sobota, 2 sierpnia 2014

Post No.85: W klatce czasu: Foynes Flying Museum

W początkach lat XX wieku, ludzkość całego świata ekscytowała się biciem kolejnych rekordów z udziałem zbudowanych w owym czasie samolotów i sterowców. 
W roku 1927, Charles Lindbergh w samotnym locie pokonuje Ocean Atlantycki.
 Startując z jednego z lotnisk w USA, po 25 godzinach lotu dociera nad ląd Irlandii: przelatuje nad Zatoką Dingle Bay i wyspą Venentia. Chwile potem Lindbergh skręca na południe i w sumie po 33 godzinach lotu, ląduje w Paryżu.
Zaczęto myśleć o podróżach z pasażerami, przy czym rozgorzał "techniczny wyścig" pomiędzy sterowcami a samolotami. Nie było jeszcze wiadomo, kto przejmie prymat w tej dziedzinie, gdyż na przykład Sterowiec "Hindenburg" pokonał Atlantyk w czasie 4 dni a już w 1936 roku wykonał 36 regularnych pasażerskich kursów pomiędzy kontynentami. Niestety wraz z katastrofą, w której zginęło 35 osób, era sterowca została definitywnie zakończona.
W międzyczasie, zwolennicy samolotów, dostosowali jeden z typów samolotu do lotów międzykontynentalnych, lecz istniał tylko jeden problem: wybór odpowiedniego lotniska w Europie.
Zdecydowano, że będzie to Irlandia...
Pan American World Airways wysłał na Zieloną Wyspę swoich inżynierów, którzy mieli za zadanie znaleźć właściwe miejsce, które nadawałoby się do lądowania wodnopłatów. Musiało ono spełniać odpowiednie warunki: brak fal na wodzie, które mogłyby uniemożliwić lądowanie samolotu, jak również miejsce powinno być cały czas wietrzne oraz oczywiście dobra infrastruktura lądowa. 
Wybór padł na ujście rzeki Shannon, w miejscowości Foynes, niedaleko miasta Limerick.
I właśnie tam odbyliśmy swoją następną podróż, aby odkryć miejsce, które w latach 1930 - 1945 łączyło Europę z Ameryką, dzięki nowoczesnym w owym czasie wodnosamolotom. Dzisiaj w małym miasteczku Foyne, istnieje Muzeum poświęcone tamtym wydarzeniom.
Oczywiście na miejsce docieramy tuż po otwarciu, z nadzieją, że ze spokojem będziemy mogli wykonać dla Was zdjęcia.  Już na samym progu wita nas stary reflektor, który w czasie międzywojennym służył jako "drogowskaz" dla przybywających nocą samolotów. 
W recepcji przesympatyczna Pani zaprasza nas do środka. Czekamy na swoją kolej, gdyż jacyś Amerykanie nie mogą zdecydować się, czy wejść do Muzeum czy też nie. To przy okazji czas, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, które budzi we mnie ciekawość. Oglądam mapę z połączeniami Pan American, które istniały w latach 30, zdecydowanie firma ta, wiodła prymat w dziedzinie lotnictwa.
Pytanie skąd jesteśmy budzi aprobatę i sympatię pytającej osoby, po czym po chwili sami jesteśmy pozytywnie zaskoczeni: zostaliśmy zaproszeni na 15-sto minutowy film, przedstawiający historię Portu Lotniczego Foyne, przy czym lektor oraz napisy w filmie były w języku polskim.
Zdecydowanie stwierdziliśmy, że film, który mieliśmy okazję zobaczyć, znacznie przybliżył nam te miejsce, był bardzo ciekawy i zawierał sporo ujęć z kronik filmowych USA i Irlandii. Po pokazie, ruszyliśmy na zwiedzanie. Pierwszy pokój poświęcony jest najważniejszym pionierom i historycznym początkom lotnictwa. 
Lot przez cały Atlantyk sprawiał nie mało kłopotów pilotom i nawigatorom. Przeogromna przestrzeń, którą pokonywały powietrzne statki, aby dolecieć do celu, musiały trzymać się wskazań przyrządów na tablicy kontrolnej w kabinie samolotów.
Niestety działające wiatry, powodowały naturalne odchylenia samolotu od kursu. Nawet niewielkie, jednostopniowe, w efekcie powodowały zboczenie z kursu o kilkadziesiąt kilometrów. Przy ograniczonym zapasie paliwa, odchylenia takie, były niedopuszczalne, dlatego zaczęto stosować narzędzia, które normalnie używano na statkach: sekstansy. Dzięki "ustrzeleniu" gwiazd lub pozycji słońca, przy pomocy odpowiednich ksiąg, dokładnie wiedziano, w jakim obszarze znajduje się samolot.
Właśnie ta oryginalna mapa, z zaznaczonymi pozycjami samolotu, ukazuje jakie odchylenia od kursu powstały pomiędzy namiarami.
Czasy i odległości pomiędzy pomiarami, ukazują nam w jaki sposób działały na samolot wiatry, które miały wpływ na pokonywane odległości. Najszybciej dwugodzinną odległość pokonano, mniej więcej w połowie odległości, gdy samolot miał wiatr w ogon. Sytuacja zmieniała się w trakcie zbliżania się do Irlandii.
Zostawmy na chwilę samolot.... Na ziemi, w specjalnym stanowisku przy radiu czuwała naziemna ekipa. Na czas lotu zbierała ona informację dla pilotów na temat zjawisk pogodowych panujących nie tylko na lądowisku, ale również na Oceanie. To Radio Room - pokój, który mamy okazję obejrzeć w następnym pomieszczeniu.
W pokoju tym znajdziemy oryginalne przedmioty, w które musiały być przeznaczone specjalne stanowiska, zajmujące się kontrolą wszystkich lotów. Na drewnianej tabliczce oznaczano loty, nazwiska kapitanów czy też kod wywoławczy samolotu.
W międzyczasie ze stacji meteorologicznych usianych na całym świecie, poprzez dalekopisy, zbierano informację o stanie pogody. Do całej tej nowoczesnej "sieci" przyłączyły się statki, płynące po różnych częściach Atlantyku, na bieżąco informując o ciśnieniu, wietrze i temperaturze akwenu, w którym przebywały. 
Naziemni operatorzy starali się naznaczać poszczególne wiadomości na mapy i wykreować meteorologiczną całość tak, aby przewidzieć sztormy i burze, które mogłyby stanowić zagrożenie dla samolotu pasażerskiego.
Następny pokój nazwałbym pokojem "Ogólnym". Znajdziemy tutaj wszystkie przedmioty związane
pośrednio i bezpośrednio do załóg, mechaników, pasażerów i osób obsługi naziemnej. 
Pokój był przeogromny a pamiątek jeszcze więcej. Mogliśmy zobaczyć tutaj wszystko, co było używane na co dzień 80 lat temu, począwszy od amerykańskich reklam, namawiających turystów na loty Pan American...
...po zdjęcia, bilety i pocztówki.
Popularność linii pasażerskiej Pan American oraz ich samolotów była tak wielka, że wyprodukowano gry Puzzle z wizerunkami międzykontynentalnych statków powietrznych.
 Niektóre elementy wyposażenia wodnosamolotów, dzięki osobom prywatnym, znalazły swe miejsce w Muzeum Foyne....
Ster samolotu, wielkością dorównujący kołu ratunkowemu. Dwa niezbędne elementy samolotu...
Oprócz eksponatów, w oryginalnych oknach budynków umieszczono zdjęcia, które pokazywały dawną ulice w Foyne. Dzięki takiemu rozwiązaniu, mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w latach 30-ych XX wieku. Dodatkowo w każdym pomieszczeniu zainstalowane były małe głośniczki, z których wydobywała się muzyka z rozgłośni radiowej USA, oczywiście również z tej samej epoki.
Na końcu pomieszczenia, znajduje się część samolotu, który rozbił się na stokach Góry Mount Brandon, na półwyspie Dingle. Samolot lecący z Lizbony do Foynes, nawracając na wodne lotnisko, zaczepił o stok będący wówczas we mgle. Zginęło 10 osób, 25 zostało rannych. Ślady po samolocie pozostały do dzisiaj, lecz część kadłuba oraz jeden z silników zostały umieszczone właśnie w Muzeum, w którym teraz przebywaliśmy.
Na jednej ze ścian, uwidoczniony był pas startowy położony na wodzie rzeki Shannon oraz port lotniczy, który znajdował się za wysepką.
Nocą oraz w dni pochmurne, pas (2) był oświetlany dzięki generatorom prądu.
Jedno ze zdjęć, wykonanych na wysepce, ukazuje moment wodowania Pan American...
Następna sala prezentuje nam wycinki z gazet, w wymiarze wielkim, z lat 1937 - 1939, dotyczących lotów wodnosamolotów.
Pokój ten kiedyś służył jako poczekalnia dla podróżujących, teraz jest atrakcją dla najmłodszych. Na środku bowiem, umieszczone są symulatory lotu, łudząco przypominające kabiny ówczesnych samolotów.
No cóż... Byliśmy sami, więc musiałem wykorzystać sytuacje i usiadłem na jednym z foteli. Szczerze mówiąc Moja Żona miała niezły ubaw, widząc mnie jako pilota, starającego się oderwać od ziemi...
Wychodzimy z budynku, zgodnie ze wskazówkami z folderów, które zostały nam wręczone na samym początku naszej wycieczki. Naszym oczom ukazała się replika Clliperra, ostatniego z modeli latających statków pasażerskich na trasie USA - Foynes.
Bez wątpienia samolot jest, czy też był ogromny i ciężki. Maszynę rozpędzały i utrzymywały cztery potężne 900-sto konne silniki. Były one tak wielkie, że jedno ze śmigieł było większe ode mnie samego.
Z przodu samolotu istniały specjalne wkładki na buty, umożliwiające ekipom technicznym dostanie się na obudowę samolotu. Po lewej stronie od wkładek, istniały drzwi otwierane od wewnątrz. Za nimi znajdowało się pomieszczenie załogi, z rzeczami osobistymi, jak również łóżka dla zmęczonych długotrwałym lotem pilotów.
Zdawałem sobie sprawę, że za chwilę zrobię to samo, co zrobili 80 lat temu pasażerowie linii Pan American: pochylę głowę i wejdę do środka samolotu, który przelatywał nad całym Atlantykiem w latach 1937-1939.
Tuż za drzwiami wejściowymi, znajdowało się jedno z większych pomieszczeń samolotu. W czasie lotu służyło jako jadalnia statku, na którym serwowano obiady dla wszystkich pasażerów.
Decydujemy się na zwiedzanie samolotu od ogona. Tył samolotu jest podniesiony, więc idąc w kierunku ostatniego przedziału, mamy lekko pod górkę.
Przedziały pasażerskie wyglądają na duże. Lewa strona może pomieścić 6-ciu pasażerów, prawa dwóch mniej. Fotele bardziej wyglądają na "domowe" niż lotnicze, ale takie wówczas istniały standardy. Pomimo tego ponad dwudziestogodzinny lot chyba nie by zaliczany, pod tym względem, na wygodny.
Również w tylnej części samolotu znajdował się przedział sypialniany i troszkę się dziwiliśmy, że tylko jeden na cały samolot. Myślałem, że każdy przedział ma możliwość rozłożenia siedzeń, lecz niestety tak nie było.
Nieco dalej, po lewej stronie, znajdowała się toaletka tylko dla Pań.
Znajdowało się w niej parę luster, siedziska umożliwiające poprawienie sobie makijażu i dość szeroki blat, aby Panie mogły postawić sobie na nim własne torebki.
Ostatnią z kabin, i zarazem największą w całym samolocie, jest kabina "Luxusowa". Kabina ta oferowała dość dużą przestrzeń, prywatność, miejsce do spania a nawet kredensiki. Oczywiście taka Kabina kosztowała majątek, lecz jak to w życiu bywa, zawsze znajdował się ktoś chętny... Niestety nie mieliśmy do niej dostępu, gdyż szklane drzwi, prowadzące do kabiny były zamknięte. Spróbowałem zrobić zdjęcie, lecz niestety w szybie odbijało się światło...
Czas na marsz w drugą stronę....
Mijając przedział za przedziałem, trochę nas dziwi fakt, że nie wykorzystano miejsca nad głowami pasażerów ale fakt ten nadrobiono tuż po wojnie. Kuchnia, którą mieliśmy możliwość obejrzeć, choć tylko przez szybę, bardzo nas zaskoczyła: klitka, która miała zapewnić gorące danie dla wszystkich pasażerów, mogła pomieścić jedną osobę...
Pewną niespodzianką była dla nas toaletka mieszcząca się z przodu samolotu. Tak jak wiedzieliśmy, do czego może służyć część pierwsza i trzecia, tak przeznaczenie środkowej było nam zupełnie nie znane. Mieliśmy różne skojarzenia, lecz wciąż nie wiemy jakie przeznaczenie miała porcelanowa micha w kształcie gruszki, bez żadnego otworu...
W końcu znaleźliśmy się przy schodkach, prowadzących do kokpitu pilotów.
Byłem strasznie ciekawy w jakich warunkach pracowali piloci i nawigatorzy...
Po pokonaniu ostatniego podestu, zobaczyliśmy dość obszerne pomieszczenie.
Na pierwszym fotelu siedział radio operator, na drugim prawdopodobnie mechanik, kontrolujący przepływ paliwa, hydraulikę oraz inne potrzebne mechanizmy. Z tyłu znajdowały się siedzenia dla osób odpoczywających, wolnych od służby, natomiast od strony lewej widoczne są drzwi, które prowadziły do pomieszczenia sypialnianego.
Mechanik pokładowy miał co robić.
Oprócz kontroli wszelkich mechanizmów, musiał bacznie obserwować paliwo i odpowiednio je dawkować, w zależności od warunków atmosferycznych panujących na zewnątrz samolotu.
Radio operator, oprócz nadawania swoich pozycji, odbierał przede wszystkim wszelkie informacje na temat pogody na obu kontynentach i Oceanie Atlantyckim.
Wszystkie informacje zaznaczano na mapie, która umieszczona była na stole wykresowym, znajdującym się po drugiej stronie tego pomieszczenia.
Miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie...
No i najważniejsze pomieszczenie: kabina pilotów.
Byłem bardzo zdziwiony jej wielkością. Strasznie małe pomieszczenie, ale chyba takie standardy panują również i w nowych typach samolotów. Tablica kontrolna bardzo prosta, wskaźniki duże i czytelne. Za to pedały umożliwiające sterowanie tylnym sterem kierunku (statecznik pionowy) były niesamowicie duże, kontrolowane przez obu pilotów.
Pomiędzy pilotami istniała wnęka, umożliwiająca wejście do przedniej części samolotu. Rozwiązanie dość nietypowe, gdyż wchodzący musiał wręcz wchodzić "na czworaka". W pomieszczeniu tym znajdowały się, oprócz dodatkowych łóżek, rzeczy osobiste załóg, liny, wiadra itp, które ładowane były przez drzwi, które były otwierane od wewnątrz.
Oczywiście musiałem usiąść na jednym z foteli.
Trzymanie w rękach steru, wielkości kierownicy od dawnej ciężarówki, było dziwnym uczuciem. Nie ukrywam, że to było fajne uczucie, jednakże trzymanie steru na wyprostowanych rękach musiało być zadaniem strasznie męczącym dla pilotów...
Tak kończy się nasza wycieczka po samolocie.
Chciałbym tylko przypomnieć, że jest to replika.
Pierwotnym pomysłem Muzeum było stworzenie jednej kabiny lecz po wielu dniach rozważań, postanowiono zbudować całość samolotu. Chciano w całej okazałości pokazać samolot, który jako pierwszy na świecie pokonywał wraz z pasażerami Atlantyk lądując w Irlandii. W czasie budowy repliki borykano się z brakiem pieniędzy, jednakże projekt przedstawiono ówczesnemu Ministrowi Kultury i Sztuki, który od razu wyraził zgodę na dofinansowanie pomysłu. Minister jednoznacznie stwierdził, że dawniej miasto Foynes było oknem na świat i trzeba o tym pamiętać.
National Library of Ireland
Podróże samolotami Pan American trwały dwa lata. Wraz z wybuchem wojny, podróże ustały a ostatni samolot wyleciał z lotniska Foynes, w październiku 1939 roku. Choć oficjalnie w czasie wojny Irlandia była neutralna, po cichu zgadzano się na lądowanie samolotów z USA z dyplomatami na pokładzie. Wraz z biegiem czasu i rysującej się przewagi Aliantów, lądowań przybywało.
Niestety, w czasie wojny, technika budowania samolotów znacznie się rozwinęła. Pojawiły się silniki odrzutowe, które zaczęto stosować w liniach pasażerskich tuż po wojnie. Tym samym poprawił się znacznie zasięg i samoloty z USA, zamiast w Foynes, zaczęły lądować w Dublinie. Mało kto wie, że to właśnie we Foynes, zupełnie przez przypadek powstała Irlandzka Kawa. Zdarzyło się to w zimowy wieczór 1940 roku, gdy samolot ze względu na warunki atmosferyczne, musiał zawrócić z powrotem na lotnisko w Irlandii. Pasażerowie, w czasie przeprawy łódką na ląd, strasznie zmarzli, a szef kuchni, Joe Sheridan nie mógł podać gorącego jedzenia, gdyż kuchnia była już zamknięta.
Zaproponował kawę a chcąc gości rozgrzać, do kawy dolał whisky.
Jeden z gości zapyta Joe, czy to kawa brazylijska, na co szef kuchni odpowiedział:
" Nie, to Irish coffee"!
Mógłbym teraz napisać, że nasze zwiedzanie skończyło się, ale to nie prawda. Mogliśmy jeszcze obejrzeć na pierwszym piętrze Maritime Museum, związane z portem Foynes, które czynne jest do dnia dzisiejszego. Już od wejścia, zauważyliśmy dwóch pracowników portu, którzy od wieków ładują ten sam towar, który przypłynął na jednym ze statków:
Na jednej ze ścian, mamy okazję zobaczyć jakie typy statków przybijają do portu Shannon. Między wieloma statkami mniejszymi, czy też większymi, znajdują się również ogromne tankowce...
Najciekawszym eksponatem, moim zdaniem, jest irlandzka łódź narodowa, tak zwana Curragh. Na wyspie Tory wygląda ona tak:
 ...a w Muzeum, możemy bardzo dokładnie zobaczyć z jakich materiałów i w jakiej kolejności jest taka łódź zbudowana. Nigdy bym nie pomyślał, że jest to zbiór podłużnych deseczek pokrytych płótnem i smołą...
Muzeum nie jest wielkie, ale jest ciekawe. A my weszliśmy na piętro wyżej i znajdowaliśmy się w dawnej wieży kontrolnej. Mogliśmy z tej niewielkiej wysokości spojrzeć na port i główną ulicę miasta Foynes.
Patrzyliśmy z góry na parking, na którym istnieje statuetka jednego z najsłynniejszych samolotów, które dawno temu lądowały tutaj z Ameryki...

*********************************************
Lokalizacja:

Koordynaty GPS:
52°36'41.35"N 09°06'34.65"W
Film:
Autor: PhotoClub7910
WEBSITE:
INFORMACJE:
Godziny Otwarcia:
Styczeń
Closed
Maj
09.30 - 17.00
Wrzesień
09.30 - 17.00
Luty
Closed
Czerwiec
09.30 - 18.00
Październik
09.30 - 17.00
Marzec
Closed
Lipiec
09.30 - 18.00
Listopad
09.30 - 17.00
Kwiecień
09.30 - 17.00
Sierpień
09.30 - 18.00
Grudzień
Closed
Bilety:
Dorośli:
Dzieci:
Familijny:
11 €
6 €
28 €
Email:
na stronie
Telefon:
+353 069 65 416
MAPA:

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa relacja....Zwłaszcza wnętrze tego samolotu zainteresowało mnie. Jakże inne od współczesnych. Te kabiny pasażerskie przypominają mi trochę przedziały 2 klasy w starych polskich wagonach.'' Komfort ''podróży pewnie był zbliżony...

    Prześlę linka mojej znajomej , jest fanką lotnictwa i na pewno to ją zainteresuje. Nie odpuści żadnej imprezy czy wystawy lotniczej w Polsce. Raczej nie wybierze się do Irlandii, żeby zobaczyć to na żywo, wyobraź sobie, że.....panicznie boi się latać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Wojtku. A to ci ciekawe: fanka lotnictwa i boi się latać....:-) . Muzeum, moim zdaniem, jest trochę niedoceniane. Po pierwsze jest trochę zbytnio oddalone no i czasy się zmieniły. W dobie Samsungów, laptopów i i statków kosmicznych, rekordy już tak ludzi nie pobudzają, jak kiedyś. Pozdrawiam Wojtku, Pozdrawiam

      Usuń
  2. Bardzo często "przelatuję" przez Foynes w drodze do Ballybunion. To Muzeum było pierwszym miejscem w Irlandii, które odwiedziłem w czasie przypadkowej wycieczki i trasy wybieranej na chybił trafił. Nie zapamiętałem nawet nazwy miejscowości i po wielu latach trafiłem tam ponownie. Też przypadkiem i jak się okazuje mam do Foynes przysłowiowy rzut beretem :)

    OdpowiedzUsuń