niedziela, 25 stycznia 2015

Post No.105: Tajemnicza Piramida - Ceide Fields

Przebywając w hrabstwie Mayo, jadąc drogą R314 dostrzegliśmy nietypowy budynek w kształcie piramidy. Piramida ta, znajduje się blisko miejsca, w którym według tutejszych legend, Święty Patryk stoczył walkę z Diabłem. Miejsce te opisałem w poście numer 77, o tutaj.
Oczywiście, zatrzymaliśmy się na parkingu i weszliśmy do środka. Pierwsze do rzuciło nam się w oczy, to wielki konar drzewa, umieszczony pośrodku Centrum.
Zakupiwszy bilety, okazało się że jesteśmy w Ceide Fields - Muzeum. Właśnie w tym miejscu, zupełnym przypadkiem, odkryto ślady gospodarstw które są starsze od Piramid w Gizie, licząc średnio ślady, które mają około 5.000 lat!!! Konar drzewa, którego mieliśmy przyjemność dość dokładnie obejrzeć, to sosna, która została wykopana z torfu w 1940 roku.
Obliczono, że sosna ta przeleżała w torfie od 4.000 do 4.400 lat.  Nie została ścięta przez człowieka, lecz bardziej prawdopodobne jest to, że zwaliła się na ziemie.
Na początku zeszłego roku, mieliśmy okazję zobaczyć w prywatnym muzeum wykopane z torfu masło, które, jak szacowano, miało od 5.000 do 10.000 lat. Odkrył je sam właściciel Muzeum, Mr. Charlie Finneran:
O prywatnym muzeum i jego właścicielu napisałem w poście Nr.57 - tutaj.
Ślady działalności człowieka, który żył w tym miejscu ponad 5.000 lat temu odkrył zupełnie przypadkowo w roku 1930, miejscowy nauczyciel, Patrick Caulfield z Belderrig, który jak zwykle, jak co roku ciął torf, który miał posłużyć jako opał. Odkrywając poszczególne połacie torfu zauważył, że pod nim znajdują się kamienie. Niby nic dziwnego, ale po kilku latach dalszego odkrajania torfu zauważył, że sposób ułożenia kamieni nie był naturalny. 
Czterdzieści lat później emerytowany nauczyciel wraz z synem, który został archeologiem, przeprowadzili dokładniejsze badania, za pomocą stalowego pręta. Po wielogodzinnych poszukiwaniach i nanoszeniach wyników na mapce, w końcu zdali sobie sprawę z własnego odkrycia: odnaleźli ślady dawnego społeczeństwa, które żyło tutaj 5.000 lat temu. To praktycznie jedyne tego typu odkrycie na świecie.
Oczywiście teren, w którym przebywaliśmy teraz, w przeszłości wyglądał zupełnie inaczej. Otaczające wzgórze porastał gęsty las, który człowiek systematycznie  karczował na swoje potrzeby.
Wymyślając odpowiednie techniki, ludzie zaczęli zdobywać materiał do budowania gospodarstw...
Człowiek w tym czasie rozwijał się i używając prymitywnych narzędzi osiągał swój cel: np dzięki dwóm kamieniom rozdrabniał mąkę, a ze zwykłych szczap drewna orał własne poletka...
Trzeba wciąż pamiętać, że właśnie w tym miejscu odkryto systemy mieszkań, pomieszczenia dla zwierząt, oraz grobowce. Jednym słowem, odkryto ślady rozwiniętego społeczeństwa, datowane o 2000 lat wcześniej niż budowane Piramidy w dzisiejszym Egipcie. 
Co się właściwie stało, że wszystkie domostwa i gospodarstwa zostały pokryte torfem? Dzisiejsi uczeni oczywiście zgadują, lecz wysnuli hipotezę, która wydaje się bardzo prawdopodobna: nieświadomie przyczynił się do tego sam żyjący tutaj człowiek. Gdy istniały lasy, wilgoć odparowywała z wierzchołków drzew, lecz gdy drzewa zostały wykarczowane, wilgoć odparowywała z ziemi, dzięki czemu wraz z upływającym czasem ziemia zrobiła się jałowa. Zmieniający się klimat również przyczynił się do ucieczki żyjącego tutaj społeczeństwa: zaczęło coraz więcej padać, teren stał się podmokły a potem wręcz bagnisty. Właśnie z tych dwóch przyczyn tutejsze społeczeństwo, rozpoczęło swoją migrację na inne tereny Irlandii.
***
Gdy obejrzeliśmy wszystkie eksponaty, udaliśmy się na pierwsze piętro.
Zastaliśmy tutaj makietę okolicy...
...oraz mogliśmy spojrzeć w dół na sosnę, która ma ponad 4.000 lat:
A my wciąż parliśmy po schodkach na szczyt piramidy...
Na szczycie Piramidy, od strony Oceanu możemy spojrzeć na klify hrabstwa Mayo...
...od strony lądu, mamy możliwość zwiedzenia miejsca, w którym kiedyś żyła pradawna osada. 
Wystarczyło tylko zejść na dół, po zewnętrznych schodkach.
 Co ciekawe, co drugi stopień posiadał wygrawerowaną datę, dzięki czemu mieliśmy wrażenie, że cofamy się w czasie. Takie "Schodki Czasu"....
Gdy zeszliśmy z ostatniego stopnia, znaleźliśmy się na poziomie gruntu, na którym stoi dzisiejsza Piramida - Visitor Centre. A przed nami następne schodki, prowadzące na wierzch pola. Dzięki temu sami możemy zobaczyć, jak głębokie są tutaj pokłady torfu.
Rozpoczynamy marszrutę po wytyczonym szlaku. Szlak ułożony jest tak, że obok niego, możemy zobaczyć kamienie, które układał człowiek żyjący wiele lat temu...
Pierwsze nasze wrażenie jest zupełnie inne, niż by się spodziewali pracownicy Visitor Centre. Ot, jakieś kamienie leżące wzdłuż ścieżki... Niestety w takim miejscu potrzebna jest wyobraźnia: to co widzimy przed sobą to dawny mur, który ma 5.000 lat, lub raczej jego resztki.
I choć ciężko nie docenić historycznego znaleziska, moim zdaniem brakuje tutaj wizualizacji, jak mogło tutaj wyglądać życie. Czegoś podobnego, co widzieliśmy w Wexford Heritage Park, o którym pisałem tutaj:
Odwiedzający widzi tylko kamienie i taki widok niestety szybko nudzi. 
Chciano rozszerzyć badania, odkopując torf na wielkiej przestrzeni, co umożliwiłoby zobaczenie całości, lecz koszta, które trzeba by było ponieść, skutecznie blokują chęci i marzenia archeologów.
To tysiace metrów sześciennych torfu, który trzeba odkopywać ręcznie...
W czasie naszego zwiedzania, mieliśmy okazję zobaczyć sposób odkrywania znajdującego się pod torfem muru: w ziemie wbijano kilka takiej samej wielkości prętów. Różna wysokość informowała badaczy o odnalezieniu pod torfem kamiennego muru...
Obok parkingu Ceide Fields, po drugiej stronie jezdni, istnieje wytyczona dróżka dla turystów, która prowadzi do punktu widokowego, leżącego tuż nad klifami hrabstwa Mayo.
*********************************************
Lokalizacja:
Ballycastle, Co.Mayo, Ireland
Koordynaty GPS:
54°18'28.39"N   09°27'21.92"W
Film:
Autor: Emily Gallagher
MAPA:
INFORMACJE:
Godziny Otwarcia:
Styczeń
10.00 - 17.00
Maj
10.00 - 17.00
Wrzesień
10.00 - 18.00
Luty
10.00 - 17.00
Czerwiec
10.00 - 18.00
Październik
10.00 - 17.00
Marzec
10.00 - 17.00
Lipiec
10.00 - 18.00
Listopad
10.00 - 17.00
Kwiecień
10.00 - 17.00
Sierpień
10.00 - 18.00
Grudzień
10.00 - 17.00
Bilety:
Dorośli:
Dzieci:
Familijny:
4 €
2 €
10 €
Telefon:
+ 353 096 433 25
WEBSITE:
*********************************************

niedziela, 18 stycznia 2015

Post No.104: Wszystko o Mizen Head...

Odległość do przejechania, którą musimy pokonać z Dublina na Mizen Head może nie zachęcać, to jednak pojawiamy się w tak uroczym miejscu już czwarty raz. Ta niemal namacalna bliskość okolicznych klifów, ich urok i niesamowity most przyciąga w te miejsce nie tylko nas, ale i turystów z całego świata.
Już ostatnie kilometry na samym półwyspie zmuszają do częstych przystanków. Niesamowite plaże, które widać z drogi prowadzącej na Mizen, przyciąga obiektywy naszych aparatów.
Co ciekawe, na plaże tę, która nazywa się Barley Cove Beach prowadzi nowoczesny mostek, dzięki któremu wszystkim mamom z wózkami znacznie łatwiej jest na nią się dostać.
Wszystkim chętnym, zanim wybiorą się na Mizen Head polecam sprawdzenie godzin otwarcia Visitor Centre.W zależności od sezonu, godziny te są różne a sprawdzić możecie je na stronie, którą jak zawsze podaję na końcu postu. My dotarliśmy na Mizen Head na godzinę przed zamknięciem. I niestety to za mało czasu, aby wszystko tak na spokojnie zobaczyć. Pomimo, że zwiedziliśmy całość w expresowym tempie, wychodziliśmy z Centrum z dwudziestominutowym opóźnieniem, za co mocno przeprosiliśmy personel, który cierpliwie na nas czekał, by zamknąć drzwi na klucz. Ale może tak, od początku... Niestety przybywamy na miejsce w niezbyt pogodny dzień: słoneczko skryło się za chmurami. Już z parkingu dla aut widzimy budyneczek Visitor Centre: nad drzwiami widzimy malunek owczego mostu a obok domku, po prawej stronie, możemy podziwiać wielkość boi sygnałowej, która kiedyś służyła jako pływająca latarnia.
Po lewej stronie możemy podziwiać wielką śrubę, która została wyłowiona ze statku-wraku leżącego na dnie Oceanu Atlantyckiego, nieopodal Mizen Head. Śruba pochodzi ze statku "SS Irada", który dzięki gęstej mgle zatonął o północy 22 grudnia 1908 roku wpadając na pobliskie skały. Patrząc na powyginane i wyszczerbione łopaty śrub, możemy sobie tylko wyobrazić rozmiar tragedii przebywających na statku ludzi.
Weszliśmy do środka Visitor Centre. Na prawo od wejścia znajduje się kawiarnia dla tych, którzy chcą się posilić lub napić gorącej kawy lub herbaty.
Na lewo możemy kupić bilety i pamiątki związane z tematyką morską. Choć osobiście uwielbiam gadżety związane z tematyką morską takie jak busole, kompasy oraz inne marynistyczne dekoracje, to jednak cenny od razu mnie zniechęciły do wybory jakiegokolwiek z nich. 
http://www.mizenhead.ie/
Po kupieniu biletów, ruszamy do części budynku w której dominuje wieka makieta latarni morskiej.
To Latarnia Fastnet Rock - chyba najsłynniejsza ze wszystkich w Irlandii. Zbudowana na niewielkiej skale, do dnia dzisiejszego ostrzega przepływające statki o niebezpieczeństwie. Sama skała, na której została zbudowana latarnia, była przyczyną wielu zatonięć statków, w tym SS Stephen Whitney, który 10 listopada 1847 roku wpadł na nią i zatonął, zabierając ze sobą 92-ie dusze. Przez tę tragedię, Zarząd Komisaryczny podjął decyzję o budowie latarni. Pierwsza wersja powstała na samym czubku skały:
Foto: Robert French. Library of Ireland
Wkrótce potem okazało się że latarnia nie wytrzymuje uderzeń fal w czasie sztormów.
Postanowiono zbudować nową, wyższą o większej sile światła, która istnieje do dnia dzisiejszego:
Latarnia znajduje się w odległości zaledwie 9 mil morskich, więc jest w dni słoneczne doskonale widoczna z miejsca, w którym właśnie przebywaliśmy. W pomieszczeniu, oprócz historycznych zdjęć i map, znajduje się symulator statku, którym możemy sami posterować. Byliśmy akurat sami, więc uległem pokusie, choć tak na prawdę czas nas gonił. Ująłem ster i starałem rozbić swój okręt o skały, ale komputer mi na to nie pozwolił...
Nie ukrywam, że frajda była. Obraz zmieniał się wraz z każdym, nawet najmniejszym skrętem koła sterowego. Dodatkowe ekrany ułatwiały orientację na Oceanie...
Po wyjściu z budynku, ruszyliśmy asfaltową ścieżką, która prowadziła nas do Owczego Mostu...
Od naszego ostatniego pobytu tutaj, minęło dwa lata i zauważamy, że sporo się zmieniło. Pomimo kilku lat recesji, zainwestowano sporo pieniędzy, aby przyciągnąć turystów: pojawiły się balkony widokowe oraz ukośne, asfaltowe dróżki, ułatwiające dostanie się na Mizen osobom niepełnosprawnym. Zostawiono również schodki, które kiedyś Strażnicy Latarni, niemalże codziennie pokonywali, aby dostać się do pracy. Dokładnie 99 stopni...
Udajemy się właśnie, na jeden z tarasów widokowych, mijając uprzednio zejście na most.
Znajdowaliśmy się teraz na balkonie, z którego mamy świetny widok na most. Za naszymi plecami i nad nami, na stoku budowany jest jeszcze jeden balkonik, z którego będzie można podziwiać most z jeszcze większej wysokości. Na tym, na którym stoimy teraz, nie ujmuje w widokach: Owczy most wydaje się taki mały, nie mówiąc już o osobach na nim przebywających...
Po drugiej stronie urwiska, na jego szczycie, zbudowano następny balkonik, z którego możemy podziwiać okoliczną panoramę. Jak widać, pomimo światowego kryzysu, na Mizen Head zrobiono wiele, aby przyciągnąć turystów. Tylko w latach 1994 - 2001, liczba odwiedzających wyniosła 200.000 osób!!!
Ruszając na most poniżej, musimy nieco się cofnąć, aż do odpowiedniego zejścia. Przy okazji widzimy w tle klify wraz z pieczarami, na które prowadzi osobna ścieżka. Niestety w dniu dzisiejszym już na nią nie wejdziemy, ze względu na upływający czas, zostało nam bowiem tylko pół godziny do zamknięcia Mizen Head.
W końcu docieramy na most, który został zbudowany w latach 1908 - 1909, w celu połączenia z wyspą, na której wcześniej zbudowano stację sygnałową. Projekt mostu został wybrany z wielu innych, które zostały zgłoszone w ogłoszonym konkursie a zwycięzcą-projektantem był Sir Ridley z Londynu. Firmą, która most zbudowała była firma Alfred Thorne & Sons z Londynu a koszt zamknął się w sumie 1272 Funtów.
Most zawieszony został na wysokości 46 metrów nad wąwozem a jego długość wynosi 52 metry. Ten, na który właśnie wchodzimy, nie jest mostem oryginalnym. Po 100 latach żywotności, stan techniczny pierwowzoru nie pozwalał na dłuższe użytkowanie i został zastąpiony nowym, niemalże identycznym w latach 2009 - 2010.
http://www.lusas.com/case/bridge/mizen
Trochę więcej na ten temat, znajdziecie tutaj. Od naszej ostatniej obecności, wejście na most również zmieniło swoje oblicze: pojawiła się brama z napisem Mizen Head. Bramę zamontowano, aby uniknąć "nieproszonych" gości, którzy pojawiają się tutaj po zamknięciu Visitor Centre. Nie dlatego, że są niemile widziani, lecz bardziej z myślą o ich bezpieczeństwie.
Wchodzimy na "Owczy Most". Naturalnie spoglądamy w dół, aby zobaczyć wysokość klifu...
...lecz trwa to tylko chwilę. Widoki, które zaczynają się nam wyłaniać z prawej strony, powoli zajmują nam całą uwagę. 
Zanim zobaczymy całą panoramę klifów Mizen Head, spoglądamy jeszcze raz w dół, tym razem na prawo. W dole fale Oceanu Atlantyckiego, kończyły swój bieg, uderzając w te same skały od stuleci.
Gdybym tylko mógł, gdybym tylko miał talent podobny do pisarza Hemingwaya lub Sienkiewicza, zapewne w jakiś sposób udałoby mi się opisać to, co zobaczyliśmy. Lecz nie potrafię. I choć tego dnia słoneczka nie było, panorama klifów na tym koniuszku Irlandii wciąż urzeka nas tak samo, jak dwa lata wcześniej...
Klify Mizen Head z mostu, wyglądają przepięknie. W jakiś cudowny sposób, tylko z tego miejsca poszczególne końcówki klifów nakładają się na siebie, dając wrażenie obrazu 3D. I tak z każdym naszym krokiem na moście, w kierunku wyspy, obraz nieznacznie się zmienia, lecz w żaden sposób na gorsze.
Przeszliśmy na drugą stronę. Wspinamy się po schodkach, na taras widokowy, uprzednio ukazując kupione wcześniej bilety. Trochę współczuliśmy tutejszemu pracownikowi, który cały dzień, na zimnym wietrze, musiał stać i sprawdzać bileciki.
Mniej, więcej w połowie schodków, które niosły Nas na balkon widokowy, ujrzeliśmy z bliska stary, mały budyneczek. 
To stara, bezprzewodowa stacja, którą wybudowano w ramach próby nawiązania kontaktu radiowego z kontynentem zza Oceanu. Zbudował ją Pan o nazwisku Marconi z firmy Marconi Wireless Telegraph Co. Ltd. W Irlandii w tamtym czasie, powstała cała taka sieć budyneczków - stacji, aby wychwytać jak najwięcej wysyłanych fal radiowych z Ameryki, które często były zakłócane na Oceanie z powodu sztormów.
Chyba najbardziej zastanowiła mnie decyzja zbudowania budyneczku tuż nad klifem. Jeden mały, nierozważny kroczek i można było spaść do wąwozu, który pokonaliśmy dzięki owczemu mostowi. 
 Mizen Head Visitor Centre ma  w swoich planach odrestaurowanie budynku oraz wyposażenie go jako małe muzeum, lecz to dalsze plany. W dniu dzisiejszym budynek wygląda okropnie i aż dziw bierze, że w ogóle jeszcze stoi po tylu latach od swojego powstania.
W końcu docieramy do tarasu widokowego. Gdy zbliżaliśmy się do jego końca, zaczęliśmy ulegać złudzeniu, że lecimy. Dziwne, ale tak właśnie było. To chyba dlatego, że taras wsparty był na betonowych słupach i oko widziało, że stały ląd pod nogami nam się oddala. A jednocześnie widzieliśmy, ze maszerujemy w kierunku Oceanu...
 W naszych wcześniejszych pobytach ten balkon nie istniał, więc nasza reakcja była bardzo pozytywna: panoramiczne widoki na klify Mizen Head, lecz tym razem z innej perspektywy,  zachwyciły nas. Sami zobaczcie dlaczego...
Przeszliśmy na drugą stronę tarasu. Z tego miejsca "Owczy Most" również prezentował się okazale.
Jakże szkoda, że w dniu dzisiejszym nie świeciło słońce...
Po drugiej stronie, zobaczyliśmy dawny budynek latarni, do której za chwilę się wybierzemy...
Przyspieszyliśmy. Nie tylko z powodu upływającego czasu, ale również z powodu zimnego wiatru, który odczuliśmy na tym tarasie. Nie dość, że silny to przeszywał na wskroś... Ruszyliśmy pędem do budynku, do zamknięcia zostało nam 10 minut.
Było już tak późno, że nikt nie sprawdzał nam biletów...
Napisałem wcześniej latarnia, choć po prawdzie nigdzie takowej nie zauważyliśmy. Po zatonięciu "Irydy" w pobliżu Mizen Head, kapitan statku obwinił brak sygnału, ostrzegającego statki w czasie mgły. 
Dnia 03 maja 1909 roku, ukończono kompleks, w którym właśnie przebywaliśmy. Były to mieszkania dla osób - strażników, a zazwyczaj było ich trzech. W czasie trwania mgły, strażnicy odpalali ładunki wybuchowe, średnio co trzy minuty. Była to jedyna w tamtych czasach, skuteczna forma ostrzegania przepływających statków. Weszliśmy do środka i zobaczyliśmy, że jeden ze strażników wciąż odsypiał nocny dyżur...
Drugiego Strażnika, zastaliśmy w czasie śniadania. Oczywiście na talerzu nie mogło być czegoś innego niż typowe irlandzkie śniadanie: jajko sadzone, bekon, irlandzka kiełbaska i chlebek. Oczywiście wybornym dodatkiem była herbata z mlekiem...
Nie chcieliśmy za nadto Strażnikowi przeszkadzać, więc ruszyliśmy dalej. Dawny budynek to dzisiaj przede wszystkim punkt informacyjny.  W każdym pokoju mogliśmy zobaczyć  i dowiedzieć się czegoś interesującego...
Wyszliśmy z budyneczku. Mijamy zegar słoneczny...
Doszliśmy do końca. Przed nami ostatnie stopnie w Irlandii. Na jej końcu stoi lampa sygnałowo-kierunkowa. 
Zanim zejdziemy na dół, patrzymy w prawo: przed nami panorama klifów, na których szczycie byliśmy parę minut wcześniej...
Tuż obok nas stoi lampa stereoskopowa - najnowszy wynalazek techniczny czynny w służbie ostrzegania. Obudowane aluminium, niewysokie,  świetnie spełnia swe zadanie: światło te jest na tyle mocne i intensywne, że działa znacznie lepiej niż typowe latarnie.
Pokonałem ostatnie stopnie w Irlandii...
To właśnie z tego miejsca strażnicy odpalali ładunki wybuchowe, ostrzegając przepływające we mgle statki. Robili tak za każdym razem, gdy pojawiła się mgła aż do roku 1914. W tymże okresie Strażnicy przeżyli zbrojną napaść, którym celem było zdobycie materiałów wybuchowych. Po napadzie, Zarząd Latarń w Irlandii zakazał używania i przechowywania środków wybuchowych aż do roku 1934. 
Cóż... Stało się! Jest godzina 17:10. Musimy wracać.  Ludzie pracujący w Visitor Centre też mają swoje rodziny. Szkoda, że przyjechaliśmy tak późno. Pomimo niezbyt słonecznego dnia i zimnego wiatru, spędziliśmy bardzo przyjemnie swój czas. Dla porównania zamieszczę dwa zdjęcia wykonane przez Irish Air Corps:
Irish Air Corps
Irish Air Corps
*********************************************
Lokalizacja:
Mizen Head Station, The Harbour Road, West Cork, Ireland
Koordynaty GPS:
51°27'6.13"N   09°48'37.53"W
Film:
Autor: GurusExploreTV
MAPA:
INFORMACJE:
Godziny Otwarcia:
Styczeń
11.00 - 16.00
Maj
10.30 - 17.00
Wrzesień
10.30 - 17.00
Luty
11.00 - 16.00
Czerwiec
10.00 - 18.00
Październik
10.30 - 17.00
Marzec
11.00 - 16.00
Lipiec
10.00 - 18.00
Listopad
11.00 - 16.00
Kwiecień
10.30 - 17.00
Sierpień
10.00 - 18.00
Grudzień
11.00 - 16.00
Bilety:
Dorośli:
Dzieci:
Familijny:
6 €
4,50 €
18 €
Email:
Telefon:
+353 28 35 115
WEBSITE:
*********************************************