niedziela, 20 lipca 2014

Post No.83: Wyjątkowi ludzie, w wyjątkowym miejscu...

W czasie naszej wyprawy po Półwyspie Dingle, mieliśmy szczęście poznać niesamowitych ludzi, którzy w dniu dzisiejszym tworzą doskonałe uzupełnienie wizerunku półwyspu. Postanowiliśmy, że napiszemy o nich, gdyż są oni warci wzmianki, tym bardziej, że może ktoś z Was, kiedyś, pojedzie na ten najpiękniejszy półwysep Irlandii i będzie miał szczęści spotkać właśnie ich.
***
Pierwszym naszym bohaterem jest John.
John'a poznaliśmy na jednym z parkingów widokowych, które powstały z myślą o turystach. Choć dzisiejszy dzień nie był dniem najpiękniejszym ze względu na brak słońca, to jednak miejsce jest czarujące i z wielką fascynacją oglądaliśmy panoramę, która nas otaczała.
Na oddzielającym parking od pola murku, siedział sobie człowiek.
 Czerwony koc, mała walizeczka a nieopodal rower oparty o skalną półkę.
Wyglądał niegroźnie, więc zagadnąłem go o pogodę, mur między nami pękł i rozpoczęliśmy konwersację. Okazało się, że ów człowiek o imieniu John jest miejscowym.
W cieplejsze dni przyjeżdża tutaj na rowerze od odległego o 7 mil miasteczka Dingle.
  Jak się już zapewne domyślacie, John zarabia grając dla turystów na flecie poprzecznym. Taki flet wykonany jest z drewna i jest znacznie trudniejszy do grania od fletu tradycyjnego. I może nie byłoby nic w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że John opowiedział nam swoją krótką historię.
Wcześniej John był uznanym architektem: projektował domy, miał wystawne życie, pieniądze oraz dobry samochód. Dnie przelatywały szybko i wyglądały podobnie do siebie: wystawne obiady, drogie kolacje, innymi słowy: cywilizowane życie.
W 2008 roku wszystko się skończyło. Ekonomiczny Tygrys Europy padł na kolana a razem z nim wielu Irlandczyków oraz oczywiście, imigrantów.
John został bez pracy...
Zaczęły się kłopoty: kredyt na dom nie spłacany, samochód również. 
Najpierw Bank zabrał auto, potem dom, przez to często było tak, że John spał w polu...
Czarne miał myśli John aż do dnia, kiedy wybrał się na spacer, do miejsca w którym byliśmy teraz My. Dopiero wtedy ujrzał, jak piękny jest półwysep. Wcześniej zajęty sprawami przy ziemskimi, nie widział w otaczających go widokach nic pięknego. Jak mówi dzisiaj, miejsce te dodaje pozytywnej energii i od tamtego dnia przestał się martwić o pieniądze i postanowił żyć dniem dzisiejszym. 
W swoich skarbach znalazł flet oraz starą walizeczkę i opowiada turystom, poprzez muzykę, historię mieszkańców półwyspu, legendy oraz historię Irlandii.
I co się okazało? Że życie John'a nabrało barw. 
Poznając nowych ludzi, którzy przecież tłumnie odwiedzają Dingle, jeden z turystów zaproponował Johnowi nagranie płyty z muzyką celtycką. Wspólne granie wyszło znakomicie a John zawsze przy sobie ma parę płyt do sprzedania z nagranymi utworami.
Na dodatek ktoś zorganizował wyjazd John'a na małe tournee po Europie.
John zarobi tyle, ile dostanie od turystów.
Kwotą się nie przejmuje zupełnie, gdyż, jak sam mówi, nie to się w życiu liczy.
 I tak osiągnął teraz więcej, niż gdy był architektem.
A dla Was John zagrał historię pewnego mieszkańca z jednej z wysp za plecami.
Niestety nie jest to najlepsza jakość filmu, ale muzykę słychać dobrze :-). Zapraszam
Drugą fascynującą osobę poznaliśmy następnego dnia, gdy słońce przedarło się nad półwysep. Jadąc drogą na plażę, tuż za miasteczkiem Dingle, zauważyliśmy małą tabliczkę, zawieszoną wśród konarów drzew. Postanowiliśmy zajrzeć i obejrzeć galerię...
Wjechaliśmy na małe podwórko.
Przez chwilę nikt do nas nie wychodził, aż do czasu, gdy zza rogu wyłonił się niższy ode mnie człowiek z brodą. To Antonio, który początkowo bardzo niechętnie z nami rozmawiał.
Powodem niechęci są nasze aparaty. W końcu Antonio zdradza nam w czym problem: ludzie podjeżdżają  do niego jako anonimowi, robią zdjęcia, a potem w internecie Antonio widzi, jak ktoś kopiuje w pracach artystycznych jego pomysły i wzory. Obiecujemy Antonio, że nie upublicznimy jego prac z galerii wewnątrz budyneczku i od razu atmosfera robi się przyjemniejsza.
Antonio Fazio jest rodowitym Włochem, urodzonym na Sycylii i przyjechał do Irlandii w 1991 roku w ramach wycieczki a jedna z jego tras prowadziła właśnie przez Półwysep Dingle. Gdy ujrzał półwysep po raz pierwszy, od razu się w nim zakochał. Jak mówi, urzekła go jego pozytywna energia i choć to daleko od swojego domu, postanowił zostać tutaj na zawsze.
Półwysep Dingle dodał mu artystycznych skrzydeł. Dodatkowo zafascynował się starożytnym wzorem, zapisanym na kamieniach przez dawnych mieszkańców Irlandii.
Co prawda, jak powiada, za dużo jest w Irlandii deszczu oraz brakuje mu słonecznej, gorącej Italii, to jednak tutaj czuje, że się "spełnia". Wciąż powtarza o pozytywnej energii i chyba rozumiemy co ma na myśli.
Antonio miał swoje chwile sławy: pewien Irlandzki reporter stacji RTE, nakręcił o nim film dokumentalny, który na jakimś festiwalu zdobył główną nagrodę. Autor reportażu, po zdobyciu najcenniejszej statuetki, już nigdy się z Antoniem nie spotkał i głównemu bohaterowi reportażu nie podziękował, tak jakby obawiał się, że ten zażąda jakieś gratyfikacji.
Najlepszymi kupcami Antonia są Amerykanie, Francuzi i Niemcy.
 Polacy kupują rzadko, ale najgorsi są, wg artysty Hiszpanie, którzy mają zawsze taki sam schemat: gdy zobaczą prace w kamieniu, wpadają w zachwyt. Gdy zobaczą ceny, uciekają w popłochu. Na dodatek są bardzo głośni. Oglądamy prace Antonia wewnątrz galerii i robią one na nas wrażenie. Widać, że kocha to, co robi. Oczywiście, tak jak obiecaliśmy, prac tych nie pokazujemy...
Wokół nas sporo kamieni, które Antonio co jakiś czas zbiera z plaż i ze stoków pobliskich szczytów. Każdy z nich to jakaś artystyczna myśl, nad którą Antonio wkrótce popracuje.
Oglądamy z całkiem z bliska głaz, nad którym teraz pracuje Antonio. Wokół pełno obłupanych kawałków skały, a obok cała masa różnego rodzaju dłut, młotków i innych narzędzi. Z obrabianego kamienia, budzi się do życia jakaś zwierzęca istota...
Cztery miesiące później, sprawdzam prace Antonia Fazio na jego stronie internetowej i widzę, że projekt został ukończony...
Widać w Antonim jakiś wewnętrzny spokój, który się kłóci ze znanym włoskim temperamentem i chyba właśnie tak działa na ludzi Półwysep Dingle.
Oficjalna strona Antonia Fazio:
http://www.fazioartinstone.com/
***
Następna nasza bohaterka, jak to kobieta, nie chciała abym zrobił jej zdjęcie.
Wcześniej mieszkała w Anglii, Portugalii i Hiszpanii, aby w końcu "osiąść się" na Półwyspie Dingle.
Ona również mówi o pozytywnej energii Półwyspu, która zadecydowała o pozostaniu w tym miejscu na zawsze. Wraz z mężem sprzedaje swoje wyroby, które są dość ciekawe: celtyckie pismo Ogham, wygrawerowane w tutejszym kamieniu...
Mniejsze kamyczki oznaczają celtycki horoskop.
Różnicą pomiędzy dzisiejszymi horoskopami a horoskopami celtyckimi, jest to, że zamiast znaków zodiaku, istnieją nazwy drzew. I tak, dla mojej Drugiej Połowy zakupiłem na pamiątkę, kamyczek odpowiadający dacie jej urodzin.
W tym przypadku, w celtyckim kalendarzu, Moja Pani byłaby, lub jest Wierzbą.
Nasza bohaterka była zaskoczona ilością Polaków odwiedzających Półwysep Dingle.
 Jednoznacznie stwierdziła, że jesteśmy narodem zwiedzającym i ciekawym nowych miejsc. Znacznie się różnimy od głośnych Hiszpanów, którzy z ciekawością oglądają jej wyroby, a którzy nigdy ich nie kupują.
Naszą rozmowę przerywa mi Moja Żona, wołając mnie z nad klifu. Okazało się, że w dole zatoki, Żona "wyłapała" aparatem kilka pływających w oceanie rekinów.
Moja rozmówczyni mówi, że to rekiny Leopardy, zupełnie dla ludzi nie groźne, żywiące się bezkręgowcami.
 Właścicielka kamyczków, uśmiecha się tylko, słysząc nasze zdziwienie i podziw. Sama mówi, że kiedy pora wracać do domu, to czuje żal. I wciąż powtarza o tej pozytywnej energii. Zainteresowały mnie również o wiele większe kamienie z wygrawerowanym pismem Ogham, które również można kupić u tej sympatycznej angielki.
To poszczególne słowa jak: miłość, przyjaźń, dom i inne.
Z naszych eskapad po Irlandii staramy się przywieść jakieś pamiątki. Nie inaczej było i tym razem: musiałem stać się właścicielem jednego z nich i tak też się stało.
Celtycki napis to GRA i oznacza miłość...
Właściciele również mają własną stronę internetową.
Oto ona:
http://www.allaboutogham.com/
***
Każdy z naszych bohaterów wspomina o pozytywnej energii Półwyspu Dingle. Ciężko się z nimi nie zgodzić tym bardziej, że na Półwyspie byliśmy cztery razy. Za każdym razem czuliśmy się tam wręcz wspaniale, pomimo różnej pogody.
Nasi bohaterowie, których tutaj opisaliśmy są bez wątpienia ludźmi wyjątkowymi. Odnaleźli w swoim życiu miejsce, które daje im wewnętrzny spokój oraz siłę do tworzenia.
 Pomimo różnej narodowości, odnaleźli swój dom...



8 komentarzy:

  1. Thanks for sharing! Such great people, such a great travel experience!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dear Clao.
      Thank you. I'm glad you liked it.
      And for a you're reading Our blog, even if it is a different language.

      Usuń
  2. Fascynujące historie.....Dingle to jednak magiczne miejsce, skoro tak potrafi zauroczyć i całkowicie zmienić życie ludzi. A ten filmik, gdzie John gra tą piękną celtycką muzykę na tle cudownego krajobrazu po prosu wyciska łzy z oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Wojtku. Dingle coś w sobie ma, na pewno. John, pomimo życiowych przeszkód, jest bardzo pogodnym człowiekiem i ma muzyczny talent. Żeby tak wszyscy tacy byli pogodni jak on, świat byłby inny... :-) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Piękne historie :) Chciałabym tam kiedyś zamieszkać... Na razie, życiowa konieczność zmusza mnie do życia w okolicach 'stolycy', za którą nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Magdo. Wiem co czujesz, gdyż również mieszkam w stolicy. Nie lubie tłumu, hałasu i cywilizacji. Dlatego uciekamy stąd gdy tylko możemy. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  4. Każdy z nas ma swoją historię, ale te które Ty opowiedziałeś mówią o tym jak z dnia na dzień los człowieka może się zmienić...
    Podoba mi się zdjęcie Johna na tle Atlantyku, to nad filmem.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień Dobry Ewo. To prawda: ile ludzi, tyle życiowych ścieżek. Fotki strzela Moja Żona, moim zdaniem świetne uzupełnienie moich "wypocin". Ciesze się że wpadasz do Irlandii choć na trochę... :-). Pozdrawiam Cię i czekam na kolejne podróżnicze wpisy na Twoim blogu.

      Usuń