W naszych podróżach po Irlandii, znaleźliśmy czas
na zwiedzanie daleko położonego od naszego miejsca zamieszkania, hrabstwa Mayo.
Tym razem za cel, obraliśmy jeszcze niezbadany przez nas Półwysep Mullet.
Mieliśmy cichą nadzieję, że to, co tam zobaczymy, zrekompensuje nam odległości,
które musieliśmy tego dnia pokonać.
Niestety tradycyjnie już w czasie naszej podróży,
pogoda nam nie dopisała: przez cały dzień padał deszcz oraz wiał boczny wiatr,
utrudniając mi prowadzenie pojazdu. Nasz GPS prowadził nas poprzez jedyną,
prowadzącą na Półwysep, drogę R313. Za miastem Bellmulet trasa ta przebiega tuż
przy Zatoce Tramore Bay i choć mamy rozległy i panoramiczny widok na Ocean,
sama zatoka jest w tym miejscu bardzo płytka. Przy dość silnym wietrze, takim
jak w dniu dzisiejszym, momentalnie tworzą się fale, które bez żadnych
przeszkód przedostają się na drogę.
Widok ten dla nas, jako typowych mieszczuchów, był
zupełnie czymś nowym, więc zatrzymaliśmy się pobliskim parkingu i
obserwowaliśmy jak wzburzona woda, bez żadnej trudności pokonuje wyżej
położony pirs. I choć nie był to nawet sztorm, byliśmy zafascynowani
rozgrywającym się przed naszymi oczami wodnym spektaklem, podziwiając żywioł,
który budził się powoli do życia...
Przejeżdżając przez okoliczne miasteczka, nie
widzieliśmy na ich ulicach „żywej duszy”, gdyż prawdopodobnie mieszkańcy
Półwyspu w takie dni jak dzisiejszy chowają się w domach lub miejscowych
Pubach. Jest nam jakoś dziwnie smutno i mamy wrażenie, że jesteśmy na tym
odległym zakątku Irlandii zupełnie sami. Przerażające odczucie...
Niestety w taki dzień jak dzisiaj, Półwysep Mullet
w Hrabstwie Mayo, nie należy do najatrakcyjniejszych, gdyż wszystko zostało
ukryte za kurtyną z deszczu. Nie ujrzeliśmy dzisiaj tutejszych domków
pomalowanych na biało, które w jakiś cudowny sposób kontrastują z wszystkimi
odcieniami zieleni tutejszych pól. Nie zobaczyliśmy złotego koloru piasku plaż,
które odcinają zieleń traw od błękitu wody Oceanu Atlantyckiego. A pomimo tego,
kontynuowaliśmy naszą podróż w kierunku, który na mapach zowie się Doonamo
Point...
To właśnie tutaj, znajduje się nietypowa budowla,
widniejąca na mapach drogowych pod tajemniczą nazwą „Dun na mBó”.
Wychodzimy z samochodu i ruszamy ku nietypowej
konstrukcji, która znajduje się tuż nad skrajem lądu. Sam Półwysep Mullet nie
należy do najwyższych w Irlandii; my znajdujemy się gdzieś na 60 metrach
wysokości i jest to prawdopodobnie najwyższy punkt w okolicy. Przechodzimy
przez specjalną bramę – wahadło, która utrudnia nam troszkę wejście, to jednak
samo w sobie dzięki właśnie takiemu rozwiązaniu, zwierzęta domowe nie mają
szans na przedostanie się na ten tajemniczy teren..
Idziemy wzdłuż wznoszących się obustronnie murków,
które dzięki swej budowie, odcinają nam widoki po bokach budowli, koncentrując
się ku jednemu kierunkowi. Na jej końcu, zainstalowana została wysoka, metalowa
krata, uniemożliwiająca dalsze maszerowanie, dlatego też jesteśmy ciekawi, co
też tam się ukrywa...
W pewnym momencie boczne ściany budowli
przerastają nasz wzrost, skutecznie skupiając nasz wzrok na tym, co znajduje się za
kratą. Choć jeszcze nie widzimy całości, samoistnie przyspieszamy kroku czując,
że za chwilę zobaczymy coś ciekawego...
I oto stojąc przy kracie, niespodziewanie zobaczyliśmy
dziurę w ziemi. Poszarpane krańce uwidoczniają budowę którą stworzyła sama
Matka Natura, gdy jedno z Jej narzędzi, w tym przypadku Woda, przez setki lat
drążyła skałę, tworząc bardzo powoli korytarz – jaskinię. Dach tejże jaskini z
czasem zapadł się tworząc dzisiejszą dziurą w skale, na której dnie widzimy i
słyszymy Ocean, który z głośnym szumem rozbija się o skały.
W naszych podróżach widzieliśmy już podobną
„dziurę” i również było to w hrabstwie Mayo. Downpatrick Head zauroczył nas nie
tylko wspaniałymi widokami, ale również Legendą o Św. Patryku, który właśnie na
tym cyplu walczył z Diabłem, odcinając mu Palec.
Więcej o Downpatrick Head oraz Legendy, w poście nr.74 - o tutaj. Zapraszam
Post No.74 |
Na szczęście nie musimy podziwiać „Dun na mBó”
tylko poprzez kraty. Możemy wejść na cały teren i obejrzeć atrakcję dookoła
muru, który został specjalnie zbudowany wokół dziury.
Mur ten to zabezpieczenie nie tylko dla domowych
zwierząt, aby nie wpadły do dziury, ale również ochrona przed nami samymi.
Człowiek niestety ma coś w sobie takiego, że chciałby podejść jak najbliżej,
zapominając o swoim bezpieczeństwie. Poszarpany skraj dziury nie daje żadnych
szans na utrzymanie się a upadek z tej wysokości, skończyłby się tylko w jeden
sposób...
Zdaje się nam, że metalowe pręty zostały
wkomponowane znacznie później niż powstanie budowli...
Pierwsze nasze wrażenie było strasznie mylne:
dziura na Półwyspie Mullet nie należy do najmniejszych a przekonujemy się o
tym, gdy zaczynamy obchodzić okalający dziurę, mur.
Te zdjęcie wykonaliśmy, aby nie tylko w jakiś
sposób Was pozdrowić, ale również po to by pokazać Wam, jak zimno było tego
dnia w hrabstwie Mayo. Chciałbym tylko przypomnieć, że był to środek maja...
Miło było tak popatrzeć w dal, szkoda tylko, że
nie ma słoneczka, panorama klifów Mayo, prezentowałaby się wtedy znacznie
inaczej. My jednak jechaliśmy dalej i właściwie dojechaliśmy do południowego
krańca Półwyspu. Nieoczekiwanie dla nas samych, zobaczyliśmy nietypowe miejsce:
cmentarz położony tuż nad Oceanem Atlantyckim…
Wysiadłem z samochodu i pomimo wiatru i lekko
zacinającego deszczu, starałem się zrobić kilka fotek. Sami przyznacie, że
położenie cmentarza jest bardzo malownicze…
Naszym ostatnim celem w tym dniu był położony
nieopodal cmentarza kamienny krąg, na który dojechaliśmy po dalszych kilkunastu
minutach. Gdy dotarliśmy na miejsce, prawdę powiedziawszy odechciało nam się
wysiadania z samochodu. Dopadło nas już zmęczenie, był to również efekt zimna, deszczu
oraz późnej już pory. Moja Żona zdecydowała, że zostanie w samochodzie, więc
tym razem musicie zadowolić się fotografiami, które wykonałem ja…
Kamienny krąg położony jest na lekkim wzniesieniu.
Docieram do kręgu po ułożonych na ziemi specjalnych płytach.
Dopiero na miejscu, gdy stoję tuż przy głazach, jestem zaskoczony
ich wielkością.
Wszystkie
głazy są wyższe ode mnie…
Wciąż siąpi mały deszcz, utrudniając mi oglądanie.
Jak na złość nie zauważyłem, że na obiektywie znalazła się kropla deszczu…
Wracając do kamiennego kręgu: sam krąg ma kształt „domku ślimaka”. Najmniejsze
głazy są na początku spirali i proporcjonalnie rosną ku środkowi.
Efekt robi na mnie wrażenie. Zastanawiałem się nad
znaczeniem kręgu. Kto go postawił? Kiedy i dlaczego? Kamiennych posągów jest
kilkanaście i każdy z nich waży niemało, razem tworząc coś niesamowitego.
Och. Gdybym może wiedział to, czego dowiedziałem się później, to
może nie stałbym tak na deszczu i nie wymyślał niedorzecznych teorii, jak jakiś
profesor. Gdy przyjechaliśmy do domu, poszukałem wszelkich informacji na temat
kamiennego kręgu i znalazłem tego dość sporo. Okazało się powiem, że „Ślimaczy
krąg” powstał… w XX wieku.!!!
Stało się tak dzięki największemu projektowi sztuki publicznej,
jaki kiedykolwiek powstał w Irlandii. Właśnie odwiedziliśmy dwa z 15-stu miejsc
w hrabstwie Mayo, które zostały wybrane przez artystów, którzy mieli za zadanie
wykonać swoje rzeźby z warunkiem „wkomponowania się” w naturalne otoczenie,
jakie stworzyła natura.
Projekt
ten nazwano Tír
Sáile – North Mayo Sculpture Trail
Kończąc naszą wizytę na tym
półwyspie, wracaliśmy w zasadzie tą samą drogą, ku malej mieścinie Bellmullet.
Mijaliśmy po drodze gospodarstwa i zauważyliśmy, ze wielu z tutejszych
gospodarzy, wzorem z artystycznego projektu, również dołączyli do programu i
stworzyli na swych posiadłościach rzeźby, które można również oglądać za darmo. Oto najlepszy z kilku przykładów: na
jednym z nich zobaczyliśmy drugi kamienny krąg, który również był w kształcie
ślimaczego domku.
Tym
razem kamienny krąg odwiedzały nie ludzie a zwierzęta domowe. Wewnątrz kręgu
gospodarz kładł słomę i konie dostawały się do środka na posiłek.
Odwiedziliśmy dzisiaj dwa artystyczne miejsca w
odległym niestety Półwyspie Mullet hrabstwa Mayo. Zapewne wielu może zapytać:
czy związku z tym, że obie rzeczy zostały w zasadzie zbudowane rękoma człowieka
XX-go wieku, więc czy warto tam jechać? Nasza odpowiedz brzmi: zdecydowanie tak
i zdecydowanie przy lepszej pogodzie. Ten odległy zakątek Irlandii, z powodu
złotych plaż oraz panującej tutaj ciszy, jest piękny. Dodatkowego uroku dodaje
fakt, że miejscowi rozmawiają w zasadzie tylko w języku irlandzkim, który dla
naszych uszu brzmi obco i tajemniczo zarazem. Warto...
*********************************************
Lokalizacja Dun na mBó:
Unnamed Road, Co., Gladree, Co. Mayo
Film:
Unnamed Road, Co., Gladree, Co. Mayo
Koordynaty GPS:
|
54°15'52"N 10°04'31"W
|
Film:
Autor: John Gaughan |
MAPA:
*********************************************
Lokalizacja Kamiennego Kręgu:
Fallmore, Co. Mayo
Koordynaty GPS:
|
54°05'44."N 10°05'08"W
|
Film:
MAPA:
Faulmore, Co.Mayo, Ireland
MAPA:
Autor: Life Eskape
|
MAPA:
*********************************************
Lokalizacja:Faulmore, Co.Mayo, Ireland
Koordynator GPS:
|
54°05'44"N 10°06'25"W
|
*********************************************
Kurdę, byliśmy kiedyś rzut beretem od tego miejsca, ale jakoś je przeoczyliśmy. Może, kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Drogi Xpil. Pewnie, ze kiedyś i może przy lepszej pogodzie... :-) Och ileż to razy mieliśmy podobną sytuacje, jak Twoja... Pozdrawiamy bardzo serdecznie
OdpowiedzUsuń