niedziela, 6 kwietnia 2014

Post No.68: Klify koło Dublina - Półwysep Howth

Nie trzeba daleko uciekać od stolicy Irlandii, aby zobaczyć uroki irlandzkich klifów.
Półwysep Howth, położony zaledwie 16 kilometrów od Dublina, dostarczy każdemu nie zapomnianych wrażeń, o czym wiedzą doskonale turyści z całego świata.
Już w roku 1900, Dubińskie tramwaje uruchomiły linie Nr 31, która prowadziła z centrum Dublina O'Connell Street, na sam Howth, objeżdżając wokół cały półwysep i umożliwiając w ten sposób dotarcie turystom do coraz sławniejszego miejsca...
National Library of Ireland. Robert French: 1841 - 1917
My również, każdego roku odwiedzamy ten zakamarek Irlandii.
Przyjeżdżamy autem, które zostawiamy na jednym z parkingów, tuż koło sklepów rybnych.
 Rybki polecam, są świeże i o wiele tańsze jak w normalnych sieciach sklepowych a  towar pochodzi wprost z kutrów, które z pełnymi ładowniami bezpośrednio z łowisk przypływają do portu.
Ciekawostką w porcie jest to, że pomiędzy kutrami pływają sobie foki, czekając na rybny przysmak rzucany przez turystów. Lecz od pewnego czasu takie dokarmianie grozi grzywną w wysokości 2.000€. Powodem takich sankcji było to, że Foczek przybywało, które zamiast polować w swoim naturalnym środowisku, przypływały na darmowy obiadek do portu. Pewnego dnia, naliczyliśmy ich aż 15!Teraz po rządowych restrykcjach w porcie od czasu do czasu pojawiają się trzy...
Idziemy na przystanek autobusowy, gdyż chcemy podjechać autobusem na sam szczyt półwyspu.
Zamierzamy zacząć naszą marszrutę "od tyłu" szlaku.
Dojechaliśmy na pętlę autobusową.
Aby wejść na szlak musimy jeszcze przejść dwa kilometry trzymając się drogi R 105.
To doskonała okazja aby zobaczyć okoliczne domy, których cena należy do najwyższych w kraju. Wartość większości z nich przekracza sumę 500.000€...
Gdzieś tutaj, mieszkają irlandzkie sławy takie jak: Phil Lynott z zespołu muzycznego Thin Lizzy czy też perkusista z U2: Larry Mullen. Przedstawiam poniżej mapkę, która ukazuje naszą marszrutę. Wbrew pozorom nie jest to długa trasa. Nam, od pętli autobusowej do wejścia na szlak przejście tego kawałka zajęło około 30 minut.
Wejście jest dosyć nietypowe i można je przegapić: znajduje się w tuż przed znakiem oznaczającym przystanek autobusowy a przerwą w murku:
I od tego miejsca zaczyna się nasza przygoda: na samym początku maszerujemy przez wąwozik.
Niby nic ale jest coś w nim fajnego...
Tuż za nim mijamy wjazd do posesji.
Choć to dopiero kwiecień, ogród na czyimś podjeździe w pełni rozkwitł.
Nie powinniśmy tego robić, ponieważ to teren prywatny, ale podeszliśmy bliżej.
Już jesteśmy blisko szlaku. Omszały znak informuje nas o ostrożności. Czemu?
Raz widzieliśmy, jak nad Howth nadciągnęła "angielska" mgła.
W ciągu dosłownie paru minut widoczność spadała do kilku metrów, dlatego też rozwaga na szlaku jest potrzebna.
Dochodziliśmy do miejsca, gdzie powoli wyłaniał nam się widok na klify, choć co prawda całość jeszcze przesłaniały nam sosny i krzewy. Ale wiedzieliśmy już, że zostało nam kilka kroków, aby zobaczyć sławne klify Półwyspu Howth.
Przed nami ukazał się Jameson's Head.
Nietypowy kolor skał fantastycznie komponuje się z kolorem zieleni, która wygląda jakby się do skał przykleiła. Plaża, znajdująca się na dole urwiska, usypana jest białymi kamyczkami...
Kierujemy się w lewo, co pozwoli nam na dotarcie do latarni.
Patrząc na wprost, ukazuje się nam panorama dublińskiej zatoki a w tle widać zarys Gór Wicklow ...
National Library of Ireland. Robert French: 1841 - 1917
Pod nami natomiast kolejna z małych kamiennych plaż.
Co jakiś czas fale wyrzucają na brzeg sieci, drewno a może i jakieś skarby, które dotychczas spoczywały na dnie zatoki.
Podążamy dalej naszą ścieżką klifów...
Wkrótce pod nami znajduje się kolejna plażyczka, na którą decydujemy się zejść.
Nie jest to łatwe: co chwila musimy skręcać, gdyż droga w dół jest kręta jak wąż.
Już po paru krokach kąt schodzenia powoduje ból w kolanach, ale nie przejmujemy się tym zupełnie i kontynuujemy zejście...
Już w połowie drogi plaża okazuje się znacznie większa niż ta, którą widzieliśmy z góry.
Plaża zdobyta.
Nie docierał do nas żaden hałas, tylko cichutki plusk fal, które kończyły swój bieg przy naszych stopach. Na chwilkę pojawiło się słoneczko i po prostu musieliśmy się położyć na głazach i wyłączyć się, ot tak po prostu odpoczywać...
Było nam tak przyjemnie, że nie chciało nam się wracać. Tym bardziej, że czekało na nas podejście pod górę. Podejść, podeszliśmy lecz ile nas to energii kosztowało...  :-).
Na górze ostatni raz spojrzeliśmy za siebie...
Przed nami trudniejszy teren: przechodzimy przez krzewy, które są znacznie wyższe od nas, a przez to sprawiają wrażenie jakbyśmy przechodzili przez roślinny tunel.
Nieoczekiwanie dla nas samych, na trasie od strony morza pojawił się płot, który ciągnął się spory kawałek. Wkrótce się okazało się, że płot oddziela prywatny teren, który ktoś miał szczęście wykupić.
Przy bramce prowadzącej na teren posesji, leży kamień z informacją dla turystów:
Jeszcze kilka kroków i znaleźliśmy się na wysuniętym cyplu zwanym Lions Head.
Patrząc w dół, zobaczyliśmy skałę i wydrążone w niej schody.
To ulubione miejsce wędkarzy oraz młodych ludzi, którzy latem kąpią się tutaj.
 Kiedyś w tym miejscu cumowały łodzie, skracając w ten sposób ludziom czas, którzy mieszkając od południowej strony Howth, nie musieli tracić czasu na podróż do samego portu.
Przed nami roztaczała się panorama Bailey Lighthouse...
Oglądając się za siebie w końcu zobaczyliśmy domek, którego płot widzieliśmy wcześniej.
Ten, kto tutaj mieszka, nie może narzekać na panoramiczne widoki. Nie ukrywam, że troszkę właścicielowi zazdrościliśmy...
Latarnia Bailey Lighthouse.
Pierwszą latarnię na półwyspie zbudowano w 1665 roku. Był to mały, drewniany domek z kwadratową wieżą. Sygnał świetlny wysyłany w morze, uzyskano dzięki rozpalanemu ognisku, na szczycie wieży a materiałem palnym był w tamtych czasach węgiel. Dzisiaj latarnia wygląda zupełnie inaczej.
www.wikimedia.org
National Library of Ireland. Robert French: 1841 - 1917
Oczywiście dzięki latarni uniknięto wielu tragedii. Jednakże mgły, o których pisałem wcześniej, były przyczyną uszkodzeń i zatopień wielu statków, gdyż gęstość mgieł spływających z nad Anglii była tak wielka, że nawet silne światło nie przebijało tej naturalnej waty.
Podobnie było 15 lutego 1885 roku. Płynący z Liverpoolu statek z  pasażerami i ładunkiem drewna, około północy, w czasie trwania sztormu wraz z burzą śnieżną, uderzył w pobliskie skały leżące tuż przy cyplu . Następnie odbił się od nich i uderzył raz jeszcze. Ogromne fale oraz zimny wiatr nie dały szans rozbitkom. Choć 17-u osobom udało się uratować w jednej ze szalup, pozostali w liczbie aż 80-iu zginęli. W trakcie trwania dochodzenia, oskarżono kapitana oraz pierwszego oficera, jak również obsługę latarni.
http://www.marlinsubaqua.com/
 Wrak statku wciąż leży na dnie, na głębokości zaledwie 20 metrów.
Jest objęty ochroną więc jeśli ktoś chce spenetrować wrak nurkując do wnętrza, musi ubiegać się o specjalną licencję. Jak widać na zdjęciu poniżej, wrak znajduję się praktycznie tuż przy latarni...
www.infomar.ie
Choć wstęp na latarnię jest zabroniony i teren wokół niej jest ogrodzony, warto zbliżyć się do samego murka i przysiąść sobie tuż nad małym urwiskiem.
Choć żadne zdjęcie nie odda uroku tego miejsca, za każdym razem siadamy w tym samym miejscu i patrzymy w dół urwiska. Ptaki, które maja swoje gniazda na skalnych półkach, krążą w poszukiwaniu pożywienia. Fale z głośnym szumem biją o skały a przed nami widok klifów. To wszystko razem powoduje, że w jakiś sposób łączymy się z naturą, czujemy że jesteśmy cząstką Tego wszystkiego...
Będąc w tym miejscu zapewne już wcześniej zauważycie widoki, które zobaczycie na zdjęciu poniżej. My tylko podpowiemy, abyście zrobili parę kroków naprzód i przenieśli się do drugiego punktu widokowego: to zdecydowanie najpiękniejszy zakątek Półwyspu Howth.
Dopiero teraz możemy nacieszyć sie widokami klifów na półwyspie. Nie ma szans aby jakiekolwiek zdjęcie oddało to, co widzą oczy: Piękno! Naturalne piękno, gdzie ziemia łączy się z wodą...
Sami zobaczcie:
A przy samej krawędzi możemy podziwiać błękitny kolor wody.
Plaża w dole nazywa się Whitewater Brook.
Jednocześnie jest to najbardziej niebezpieczne miejsce dla turystów. Wszyscy podchodzą pod samą krawędź klifu zapominając, że zazwyczaj trawa rosnąca na szczycie jest mokra a podłoże to nic innego jak torf.  Wiele razy, dzięki nieostrożności turystów helikopter Costal Guard zawisł w tym miejscu, wciągając osoby, które spadły w dół... Wielu nie przeżyło upadku z wysokości 50 metrów ( 20 pieter wieżowca)
 
http://www.thejournal.ie/
Pewnego dnia mój szwagier, który jest dla mnie jak brat, zszedł razem ze swoją fantastyczną żonką na sam dół Whitewater Brook. Na zdjęciu na samym dole widać, jak schodzą "schodkami", które wydają się bezpieczne, a które wymagały wielkiej ostrożności i uwagi...
Podczas gdy nasi goście napawali się widokami plaży...
...My patrzyliśmy z góry na poczynania naszej rodzinki...(moja żonka wyciągnęła rękę - taka malutka)
Choć widoczki są na prawdę super, maszerujemy dalej w kierunku portu. Mamy do pokonania znaczne wzniesienie, gdyż szlak bowiem prowadzi przez znacznie wyższe partie półwyspu.
Dochodzimy do miejsca, z którego mamy bardzo blisko do pętli autobusowej z której wcześniej wysiedliśmy. Jednocześnie jest to świetny punkt widokowy, z którego widać latarnię Bailey Lighthouse
Kontynuujemy marsz. Teraz praktycznie nie zatrzymujemy się, gdyż wysokość klifów ogranicza nasze widoki. Tylko co jakiś czas mamy szanse zobaczyć w dole urwiska, jednak świeże powietrze dodaje nam pozytywnej energii. Co jakiś czas mijają nas turyści, którzy zaczęli swoją trasę od strony portu, do którego my teraz podążamy.
Pełno jest miejsc, gdzie możemy sobie przysiąść i odpocząć...
Nasze buciki, pomimo chodzenia w trudnym terenie, wciąż wyglądają dość przyzwoicie...
Niestety niektórzy z naszych rodaków zaznaczają swoją obecność w bardzo specyficzny sposób... 
Jesteśmy coraz bliżej portu. Za zakrętu wyłania się wyspa nazwana "Ireland's Eye". 
Przy słonecznym dniu wygląda na prawdę pięknie...
Chwilę potem wyłania się port. Z tej perspektywy wygląda zupełnie inaczej...
Docieramy do miejsca zwanego "Nosem Howth". 
Znajduje się tutaj jedno z większych urwisk, nad którymi przystajemy, aby zrobić zdjęcie. Choć fotka nie oddaje wiernie tej wielkości którą widzimy na własne oczy, dzięki osobom które akurat w tym czasie znajdowały się na szczycie, możemy sobie wyobrazić ogrom tego klifu.
Nasza wyprawa dobiegła końca. Każdego roku klify Howth są naszym obowiązkowym punktem odwiedzin i każdego roku jesteśmy zafascynowani tym miejscem. Zmierzając w kierunku portu, możemy jeszcze zobaczyć nietypowy murek, wybudowany przez właścicieli hotelu, który fajnie jest wkomponowany z klifami.
Tuż przed samym portem, możemy zobaczyć plażę, która prawdopodobnie jest własnością hoteliku:
Balsccaden Beach
Kiedyś plaża ta była przeznaczona dla wszystkich chętnych, którzy chcieli zażyć kąpieli lub poopalać się. Drewniane domki służyły jako przebieralnie a w wodzie rozciągnięto linę wraz z bojami, oznaczając w ten sposób zasięg bezpiecznej kąpieli.
National Library of Ireland. Robert French: 1841 - 1917
Doszliśmy do wschodniego Pierru. Ten betonowy falochron służy jako zabezpieczenie przeciwko falom, które mogłyby w czasie sztormu uszkodzić łodzie zakotwiczone w porcie. 
Pomimo tego często w trakcie trwania sztormu, fale przelewają się tworząc realne zagrożenie dla ludzi, którzy chcieliby wejść na Pierr właśnie w tym czasie.
Filmik nakręcony przez Jimm1965:
W dni słoneczne Wschodni Pierr służy jako spacerniak dla wszystkich chętnych. I to od dawna...
wikimedia.org
National Library of Ireland. Robert French: 1841 - 1917
National Library of Ireland. Robert French: 1841 - 1917
Jedyne co możemy zasugerować, to wczesne pojawienie się na szlaku. 
Unikniecie w ten sposób ciągłego mijania się z innymi uczestnikami, które wraz z upływającym czasem potrafi nieźle zmęczyć, zmęczyć bardziej niż wycieczka...
Mam nadzieje że choć troszkę udało mi się Wam przybliżyć Półwysep Howth.
Nie czekajcie! Zobaczcie go sami!!!
*********************************************
Lokalizacja:
Howt, Co.Dublin, Ireland
Koordynator GPS:
53°23'22.87"N   06°04'19.57"W
MAPA:
*********************************************

9 komentarzy:

  1. Zupełnie, jakbyś odgadł moje myśli, właśnie myślałem o Howth...Niestety, letnia tegoroczna wyprawa do zachodniej Irlandii nie dojdzie do skutku z uwagi na zbyt wysokie koszty. Więc myślę o czymś skromniejszym, na kilka dni w okolice Dublina, chciałbym z małżonką. Pokazać jej Glendalough, Powerscourt Gardens i właśnie Howth. Jesienią, a może lepiej wiosną przyszłego roku...Wiosną jest chyba najpiękniej , kiedy wszystko kwitnie....

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Wojtuś. No szkoda, że plany nie wypaliły. Jeśli chodzi o termin to sam wiesz, że albo jak to w Irlandii, traficie na pogodę, albo nie. To ogólnie wieka niewiadoma...Wiec wybór czy wiosna czy jesień to jak gra w lotto... :-) Pozdrawiamy Cię bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Piotrze widzę, że obfotografowałam prawie tą samą trasę tyle że o innej porze roku..i szłam od portu i z pewnymi modyfikacjami
    :)
    http://mikasia.wordpress.com/2014/01/16/howth-cliff-walk/
    PS. Taka mała dygresja: Howth nie może być oddalone od Dublina 16km bo Howth to część Dublina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście widziałem Mikasiu. I oczywiście tradycyjnie pominąłem grobowiec. U mnie to już normalne.... :-)
      Dygresja przyjeta...;-)

      Usuń
  4. Witam,
    Podziwiam przepiękne zdjęcia i całokształt bloga, a szczególnie mi się podoba widget z zegarem i pogodą. Ja na moim blogu bezskutecznie próbuje dodać taki widget z zegarem - u mnie wyświetla się tylko napis Time in Carlow.
    Podziwiam, zazdroszczę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Basiu. Dziękujemy bardzo.Fotki są dziełem mojej żonki. Gdyby nie jej "oko" nie miałbym co pokazać. Z widzetami: spróbuj pobrać wygenerowane kody na stronach irlandzkich. musisz jeszcze dopasować wielkość widzetów. Mi się udało, ale przyznaje zajeło mi to trochę czasu. Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie, w październiku wybieram się do Irlandii i bardzo chcę zobaczyć Cliff Mohers i mam dylemat jak to zrealizować. Mogłabym wypożyczyć samochód i to byłaby najlepsza opcja, ale obawiam się czy dam radę nie tyle z jazdą lewą stroną ile z obsługą auta z kierownicą po prawej stronie. Może są jakieś biura organizujące takie wycieczki? Szukam w necie (dzięki temu trafiłam na Twój blog) i niestety - słaba znajomość języka uniemożliwia mi znalezienie czegoś pewnego. Będę wdzięczna za wskazówki.
    Pozdrawiam. Hania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapomniałam dodać, że mieszkać będę w Naas więc może być wycieczka z Dublina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam. Odpisuję teraz, gdyż mamy urlopik mam i nie jestem często na blogu. Hania napisz do mnie na adres: piotr.janasz74@gmail.com

      Usuń