niedziela, 12 października 2014

Post No.94: Legenda o Czterech Łabędziach...

Pewnego dnia i z początkiem maja, ruszyliśmy do dość odległego miejsca, znajdującego się w hrabstwie Mayo. Ponieważ nigdy wcześniej w tym hrabstwie nie przebywaliśmy, pokonując kilometr za kilometrem, z ciekawością rozglądaliśmy się dookoła przez szybę jadącego auta...
Hrabstwo Mayo urzekło nas, podobnie jak znacznie wcześniej zrobiło to hrabstwo Donegal. Wielka przestrzeń, którą właśnie pokonywaliśmy, wyglądała, jakby była niezamieszkana. Domki gospodarstw, które są tak często spotykane w innych hrabstwach, tutaj są rzadkością a tutejsze bydło, spacerując sobie po jezdni, nie potrzebuje pasterza. 
Hrabstwo Mayo to miejsce, w którym językiem powszednim jest język irlandzki. Nie tylko w mowie. Okoliczne stacje benzynowe, znaki drogowe jak i tabliczki z oznaczeniami Poczty, są napisane w języku ojczystym.
W końcu, po kilku godzinach jazdy, jeszcze w oddali, widzimy nasz cel: to odległe klify na horyzoncie.
W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie skończyła się droga a zaczął Ocean Atlantycki.
Gdy wysiedliśmy z samochodu, zauważyliśmy, że zbudowano tutaj jakąś dziwną konstrukcję. Początkowo myśleliśmy, że to jakieś miejsce na piknik, jednakże wkrótce się okazało, że się myliliśmy.
Tuż obok, znajdowała się tabliczka, dzięki której dowiedzieliśmy się, że okolica w której się znajdowaliśmy, to miejsce, w którym rozpoczyna się opowieść jednej z najpiękniejszych Legend w Irlandii, Legendę, która jest powtarzana z pokolenia na pokolenie. Legenda, którą opowiada się już dzieciom, w wieku przedszkolnym.  Oto Ona:

Dzieci Lira

Dawno, dawno temu, w starożytnej Irlandii, gdzie jeszcze żyli Druidzi, Czarownice i dziwne Potwory, na odległym skrawku dzisiejszego Mayo, żył władca Mórz - Lir. 
http://misswealhtheow.blogspot.ie/
Lir był szczęśliwym mężem Evy, która powiła mu jedną córkę oraz trzech synów.
Niestety szczęście ma to do siebie, że kiedyś się kończy. Żona Lira niespodziewanie zmarła...
Wraz z upływem czasu, Lir dochodził do przekonania, że dzieci nie powinny być tylko z ojcem. Coraz częściej spoglądał na siostrę zmarłej żony - Aoife, z którą po pewnym czasie się ożenił. Król nie wiedział, że Aoife jest czarownicą i że była strasznie zazdrosna o miłość dzieci do swojej zmarłej mamy. Nie mogła tego znieść i postanowiła się dzieci pozbyć. Pewnego dnia, zabrała dzieci nad jezioro i zachęciła je do kąpieli. Dzieci, nieświadome zagrożenia, weszły do wody i zaczęły wspólną zabawę, gdy tym czasem Aoife przywdziała na siebie magiczny płaszcz i trzymając różdżkę w dłoni, zamieniła dzieci w przepiękne łabędzie, jakich nikt jeszcze z ludzi w życiu nie widział.
http://www.pinterest.com/pin/231091024601599462/
 Oprócz zamiany, Aoife rzuciła na dzieci klątwę: będą łabędziami przez następne 900 lat, trzykroć po trzysta lat, w trzech różnych miejscach aż do dźwięku dzwona, oznajmiającego przyjście Nowego Boga, a sama z udawanym płaczem wróciła do Lira, oznajmiając mu, że jego dzieci się potopiły.
Przybiegł Lir nad jezioro, lecz zobaczył na nim tylko cztery przepiękne Łabędzie...
wikipedia.org
 Wszystkie podpłynęły do swego ojca, po czym jeden z Łabędzi odezwał się ludzkim głosem. Była to najstarsza córka, Fionnuala, która mogła mówić po ludzku i wszystko ojcu opowiedziała. Wściekł się Lir niemiłosiernie i Aoife zmienił w wielką, czarną ćmę, która odleciała i nikt już jej nigdy na oczy nie widział. Lir zaś przychodził codziennie do swych dzieci, które zgodnie z klątwą musiały spędzić trzysta lat na jeziorze Lough Derravagh. 
Lir karmił łabędzie, opowiadał baśnie a czasami im śpiewał.
Zdarzało się, że łabędzie śpiewały w raz nim, a był to najpiękniejszy śpiew jaki kiedykolwiek na świecie słyszano. I tak mijały lata....
 Choć Lir był Bogiem, to niestety starzał się. Mijały dzień za dniem, a Lir był coraz słabszy, aż w końcu umarł. Smutne łabędzie odleciały w inne miejsce, gdyż zgodnie z klątwą, przez następne trzysta lat musiały spędzić na wodach Cieśniny Moyle.
Źle było dzieciom Lira. Wody Myle były wciąż zimne i wzburzone. Tęskno było łabędziom do ciepłych wód dawnego jeziora. Niestety, trzysta lat ciągnęło się w nieskończoność i nie miały łabędzie okazji do śpiewu.
Gdy drugie trzysta lat  minęło, łabędzie przeniosły się bliżej domu, na jeziora małej wysepki Inish Glora, w dzisiejszym hrabstwie Mayo. Często płakały, gdyż z dawnego domu zostały tylko ruiny. Czasem Łabędzie śpiewały swym smutnym głosem, opowiadając w ten sposób swoją historię i swój los. Jakże smutna to była pieśń. Ludzie którzy ją słyszeli, po prostu płakali ...
Lecz pewnego dnia, Łabędzie usłyszały głos. Głos, który niósł się z daleka i był znacznie inny od tych,które dotychczas słyszeli. Ruszyły więc za głosem, przeczuwając, że jest to głos kończący ich klątwę. Lecąc i lecąc, w końcu dotarły do małej miejscowości Allihies, na Półwyspie Beara, gdzie wylądowały przy zakapturzonym człowieku.
Zakapturzonym człowiekiem okazał się Mnich Mochua. Łabędzie zapytały go czy jest zwolennikiem Nowego Boga. Choć Mnich był zaskoczony, że łabędzie mówią ludzkim głosem, potwierdził opowiadając o przybyciu do Irlandii Świętego Patryka. Wysłuchał też historii zaczarowanych Łabędzi, która tak na prawdę miała już 900 lat.
W końcu, gdy dzwon zabił ponownie, wzywając wiernych na mszę, położył swe ręce na łabędzich głowach. Wtem z pobliskich gór zeszła mgła, która otuliła całą piątkę. Mgła mieniła się kolorami tęczy a gdy odeszła, zamiast Łabędzi, koło mnicha stali trzej urodziwi chłopcy i przepiękna kobieta - dorosłe dzieci Lira. Niestety, wkrótce dzieci zamieniły się ze starości w proch, gdyż żyły na ziemi przeszło 900 lat a tam gdzie się to stało, pozostały na ziemi głazy, na których w dniu dzisiejszym, turyści kładą monety.
http://irishimbasbooks.com/
Dlatego w tym oto miejscu, w którym teraz byliśmy My, postawiono rzeźbę. 
Dwie linie metalowych rurek, oprócz specjalnych zakończeń, posiadają również wycięcia w środku. Dzięki nim, gdy wieje wiatr, rurki wydają głos, które do złudzenia przypominają łabędzi  śpiew, który słychać w okolicy na wiele mil.
Spirit of Place - Child of Lir. Art by Lyle McElderry. http://www.shelltosea.com/
W takim oto miejscu się znaleźliśmy.
Podeszliśmy do grani, gdzie w dole mogliśmy zobaczyć małą plażyczkę, wręcz nie dostępną dla innych. W dole widać było białe kamienie, o które rozbijały się z cichym szumem fale oceanu.
Spoglądając na dół zauważamy jak ziemia powoli osuwa się poddając się sile wiatru i padającego deszczu...
Początkowo mieliśmy pomysł, aby wejść na sam szczyt klifu, lecz niestety po paru krokach daliśmy sobie spokój. Był maj, godzina około dziewiętnastej, a teren zbyt jeszcze mokry i błotnisty, aby uprawiać wspinaczkę. Zajęłoby nam to zbyt wiele czasu i być może wracalibyśmy do samochodu po zmroku. Trochę szkoda, bo widok ze szczytu tego klifu musiał być powalający.
Postanowiliśmy jednak iść wzdłuż tegoż klifu na którym teraz staliśmy.
 Gdy powoli klify odsłaniały swe oblicze, w oddali, koło pomnika pojawiły się nowe osoby, które przeciągła w te miejsce Legenda o czterech łabędziach. Początkowo również chcieli iść na górę, lecz tak samo jak my, po chwili zrezygnowali i wkrótce do nas dołączyli. 
Kierując się na północ, mogliśmy zobaczyć kilka skał, które wcześniej były zasłonięte przez ogromny klif. Nie wiadomo czemu, miejscowi nazwali je czterema jeleniami, których tak na prawdę w ogóle nie przypominają. Za to najbliższa skała, do złudzenia przypomina twarz egipskiego Swinksa, który najwidoczniej miał ochotę  na chłodną kąpiel w zimnym Oceanie, po wiekowym siedzeniu na gorącej pustyni w Egipcie.
Zbliżaliśmy się do końca naszego klifu. W jego tle widzieliśmy małą wysepkę, na której miejscowi latem wypasają owce, o wdzięcznej nazwie Kid Island.
Tym samym dotarliśmy na samą krawędź klifu w hrabstwie Mayo.
Tuż przed nią, znajduje się oczko wodne, które dość ciekawie prezentuje się na zdjęciach...
Obracając się za siebie, zauważyliśmy znane nam sylwetki. Panowie dogonili nas i przywitali się z nami. Okazało się, że przyjechali z odległego Galway...
Tym samym, zbliżywszy się do grani, mieliśmy doskonały widok na tutejsze, przepiękne okolice. Latem musi tutejsza panorama, musi wyglądać nieziemsko...
Patrząc w dół, ciężko utrzymać mi równowagę, gdyż wysokość, choć może nie widać tego na zdjęciu, początkowo sprawiła, że zakręciło mi się w głowie.
Na prawo, surowe oblicze tutejszych klifów, łączących się z wodą, budzi w nas szacunek. Klify w hrabstwie Mayo są na prawdę piękne.
Zataczamy półkole i decydujemy się wracać do samochodu. Niestety, atlantycki wiatr daje nam się we znaki, pomimo tego, że jesteśmy dość ciepło ubrani. Nasza powrotna droga wije się jak jakiś wąż, gdyż wciąż musimy omijać małe kałuże, i błotko. Ziemia jest wciąż nasączana wodą i na prawdę ciężko w coś nie wpaść. Wracając przechodzimy koło miejsca, w którym jakiś właściciel kopał torf.
Najwidoczniej, pomimo nacisku z Brukseli, wciąż używa się torfu jako opału.
Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób kopano torf. Wszystko równiutko na całej długości wykopu, świadczącym o wieloletnim doświadczeniu właściciela torfu...
Właściciel z ufnością zostawił wbite w ziemię swoje narzędzia, których zapewne już używa przez wiele sezonów.
Nie mogłem się powstrzymać i korzystając z tego, że byliśmy tutaj teraz sami, złapałem za narzędzia i spróbowałem swoich sił. Szybko się okazało, że nie idzie mi najlepiej. Nieodpowiednie ubranie i brak wiedzy na temat zwykłego kopania, pomimo moich chęci, okazało się porażką...
Pomimo tego świetnie się bawiłem i sam się przekonałem, że nawet zwykłe kopanie torfu, jest tak na prawdę ciężką pracą...
Cóż. Odwiedziliśmy dzisiaj miejsce, związane z przepiękną Legendą o Dzieciach Lira, które zostały zaklęte w Łabędzie. To najpiękniejsza i najbardziej znana legenda, o której dzisiaj uczą w irlandzkich szkołach. Gdy się tylko rozejrzymy wokół siebie, wszędzie w Irlandii, możemy spotkać  związane tematycznie z Legendą wisiorki, kolczyki, obrazki i inne.
www.behance.net
www.celticdublin.com

Najsłynniejszą rzeźbą jest statua łabędzi, która postawiono w mieście Ballycastle, centrum hrabstwa Mayo. Jest, moim zdaniem wręcz świetna, sprawiająca wrażenie, jakby faktycznie żywe łabędzie oderwały się od ziemi...
My z kolei z żalem żegnamy Benwee Head.
Może kiedyś uda nam się tutaj ponownie dotrzeć w dniu słonecznym i cieplejszym.
Widok z "lotu ptaka":
 *********************************************
Lokalizacja:
Stonefield, Co.Mayo, Ireland
Koordynaty GPS:
 54°19'25.06"N     09°50'25.70"W
Film:
Autor: Ceathru Thaidgh
MAPA:

2 komentarze:

  1. Od razu się zakochałem w Mayo, niesamowite te klifowe krajobrazy, zdjęcie z tym okrągłym oczkiem wprost nieziemskie...No i tradycja tam żyje, irlandzki wciąż żywy to musi być bajkowe miejsce. Ten torf też robi wrażenie i tradycyjny sposób jego kopania. Legenda niesamowita, i tak pięknie ją opowiedziałeś...Dzięki za tą piękną podróż, na żywo raczej nigdy tego nie zobaczę. I czekam na następne, jak widzę, mieliście sezon obfitujący w ciekawe wyjazdy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna Ziemia, dzika, nie ujarzmiona wciąż przyciąga kochających piękno :)
    Uściski :)))*

    OdpowiedzUsuń