała latarnia, do której nieustanie się zbliżaliśmy...
Na parkingu umiejscowionym tuż przed latarnią, musieliśmy odczekać chwilę, aż zwolni się jedno z miejsc, gdyż dzisiejszego dnia, na Półwysep dla Zakochanych zjechało sporo turystów.
W końcu nam się udało zaparkować i ruszyliśmy w teren.
Jak się chwilę potem okazało, wejście na teren latarni jest płatny, jednakże cena, wynosząca 5€ za osobę, nie wydawało nam się ceną wygórowaną.
Pierwszą na Loop Head latarnię zbudowano w 1670 roku a ogień rozpalano na dachu jednego z domów, materiałem palnym zaś, był torf. Latarnik, zwany tutaj "Lightkeepers", mieszkał wraz z rodziną w jednym z dobudowanych domków. Dopiero w 1854 roku zbudowano typową, stojącą osobno latarnię, którą podziwiać możemy do dnia dzisiejszego.
Dopiero latem 2011 roku, miejsce te udostępniono dla turystów, które jest czynne codziennie, lecz tylko w sezonie letnim. Pomimo tego, od dnia otwarcia do roku zeszłego, latarnię odwiedziło 19.000 turystów.
Niestety wnętrze budynków nas rozczarowało. Archiwalne zbiory są niewielkie, to wynik tego, że latarnia otwarta jest dopiero od trzech lat. Rozmawiam z przewodniczką i ta ze smutkiem opowiada, że skończyły się czasy, gdy ludzie przynosili wyszperane ze strychów, stare przedmioty i oddawali je do muzeów za darmo. Recesja zmieniła ludzi, żądają za przedmioty pieniędzy, niektórzy wręcz sum astronomicznych...
Jednakże w cenie biletu, wliczone jest wejście na samą latarnię, dzięki której podobno można zobaczyć przepiękne widoki surowych okolicznych klifów. Piszę podobno, gdyż My na latarnię nie weszliśmy. Przed nami na górę weszła dość hałaśliwa grupa, która chyba zapomniała, że na dole czekają na swoją kolejkę inni turyści.
Zabrakło nam irlandzkiej cierpliwości, więc postanowiliśmy obejrzeć okoliczne klify, z których słynny jest Półwysep Loop Head. Pożegnaliśmy latarnię i dziarsko obeszliśmy mur ją okalający.
Idąc sobie tak wydeptaną przez ludzi dróżką, nieustannie zmierzaliśmy do miejsca, które nas zaskoczyło. Z daleka wyglądało, jak niewielkie wzniesienie...
...lecz z bliska, okazało się wielkim, podłużnym, oderwanym od lądu, klifem.
Klif jest wprost przeogromny w swej długości. Szukaliśmy jakiegoś dobrego miejsca, żeby zrobić zdjęcie. Niestety skraj lądu jest bardzo niebezpieczny, więc zbytnio nie staraliśmy się do niego zbliżać.
Z początkiem XX wieku, miejsce te przyciągało rzesze turystów.
Nie tylko sam klif był tutaj atrakcją, ale również specjalna kładka, umożliwiająca spojrzenie w dół.
Pomysł, przyznaję bardzo mi się spodobał...
Robert French, National Library of Ireland
...lecz niestety, drewniana kładka nie wytrzymała upływu czasu. Może kiedyś powstanie druga?
My wciąż szliśmy ku końcowi klifu. W dole słyszeliśmy szum wody, wokół mewy donośnie oznajmiały, że gdzieś tam na tej wielkiej podłużnej skale, mają swoje gniazda...
W końcu dostrzegliśmy koniec. W dole oceaniczny prąd tworzył wysokie fale, które z głośnym hukiem rozbijały się o skały poniżej nas. W tym miejscu czuliśmy potęgę natury, wprost ciężko to opisać...
Nieco dalej, staliśmy w miejscu, w którym klif skończył się: prosta ściana, znacznie szersza niż jego początek, nieco przypomina tył dawnego statku...
Z małym niepokojem obserwowałem poczynania młodego człowieka, stojącego na grani i robiącego zdjęcia. Zresztą jego ojciec również, jednak syn nie za nadto reagował na nawoływania swojego taty...
Jednak moje obawy były zupełnie płonne. Półka położona troszkę niżej była znacznie bezpieczniejsza, niż to się wydawało z góry. Pozwoliłem sobie na powtórzenie wyczynu młodego adepta fotografii i również zszedłem na tę małą półeczkę...
Dzięki temu, mogłem zrobić te oto zdjęcie: rufę kamiennego statku, w całej okazałości.
Postanowiłem pójść tą naturalną skalną półeczką w drugą stronę. Wkrótce do mnie, dołączyła Moja Żona i znaleźliśmy miejsce, na którym bez żadnych obaw, mogliśmy sobie usiąść.
Na domiar tego wyszło słoneczko, którego ciepłe promienie ogrzewały nas i nasze uczucia.
Skalna półka odcięła nas od świata, byliśmy tylko My, Słońce i Ocean. Chyba już rozumieliśmy, dlaczego półwysep ten nazwano Półwyspem Zakochanych... Niestety czas płynął nie ubłagalnie, musieliśmy myśleć o powrocie, a szkoda, bo można było by tutaj spędzić cały dzień. Miejsce jest super i pozytywna energia półwyspu wniknęła w Nas... Przy okazji, podziwialiśmy jak Matka Natura, przy pomocy wody i wiatru, rzeźbi w skale swoje arcydzieła...
Ruszając przed siebie, zauważyliśmy znaczną zmianę jeśli chodzi o podłoże. Poprzednio chodziliśmy po trawie, teraz pod naszymi stopami leżały miliony kamyków, kamyczków i skalnych kawałków.
Tutejsze kamyczki w dniu dzisiejszym znalazły swoje nowe przeznaczenie: otóż nowe pokolenie układa z nich na trawie swoje imiona oraz imiona swoich partnerów, tak jakby chcieli obwieścić i Bogu i światu o swoim szczęściu. Inaczej mówiąc, energia Półwyspu dla Zakochanych, udziela się również innym ludziom.
Moda ta wzięła swój początek od wielkiego napisu z kamieni, ułożonego na ziemi z początkiem drugiej wojny światowej. Dzisiaj z bliska nie był widoczny, gdyż miejscowe kwiaty zasłoniły go, lecz jest doskonale widoczny z balkonu latarni.
http://www.broadsheet.ie/
Napisy takie powstały z myślą o lotnikach, powracających z patroli bojowych z nad Atlantyku.
Dzięki literkom "Eire", lotnicy wiedzieli, nad jakim terytorium się właśnie znaleźli, a dodatkowo była to też informacja o "wkroczeniu" na teren neutralnej Irlandii...
Na zdjęciu, po lewej stronie, doskonale widać wielkość oderwanego klifu...
Widok z lotu ptaka na Loop Head.
www.loopheadclare.com
Teraz oprócz napisu Eire, istnieje setki innych, prywatnych...
Postanowiłem, że nie będę gorszy. Też musiałem wysłać wiadomość do Nieba...
Poszło mi i szybko, i sprawnie. W końcu materiału, przeznaczonego na układane literek, było tutaj sporo...
Wraz z podchodzeniem pod górę, moją uwagę przykuły ruiny dawnego budyneczku.
Był to, znany już z poprzednich postów, punkt obserwacyjny przeciw niemieckim U-Botom.
Znalazłem na jednym irlandzkim forum zdanie, napisane przez wnuczkę pewnej osoby.
Ta osoba służyła jako ochotnik, właśnie w tym punkcie obserwacyjnym i wyrażała okropny żal z tego co stało się z tym miejscem. Trochę to przykre, gdyż to właśnie dzięki takim ludziom, w razie zauważenia niemieckiej łodzi podwodnej, zmieniano kurs konwojów, płynących do Anglii z ładunkiem broni i jedzenia dla walczącej z Nazistą Europy. Oto jedno ze zdjęć archiwalnych punktu obserwacyjnego na Półwyspie Loop Head:
No i niestety zdjęcie dzisiejsze:
Istnieje również inne oblicze Półwyspu Head. Oblicze groźne i niebezpieczne. Oblicze w czasie sztormu:
Tym samym nasza wycieczka po Półwyspie Loop Head, zakończyła się. Energia tego miejsca wiruje między turystami, którzy bezwiednie jej ulegają. Miejsce wyjątkowe, które nam się bardzo spodobało.
*********************************************
Lokalizacja:
Loop Head, Co.Clare,Ireland
Koordynaty GPS:
52°33'39.43"N   09°55'48.23"W
Film:
Autor: BB Aerial Shots
MAPA:
*********************************************