niedziela, 28 czerwca 2015

Post No.123: Cudna przełęcz, ze straszną historią - Doolough Pass

Czasami w naszych podróżach wyłączamy naszego GPS i jedziemy bez niego, obierając jeden z kierunków stron świata. Jedziemy wtedy w "ciemno".
Tak samo zrobiliśmy w dniu, gdy wracaliśmy z Najważniejszej Góry Irlandii - Croagh Patrick. 
Normalnie włączyłbym namiary na dom, aby najkrótszą drogą udać się do Dublina, lecz tym razem postanowiliśmy zrobić mały objazd i tym samym zaczęliśmy podążać w nieznane, drogą R335.
Niestety, dzień okazał się jednym z tych deszczowych: nad nami wisiały ciężkie chmury, które dotykały zboczy pagórków, przez które prowadziła nasza trasa.
W czasie jazdy wydawało się nam, że na drodze byliśmy zupełnie sami: nikt nas nie mijał, nikt nas nie wyprzedzał, tak jak byśmy zostali na świecie zupełnie sami...
Okolica powoli zmieniała się: pagórki zaczęły tak jakby rosnąć a my mieliśmy wrażenie, że zrobiło się jakby tak bardziej baśniowo lub magicznie...
Jedyną oznaką życia w okolicy była owieczka, która chyba tak samo jak My, była lekko zdziwiona spotkaniem kogoś w tak bezludnych dzisiaj okolicach...
Choć zaczynał "zacinać" coraz silniejszy deszcz, zauważyliśmy w oddali miejsce, do którego nieuchronnie się zbliżaliśmy.
Wyglądało to na jakąś przełęcz, gdzie prawdziwą wysokość gór, zakrywały niskie chmury. 
Po pokonaniu następnego małego pagórka, naszym oczom ukazała się cudowna panorama, która tak nas zaskoczyła, że aż zatrzymaliśmy się, aby w ciszy nasycić swoje oczy. Ten surowy krajobraz, z jedynym śladem cywilizacji w postaci asfaltowej drogi, wijącej się niczym wąż wzdłuż brzegu jeziora, był dla nas widokiem przecudnym i tajemniczym zarazem.
Przy pomniku, który został zbudowany z ociosanego kamienia, ujrzeliśmy młodą owieczkę, która próbowała ukryć się przed zimnym, zacinającym irlandzkim deszczem.
Właściwie to dzięki niej, dowiedzieliśmy się gdzie jesteśmy: tablica postawiona w tym miejscu w roku 1896, ukazała nam nazwę przełęczy: to Dhulough Pass. 
Niestety nazwa przełęczy została z biegiem czasu niejednokrotnie zniekształcona: upływ czasu zrobił swoje, a turyści, którzy odwiedzili te miejsce, świadomie lub też nie, popełniali błędy przy przy pisaniu oryginalnej nazwy miejsca. Najczęstszą, która w tej chwili występuje, to Doolough Pas, od nazwy jeziora, który znajduje się przy przełęczy.
Na mapce Google wygląda te miejsce tak:
Przy okazji udało nam się poznać smutną historię tego miejsca, która rozpoczęła się dokładnie w Piątek, 30 marca 1849 roku, w czasie trwania Wielkiego Głodu w Irlandii. 
To własnie tego dnia, do małej mieściny Louisburgh powinno zgłosić się dwóch komisarzy, którzy jednocześnie byli inspektorami odpowiedzialnymi za przyznawanie ubogim dodatków w postaci żywności i ubrań. Tłum najbiedniejszych, który zebrał się na dziedzińcu Louisburgha, nigdy nie doczekał się na inspekcję. Otrzymali za to wiadomość, że komisarze przyjmą wszystkich dnia następnego o godzinie 7.00 rano w odległym o 21 kilometrów Delphi Logde. 
Ruszył więc tłum ubogich i niedożywionych mieszkańców hrabstwa Mayo, w marcowy wieczór ku odległemu Delphi Lodge, dokładnie tą samą trasą, którą my przemierzaliśmy teraz...
Trzeba to tylko sobie wyobrazić: w marcową noc, gdzie hulał zimny wiatr wiejący wzdłuż przełęczy, szło chwiejnym krokiem wielu ubogich, niedożywionych i niedostatecznie ciepło ubranych ludzi.
 Na dodatek zaczął padać grad i śnieg...
Grupa ludzi dotarła do Delphi Lodge dnia następnego, lecz tam Komisarze odmówili inspekcji, gdyż pochód ubogich dotarł w czasie ich pory obiadowej. Najubożsi więc zostali odesłani do swych domów z kwitkiem. Dopiero później, ci co przemierzali Doolough Pass, odnaleźli na drodze i w jej pobliżu setki ciał, w tym kobiet i ich dzieci, którzy nie przetrzymali tak długiej i wyczerpującej podróży.
Library of Ireland. Robert French.
Bezzasadność tego marszu, jak również brak litości Komisarzy, wywołało takie oburzenie na Zielonej Wyspie, że historia ta lotem błyskawicy obiegła całą Irlandię, a liczbę zmarłych osób w podawanych z ust do ust przekazach, sięgnęła 600 osób...
Historia ta dotarła nawet za Ocean i poruszyła w Ameryce Północnej plemię Choctaw, którzy zebrali i przekazali pokaźną sumę 710$ dla mieszkańców hrabstwa Mayo. 
Plemię Choctaw. Wikipedia
Śledztwo, które nakazały władze hrabstwa, ujawniło faktyczną liczbę zmarłych: siedem osób plus dziewięć zaginionych, których ciał nigdy nie odnaleziono.
Library of Ireland. Robert French.
Oczywiście z braku zaufania dla władz, nikt nie uwierzył w wyniki śledztwa.
Ofiarom "Marszu Głodu", jak nazwano te wydarzenia, ufundowano i postawiono tuż przy drodze mały, skromny, ociosany w kamieniu Krzyż...
Dojechaliśmy teraz do mniej więcej połowy jeziora i zauważyliśmy, że widoczność  znacznie się poprawiła, choć wciąż mżyło....
Rozglądaliśmy się ciekawie, jadąc powoli wciąż przed siebie. 
Przed nami wyłaniały się jakieś drzewa, co po przejechaniu kilkunastu kilometrów jałowej i surowej ziemi, wydawało się nam jakąś miłą odmianą...
Po kilku następnych kilometrach, dotarliśmy już do pierwszych ludzkich zabudowań: pojawiło się więcej drzew a jezioro Doo Lough zamieniło się w sporą rzeczkę. 
Znaleźliśmy się w Delphi Lodge...
Podążając ku końcowi drogi R335, mijaliśmy po drodze malutkie jeziorko, na którym nawet w tak paskudny dzień znaleźli się chętni na połów ryb...
Droga kończy się w momencie przekroczenia mostu i wjechania na drogę N59, która jest  jednocześnie umowną granicą Hrabstwa Mayo z Hrabstwem Galway.
Warto się tutaj zatrzymać choć na chwilę: widok jest również przepiękny...
Pamiętający o swej historii Irlandczycy, od 1988 roku, co rok organizują "Marsz Głodu", która prowadzi tą samą drogą, na której w 1849 roku zginęło tyle osób. 
Miejscowi  pamiętają  również o pomocy, którą otrzymali od plemienia Choctaw i w ramach rewanżu, zbierają fundusze i datki dla osób, które w dzisiejszych czasach, potrzebują finansowego wsparcia. Zebrane w ten sposób środki, otrzymują potrzebujący w Afryce...
Famine Walk - 2014
Famine Walk - 2012
A jak wygląda Doolough Pass w słońcu?
Pozwoliłem sobie wykonać zrzut ekranu z Google Map. To powinno Was przekonać, że jeśli będziecie w pobliżu, warto przejechać drogą R335...
Google Map
*********************************************
Lokalizacja:
R335, Clashcame, Co. Mayo
Koordynaty GPS:
53°39'56"N   09°46'49"W
Film:
Autor: TheBig Thicket
MAPA:
*********************************************

sobota, 20 czerwca 2015

Post No.122: Magiczne klify i plaża Whiterock.

Magiczną plażę i klify Whiterock pierwszy raz zauważyliśmy dwa lata temu, gdy zwiedzaliśmy nawiedzony zamek - Dunluce Castle w Irlandii Północnej.  
Więcej o nawiedzonym zamku możecie przeczytać w poście nr.39. Zapraszam!
To własnie tamtego dnia, wyglądając z dziedzińcowego okna ruin zamku i patrząc na zachodnią stronę linii brzegowej, zauważyliśmy przepiękny widok, który nas nie tylko urzekł, lecz również oczarował:
Właśnie wtedy obiecaliśmy sobie, że któregoś dnia odwiedzimy pobliską plażę, przy której znajdują się białe klify, a które miejscowi od dawien dawna nazywają Whiterock. Niestety, musiały minąć aż dwa lata, zanim ponownie pojawiliśmy się w północnych regionach Zielonej Wyspy.
 W czasie naszej nowej podróży, zanim dotarliśmy na samą plażę, zatrzymaliśmy się na parkingu widokowym, który znajduje się tuż za Zamkiem Dunucle.
Google Map
Wyszliśmy z samochodu na dość silny i nieprzyjemnie zimny wiatr, który nie zapowiadał nadejścia lata w Irlandii, pomimo tego, że mieliśmy już początek czerwca. Choć było nieprzyjemnie, szybko zapomnieliśmy o niedogodnościach dzięki widokowi, który mieliśmy przed sobą:
Atlantyckie fale z głośnym szumem rozbijały się o skały, których kolor kontrastował z kolorem Oceanu. Gdyby tylko choć na chwilkę wyjrzało zza chmur słoneczko... Lecz niestety, nie chciało...
Przesuwając się na prawy róg parkingu, niemalże na sam jego skraj, możemy podziwiać skalną formę, która do złudzenia przypomina profil mężczyzny.
Miejscowi wiele lat temu nazwali ów profil "Nosem Napoleona", gdyż nos ten wyglądał zupełnie inaczej i faktycznie nieco go przypominał. Niestety w wyniku działania czasu, wiatru, deszczu oraz morskiej bryzy, działającej na wapienne skały, kształt nosa uległ zmianie.
Poniżej przedstawiam dwa zdjęcia, w tym jedno archiwalne, dzięki którym sami możecie zobaczyć różnicę:
Czas ruszyć na plażę, która znajduje się niecałe dwa kilometry dalej, jadąc w kierunku zachodnim.
Widząc brązową tabliczkę informacyjną, zjeżdżamy z drogi A2 skręcając w prawo. Jadąc wąską drogą, opadającą stromo w dół, powoli pokonujemy parę zakrętów, szukając dla siebie miejsca parkingowego. Pomimo obaw nie mamy z tym większych problemów, gdyż plaża Whiterock udostępnia ich aż pięć i wszystkie są za darmo.
Google Map
 Whiterock posiada świetną infrastrukturę dla plażowiczów: przebieralnie oraz prysznice w specjalnie zbudowanych do tego celu budynkach gospodarczych. Latem, w czasie słonecznych dni, przyjeżdża tutaj mnóstwo ludzi, gdyż plaża co roku otrzymuje status Niebieskiej Flagi, czyli najczystszego, wolnego od jakichkolwiek zanieczyszczeń, kąpieliska.
Zauważyliśmy również specjalne pomieszczenie obserwacyjne dla ratowników, będące jednocześnie punktem informacyjnym i opatrunkowym...
My natomiast, ruszyliśmy zbudowanym z desek traktem ku miejscu, gdzie fale Oceanu Atlantyckiego kończyły swój bieg...
Na plaży, siedząc na Quadzie, ratowniczka bacznie obserwowała kąpiących się w Oceanie....
To jedna z rzeczy, która w Irlandii wciąż mnie zadziwia: pomimo przenikliwego, zimnego wiatru, chętnych na kąpiel nie brakowało.  W jesiennych kurtkach po plaży spacerowało sporo osób a wokół nas pełno latorośli harcowało sobie w najlepsze, w zimnej przecież, wodzie.
Szczerze mówiąc, my nawet nie pomyśleliśmy o zamoczeniu nóg a tu proszę, hartowanie ciała od najmłodszych lat. Chcieliśmy Wam pokazać kąpiące się dzieci, które z wielką radością pluskały się tuż przy brzegu, lecz fotografowanie pociech w Irlandii jest zakazane.
Ruszyliśmy na prawo. Szliśmy aż do miejsca, w którym kończył się piasek a zaczynała jakaś betonowa przeszkoda. Nie byliśmy do końca pewni, czy możemy ją pokonać, lecz nikt za nami nie wołał, napisów ostrzegających przed niebezpieczeństwem również nie było, więc parliśmy naprzód.
Gdy pokonaliśmy tę małą blokadę, naszym oczom ukazała się maluteńka zatoczka:

Gdy weszliśmy na "kamykowy dywan" i przeszliśmy parę kroków, ujrzeliśmy panoramę klifów Whiterock...
Po pokonaniu dalszych paru metrów, znaleźliśmy się w miejscu, na którym niczym stalagmity, z piasku rosły w górę wapienne skały, które swą wysokością znacznie nas przewyższały.
Szliśmy tak wzdłuż tej plaży na której, zdaje się, byliśmy dzisiaj zupełnie sami.
Moja Żonka "szalała" pomiędzy białymi wapiennymi skałami, a ja co rusz patrzyłem na morze, gdyż był to czas przypływu. Obserwując co jakiś czas fale, szukałem ewentualnych dróg ucieczki, gdyby nas nagle odcięło od suchego lądu.
Nasza ciekawość pcha nasze nogi do przodu, nie możemy "nasycić" swoich oczu....
Daleko przed nami, widzieliśmy ruiny "Nawiedzonego Zamku Dunluce".
Tuż obok, po prawej stronie, możemy dostrzec Parking widokowy, lub raczej samochody na nim stojące, na którym przebywaliśmy pół godziny wcześniej...
Niestety jaskinie, które widzieliśmy w oddali, z powodu przypływu, nie były dzisiaj dla nas dostępne.
Trochę szkoda, gdyż prawdopodobnie ominęły nas takie oto widoki, które uwiecznił Robert French na początku XX wieku...
Robert French. National Library of Ireland
Robert French. National Library of Ireland
Lecz nie narzekaliśmy, a nawet więcej, również znaleźliśmy jaskinie, choć może nie tak okazałe jak te, które uwiecznił Robert French.
Oczywiście byłem ciekaw, jak głęboka jest taka jaskinia, więc schyliłem się i zajrzałem do środka...
...a chwilę potem sprawdziłem sam osobiście.
W wewnątrz było strasznie dziwnie: w środku potęgował się szum fal rozbijających się o brzeg, których odległość od tego miejsca była dość znaczna.
Stwierdziłem, że za mój styl czołgania, medalu w wojsku bym nie dostał...:-)
Takich jaskiń w okolicy jest znacznie, znacznie więcej...
Wciąż maszerowaliśmy w kierunku ruin Dunluce Castle i z coraz większym smutkiem patrzyliśmy na coś, co jest dla nas dzisiaj niestety nieosiągalne. Szkoda...
Doszliśmy do miejsca nazwanego przez miejscowych Little Wishes Arch.
Ten wspaniały, wapienny łuk wyłonił się nam dość niespodziewanie i byliśmy w lekkim szoku, gdy go ujrzeliśmy...
Prawdziwą wielkość wapiennego łuku udało nam się ukazać dzięki turyście, który niespodziewanie pojawił się nam na szczycie klifu.
Oczywiście stanęliśmy pod łukiem, ale życzeń, które wypowiedzieliśmy zdradzić Wam nie możemy...   :-)
Niestety dalsze nasze zwiedzanie uniemożliwiły fale, choć byliśmy już tak blisko... Jednakże to co nie udało się nam, może uda się komuś z Was, tak samo jak udawało się to wcześniej innym...
 
www.ulsterquid.com
Klify Whiterock są na prawdę przepięknym dziełem natury, które powstały aż 65 milionów lat temu. Właśnie wtedy, w tymże miejscu istniało ciepłe i dość płytkie morze, w którym żyły organizmy zwane coccolitths. Szkielety tych jednokomórkowców z biegiem czasu nagromadziły się i pokryły dno morza. Następnie skompresowały się do postaci kredy, którą możemy w dniu dzisiejszym oglądać jako wapienne skały... Oczywiście cały ten proces trwał miliony lat.
Skały te, wiekami rzeźbione przez wiatr, deszcz oraz Ocean uformowały dziś kształty, które dzisiaj zwiedzamy. Dodatkowo klify te bogate są w różnego rodzaju skamieniałości, które zauważamy gołym okiem: belemity oraz krzemienie...
Niektóre z nich, można bardzo łatwo wyjąć...
Obserwując postępujący przypływ, podjęliśmy decyzję o powrocie.
I tak w końcu doszliśmy do miejsca, z którego rozpoczęliśmy naszą dzisiejszą przygodę.
Oto zrzuty z filmu , który umieścił na You Tube Shaun Costello, przedstawiający klify Whiterock z lotu ptaka:
*********************************************
Lokalizacja:
Centre Sandhill Drive, Portrush BT56 8DF, Wielka Brytania
Koordynaty GPS:
55°12'20"N   06°36'44"W
Film:
Autor: Patrick Żerkowski
MAPA:
*********************************************