Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Valentia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Valentia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 lutego 2015

Post No.107 - Mała Latarnia Na Valentia Islands

Przebywając na Valentia Islands - wyspie w hrabstwie Kerry, wracając z miejsca, w którym odkryto ślady Tetrapoda, zauważyliśmy w oddali maleńką latarnię i nie zastanawiając się, ruszyliśmy w jej kierunku. Przybywając na miejsce stwierdziliśmy, że latarnia otwarta jest dla turystów.
Latarnię dla zwiedzających otwarto dopiero rok wcześniej, dzięki wspólnej inicjatywie hrabstwa Kerry i Zarządu Komisarycznego Irlandzkich Latarń, które liczą, że ten wspaniały punkt, zwany inaczej Cromwell Point, zwiedzi wielu turystów. Pierwsze historyczne zapiski o tym miejscu pochodzą już z XVI wieku, gdzie pierwotnie budynek służył jako Fort, strzegący wejścia do zatoki.
Przekraczamy bramę i zbliżamy się maleńkiej budki, w której kupujemy bileciki. 
Piekielny Motor, który stał przy budce z biletami był własnością naszego Przewodnika, który czekał na nas wewnątrz Latarni....
Niestety musimy trzymać się wytyczonej drogi.
Choć znajdujemy się na terenie wydzierżawionym przez Zarząd Komisaryczny, właścicielem gruntów jest osoba prywatna, która nie pozwala na swobodne zwiedzanie okolicy Cromwell Point.
Wielka szkoda, gdyż mieliśmy nadzieję, że z bliska zobaczymy Stojący Kamień - świadectwo życia dawnych mieszkańców Irlandii. Ten, na który patrzyliśmy miał ponad trzy metry wysokości.
Zbliżając się do Latarni mamy wrażenie, że zbliżamy się do jakiejś łodzi, która wznosi się na kamiennych falach. I choć to tylko nasza fantazja, ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że kształt kompleksu nie powstał przypadkiem...
Tak jak pisałem wcześniej, zabronione jest samowolne zwiedzanie, więc musimy trzymać się wytyczonego szlaku. Zbliżając się do wejścia widzimy, że akurat jakaś grupa zakończyła zwiedzanie Latarni...
Mijając betonową kładkę służącą jako most pomiędzy malutkim urwiskiem, na prawo od nas zauważamy specjalnie wybudowane wgłębienie, które w dawnych czasach służyło jako przystań dla statków. Trzeba pamiętać, że Valentia Islands, a tym samym fort, na którym właśnie przebywaliśmy, był odcięty od świata, więc ewentualną żywność, jak również proch i amunicję dostarczano dzięki  łodziom, które przybywając na miejsce, właśnie w tym miejscu cumowały. 
 Jedynym przejściem pomiędzy cumującymi statkami a Fortem, były wykute w skale schody.
Chyba raczej nie chciałbym pokonywać tych stopni w czasie deszczu, gdy wieje wiatr...
Poznajemy Naszego Przewodnika.
To dzięki niemu, dowiadujemy się, że wokół białego muru okalającego Latarnię, znajdują się specjalne bloczki. To pomysł jednego z żyjących tutaj Latarników, który własnoręcznie je zbudował a które służyły.... jako podpórki pod drabinę, którą latarnik ustawiał w czasie malowania muru.
Budynek, w którym żyli Latarnicy, został odremontowany dzięki funduszom otrzymanym z UNESCO. Niestety wnętrze jest jeszcze bardzo ubogie i nie w pełni wyremontowane, lecz planuje się tutaj otwarcie małego Muzeum oraz małej kawiarenki. 
Dzisiaj dzięki naszemu przewodnikowi dowiadujemy się, że właśnie te miejsce, na początku XIX wieku było końcowym etapem budowy kabla telegraficznego, który łączył Amerykę z Europą. 
http://atlantic-cable.com/Maps/AT/ATMapD.jpg
Mieliśmy szansę własnoręcznie wystukać sygnał Morse'a, co też uczyniliśmy. Lecz czy ktoś nasze wystukiwanie zrozumiał? Raczej nie...
Ruszamy dalej i wkraczamy na teren dawnego fortu a dzisiejszej Latarni.
Zanim jakikolwiek żołnierz wszedł na teren fortu, musiał zdać swoją broń przez zakratowane okienko, które służyło również jako wizualna forma identyfikacji.
Broń była przechowywana w pomieszczeniu, które znajdowało się w niewielkiej odległości od opisywanego okienka.
Pomieszczenie te było jednocześnie magazynem broni. 
Temperatura wewnątrz była idealna i nie pozwalająca na przemoknięcie lub zawilgocenie strzelniczego prochu...
Wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyliśmy specjalnie zbudowany drewniany podest, który umożliwiał nam wejście na wysokość murku.
Dzięki temu, mogliśmy podziwiać tutejszą Panoramę. 
Staliśmy koło starej armaty, którą nieubłagalnie zmieniał upływający czas.
 To jedyna z wielu, które umieszczone były w odległości kilku metrów od siebie, zapewniając większe pole ostrzału, obramowując w ten sposób całe wejście do zatoki.
Weszliśmy do Latarni i zaczęliśmy wspinać się na jej szczyt, pokonując niewielkie dwa poziomy po krętych schodkach...
Fort przeistoczył się w Latarnię w 1841 roku, pomagając żeglującym statkom odnaleźć drogę do portu.  Dzisiaj czynione są starania, aby zdobyć oryginalną działającą lampę, lecz według słów naszego przewodnika, na całym świecie istnieje w tej chwili tylko jedna fabryka, która mogłaby dostarczyć taki eksponat i znajduje się ona w Niemczech. 
Niestety cena takiej lampy, jak na razie przewyższa finansowe możliwości Latarni Valentia Island...
Wyszliśmy na zewnątrz i pomimo niewielkiej wysokości Latarni, mamy doskonały widok na okolicę...
Zauważamy, że za domkiem dla Latarników, istnieje ogródek, w którym Latarnicy hodowali swoje warzywa. Jak widać na zdjęciu poniżej, dach domu został niedawno odnowiony a uszkodzenia dachu powstały dzięki huraganom, które nawiedziły Irlandię na przełomie Styczeń/Luty w 2014 roku...
Spoglądamy w dół. 
Armata wciąż stoi na swoim miejscu.... :-)
Tak oto zakończyliśmy nasze zwiedzanie. 
Choć położenie Latarni w punkcie zwanym Cromwell Point jest na pewno spektakularne, siła wiatru w czasie trwających sztormów tutaj jest wyjątkowa. Latarnia położona pomiędzy dwoma wzniesieniami, narażona jest na niesamowitą siłę wiatru, który potęguje się pomiędzy dwoma położonymi na przeciwko wzniesieniami, tworząc tak zwany "korytarz".
 Choć ciężko w to uwierzyć, w lutym 2014 siła wiatru dochodziła tutaj do 220 km/h.
Znaleźli się śmiałkowie, którzy uwiecznili te dni na swoich zdjęciach:
Nawet The Journal.ie musiało pokazać swym rodakom uszkodzenia po sztormach...
Image: Billy Horan
Dla przykładu, właśnie dzięki zdjęciom Billy'ego Horan'a, w dniu dzisiejszym  możemy porównać ogrom zniszczeń, które wyrządził wiatr...
Image: Billy Horan
 Wiatr zachowywał się jak papier ścierny. Po sztormie trawa po prostu znikła...
Image: Billy Horan
Nasz przewodnik, również wskazał nam przykład:
Oto wielki głaz ważący kilkanaście ton, który dzięki huraganom został "przeniesiony" z miejsca, w którym teraz siedzi jakiś ptaszek. Po prostu niewiarygodne...
Taka mała Latarnia a od wieków nie poddała się siłom natury...
*********************************************
Lokalizacja:
Cromwell Point, Valencia Islands, Co.Kerry, Ireland
Koordynaty GPS:
51°55'54.94"N   10°19'22.08"W
Film:
Autor: Kerry Gathering
MAPA:
*********************************************

niedziela, 26 października 2014

Post No.96: Najstarsze tropy w Irlandii

Każdy z nas, niejednokrotnie widział pozostawione ślady zwierząt na śniegu, piasku i błocie przez sarny, zające czy też psy. Ślady takie nazywamy tropami i nikogo z nas nie dziwią, no, może z wyjątkiem tropów niedźwiedzi lub innych rzadkich i dzikich stworzeń, których nie możemy oglądać na co dzień. Tropy te po jakimś czasie ulegają zatarciu,  zazwyczaj przez deszcz i wiatr.
My udaliśmy się na wyspę Valentia Island, aby zobaczyć tropy, które w jakiś cudowny sposób przetrwały do dnia dzisiejszego, a liczą sobie, bagatelka, 370 milionów lat!!!
Valentia Island leży po zachodniej stronie Irlandii, praktycznie na końcu Półwyspu Kerry od strony północnej przy zatoce Dingle.
Na wyspę prowadzą tylko dwie drogi, z czego jedna z nich to przeprawa promem przez wody zatoki:
Dzień, w którym dotarliśmy na wyspę nie był dniem pięknym. Choć było ciepło, słoneczko nie chciało się nam ukazać, skutecznie zasłonięte przez chmury. Na dodatek zanosiło się na deszcz, więc nasza pierwsza wizyta na wyspie nie zanosiła się tak, jak tego oczekiwaliśmy. Pomimo tego rozglądając się dookoła, pokonywaliśmy kilometry, nieprzerwanie dążąc do wytyczonego nam celu.
 Jadąc drogą o szerokości jednego samochodu, zbliżyliśmy się do kompleksu małych, połączonych ze sobą domków.
Koło nich, znajduje się bardzo charakterystyczny dom żółtego koloru, z dachem krytym słomą. To właśnie za tym domkiem, po prawej stronie, znajduje się malutki parking, na którym zostawiamy auto.
Dalszą, niewielką odległość, pokonujemy pieszo wytyczonym szlakiem, którego wskazówkę możemy znaleźć na skraju parkingu. 
Dróżka prowadzi w dół zbocza, nad samo wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. 
Odległość nie jest duża, ale kąt nachylenia tak, co odczujemy sami, w drodze powrotnej.... :-)
 Znajdujemy się tuż nad wybrzeżem, o który od wielu, wielu lat rozbijają się fale.
Czerń skał, częściowo zanurzonych w wodzie, wygląda kontrastująco z żywą zielenią pobliskich pól.
Na przeciwko bramki, stoi monument na którym umieszczono informację na temat tropów, znalezionych tuż, nad brzegiem Oceanu.
Znajdujemy się już na skalnej płycie, na której znajdują się tropy zwierzęcia, który "maszerował" tędy 370.000.000 lat temu.
 Czym są dla ludzkości? Czemu są takie ważne?
Oto symulacja zmian zachodzących na kuli ziemskiej z perspektywy czasu i kosmosu:
Powszechnie uważa się, że ówczesne życie rozpoczęło się w wodzie: w oceanach żyło pełno różnego rodzaju ryb. Warunki panujące na lądzie, nie nadawały się jeszcze do jakiegokolwiek życia.
Jednak w raz z upływem czasu, niektóre ze zwierząt zaczęły ewoluować, dostosowując się powoli do życia na lądzie. W pewnym momencie, zwierzęta te wyszły na ląd ...

Jak wyglądała wtedy Irlandia?
Położenie geograficzne znacznie się różniło od dzisiejszego.
Irlandia była wielką równiną, leżącą przy strefie równikowej, dodatkowo zalewaną przez wielkie powodzie, które nanosiły piach i muł. Któregoś dnia, wyszedł z wody nasz bohater i brnąc przez wysychający muł, zostawiał za sobą ślady, które mamy szczęście zobaczyć dzisiaj.
http://arstechnica.com/
Muł wysychał, zachowując się jak teraźniejszy beton. Następnie wyschnięte tropy zostały zasłonięte przez następne powodzie, które ponownie nanosiły muł i piasek....

Minęły setki lat.
Wciągu ostatnich tysiącleci, Irlandia zmieniła swoje położenie a ziemia w ciągu milionów lat uległa erozji, poddając się działaniom wiatru i wody. I tak oto dość niespodziewanie w 1993 roku ślady odkrył student geologii. Tropy te nazwano tropami Tetrapod-a, od nazwy tetrapod - czworonóg.
Spacerując sobie po tej skalnej płycie, z uwagą wypatrywałem śladów Tetrapoda.
Niestety deszcz, który spadł przed naszym przybyciem sprawił, że ślady były dość niewyraźne i nieostre. Na dodatek skalna płyta była tak śliska, że parokrotnie traciłem swoją przyczepność...
Na następnym zdjęciu, doskonale widać jak Tetrapod, tarł swoim brzuchem po głębokim mule.
Na następnym zdjęciu widać, jak Tetrapod kilkakrotnie zmienił swój kierunek poruszania się.
Troszkę żałowaliśmy, że nie było słońca. Przy takim świetle, nie było żadnego cienia, który by sprawił, ze tropy byłyby bardziej widoczne.
Liczba odcisków wynosi około 150. Tylko dzięki złemu światłu, nie widzimy wszystkich. Jednak ci, którzy badali tropy Tetrapoda, wykonali szczegółowe mapki  i jego przejście wyglądało mniej więcej tak:
Dzięki tropom, a raczej dzięki odległościami pomiędzy poszczególnymi odciskami, uczonym udało się obliczyć wagę, wielkość stworzenia oraz jego sposób poruszania się. W Polsce, również odkryto ślady Tetrapoda, w kamieniołomie w Zachełmie.
Tędy przeszedł najstarszy na świecie czworonóg. Piotr Szrek i Grzegorz Niedźwiedzki  przy tropach dewońskich tetrapodów. Fot. M. Hodbod
Okryto również skamielinę, która odzwierciedla warunki panujące na ziemi, wiele milionów lat temu...
Kamieniołom Zachełmie - ślady wysychania błotnistej powierzchni wyglądają jakby powstały wczoraj, jednak w rzeczywistości mają ponad 395 milionów lat. Świadczą one o środowisku w którym bytowały pierwsze lądowe czworonogi. Fot. P. Szrek
Więcej na stronie http://www.pgi.gov.pl

Pozwolę sobie tylko przytoczenie najważniejszych słów w artykule polskich geologów:
" Dlaczego ślady są tak ważne, ważniejsze nawet niż szczątki kostne osobnika, który je odcisnął?
Odpowiedz jest prosta - są one najlepszym dowodem, że to stworzenie było zdolne do poruszania się po lądzie. Na podstawie tropów i analizy powierzchni osadu na której są zachowane można dokładnie odtworzyć warunki jakie panowały w czasie ich powstania. Takie ślady, niezależnie od kości, dostarczają wielu cennych informacji dotyczących pośrednio budowy łap ich twórców oraz bezpośrednio sposobu ich poruszania się."

Miejsce tropów Tetrapoda znajdują się w wyjątkowym miejscu.
W tej części wyspy, ludzi prawie wcale nie ma, za to jest cisza i szum fal, które uderzają w skały. Jeśli ktoś z Was, będzie miał okazję zwiedzać uroczą Valentia Island, niech się nie waha i odwiedzi również ten prehistoryczny kawałek ziemi.
*********************************************
Lokalizacja:
Dohilla, Valentia Islands, Co.Kerry,Ireland
Koordynator GPS:
51°55'46.21"N    10°20'44.88"W
Film:
Autor: Con O'Leary

MAPA:

*********************************************