niedziela, 18 stycznia 2015

Post No.104: Wszystko o Mizen Head...

Odległość do przejechania, którą musimy pokonać z Dublina na Mizen Head może nie zachęcać, to jednak pojawiamy się w tak uroczym miejscu już czwarty raz. Ta niemal namacalna bliskość okolicznych klifów, ich urok i niesamowity most przyciąga w te miejsce nie tylko nas, ale i turystów z całego świata.
Już ostatnie kilometry na samym półwyspie zmuszają do częstych przystanków. Niesamowite plaże, które widać z drogi prowadzącej na Mizen, przyciąga obiektywy naszych aparatów.
Co ciekawe, na plaże tę, która nazywa się Barley Cove Beach prowadzi nowoczesny mostek, dzięki któremu wszystkim mamom z wózkami znacznie łatwiej jest na nią się dostać.
Wszystkim chętnym, zanim wybiorą się na Mizen Head polecam sprawdzenie godzin otwarcia Visitor Centre.W zależności od sezonu, godziny te są różne a sprawdzić możecie je na stronie, którą jak zawsze podaję na końcu postu. My dotarliśmy na Mizen Head na godzinę przed zamknięciem. I niestety to za mało czasu, aby wszystko tak na spokojnie zobaczyć. Pomimo, że zwiedziliśmy całość w expresowym tempie, wychodziliśmy z Centrum z dwudziestominutowym opóźnieniem, za co mocno przeprosiliśmy personel, który cierpliwie na nas czekał, by zamknąć drzwi na klucz. Ale może tak, od początku... Niestety przybywamy na miejsce w niezbyt pogodny dzień: słoneczko skryło się za chmurami. Już z parkingu dla aut widzimy budyneczek Visitor Centre: nad drzwiami widzimy malunek owczego mostu a obok domku, po prawej stronie, możemy podziwiać wielkość boi sygnałowej, która kiedyś służyła jako pływająca latarnia.
Po lewej stronie możemy podziwiać wielką śrubę, która została wyłowiona ze statku-wraku leżącego na dnie Oceanu Atlantyckiego, nieopodal Mizen Head. Śruba pochodzi ze statku "SS Irada", który dzięki gęstej mgle zatonął o północy 22 grudnia 1908 roku wpadając na pobliskie skały. Patrząc na powyginane i wyszczerbione łopaty śrub, możemy sobie tylko wyobrazić rozmiar tragedii przebywających na statku ludzi.
Weszliśmy do środka Visitor Centre. Na prawo od wejścia znajduje się kawiarnia dla tych, którzy chcą się posilić lub napić gorącej kawy lub herbaty.
Na lewo możemy kupić bilety i pamiątki związane z tematyką morską. Choć osobiście uwielbiam gadżety związane z tematyką morską takie jak busole, kompasy oraz inne marynistyczne dekoracje, to jednak cenny od razu mnie zniechęciły do wybory jakiegokolwiek z nich. 
http://www.mizenhead.ie/
Po kupieniu biletów, ruszamy do części budynku w której dominuje wieka makieta latarni morskiej.
To Latarnia Fastnet Rock - chyba najsłynniejsza ze wszystkich w Irlandii. Zbudowana na niewielkiej skale, do dnia dzisiejszego ostrzega przepływające statki o niebezpieczeństwie. Sama skała, na której została zbudowana latarnia, była przyczyną wielu zatonięć statków, w tym SS Stephen Whitney, który 10 listopada 1847 roku wpadł na nią i zatonął, zabierając ze sobą 92-ie dusze. Przez tę tragedię, Zarząd Komisaryczny podjął decyzję o budowie latarni. Pierwsza wersja powstała na samym czubku skały:
Foto: Robert French. Library of Ireland
Wkrótce potem okazało się że latarnia nie wytrzymuje uderzeń fal w czasie sztormów.
Postanowiono zbudować nową, wyższą o większej sile światła, która istnieje do dnia dzisiejszego:
Latarnia znajduje się w odległości zaledwie 9 mil morskich, więc jest w dni słoneczne doskonale widoczna z miejsca, w którym właśnie przebywaliśmy. W pomieszczeniu, oprócz historycznych zdjęć i map, znajduje się symulator statku, którym możemy sami posterować. Byliśmy akurat sami, więc uległem pokusie, choć tak na prawdę czas nas gonił. Ująłem ster i starałem rozbić swój okręt o skały, ale komputer mi na to nie pozwolił...
Nie ukrywam, że frajda była. Obraz zmieniał się wraz z każdym, nawet najmniejszym skrętem koła sterowego. Dodatkowe ekrany ułatwiały orientację na Oceanie...
Po wyjściu z budynku, ruszyliśmy asfaltową ścieżką, która prowadziła nas do Owczego Mostu...
Od naszego ostatniego pobytu tutaj, minęło dwa lata i zauważamy, że sporo się zmieniło. Pomimo kilku lat recesji, zainwestowano sporo pieniędzy, aby przyciągnąć turystów: pojawiły się balkony widokowe oraz ukośne, asfaltowe dróżki, ułatwiające dostanie się na Mizen osobom niepełnosprawnym. Zostawiono również schodki, które kiedyś Strażnicy Latarni, niemalże codziennie pokonywali, aby dostać się do pracy. Dokładnie 99 stopni...
Udajemy się właśnie, na jeden z tarasów widokowych, mijając uprzednio zejście na most.
Znajdowaliśmy się teraz na balkonie, z którego mamy świetny widok na most. Za naszymi plecami i nad nami, na stoku budowany jest jeszcze jeden balkonik, z którego będzie można podziwiać most z jeszcze większej wysokości. Na tym, na którym stoimy teraz, nie ujmuje w widokach: Owczy most wydaje się taki mały, nie mówiąc już o osobach na nim przebywających...
Po drugiej stronie urwiska, na jego szczycie, zbudowano następny balkonik, z którego możemy podziwiać okoliczną panoramę. Jak widać, pomimo światowego kryzysu, na Mizen Head zrobiono wiele, aby przyciągnąć turystów. Tylko w latach 1994 - 2001, liczba odwiedzających wyniosła 200.000 osób!!!
Ruszając na most poniżej, musimy nieco się cofnąć, aż do odpowiedniego zejścia. Przy okazji widzimy w tle klify wraz z pieczarami, na które prowadzi osobna ścieżka. Niestety w dniu dzisiejszym już na nią nie wejdziemy, ze względu na upływający czas, zostało nam bowiem tylko pół godziny do zamknięcia Mizen Head.
W końcu docieramy na most, który został zbudowany w latach 1908 - 1909, w celu połączenia z wyspą, na której wcześniej zbudowano stację sygnałową. Projekt mostu został wybrany z wielu innych, które zostały zgłoszone w ogłoszonym konkursie a zwycięzcą-projektantem był Sir Ridley z Londynu. Firmą, która most zbudowała była firma Alfred Thorne & Sons z Londynu a koszt zamknął się w sumie 1272 Funtów.
Most zawieszony został na wysokości 46 metrów nad wąwozem a jego długość wynosi 52 metry. Ten, na który właśnie wchodzimy, nie jest mostem oryginalnym. Po 100 latach żywotności, stan techniczny pierwowzoru nie pozwalał na dłuższe użytkowanie i został zastąpiony nowym, niemalże identycznym w latach 2009 - 2010.
http://www.lusas.com/case/bridge/mizen
Trochę więcej na ten temat, znajdziecie tutaj. Od naszej ostatniej obecności, wejście na most również zmieniło swoje oblicze: pojawiła się brama z napisem Mizen Head. Bramę zamontowano, aby uniknąć "nieproszonych" gości, którzy pojawiają się tutaj po zamknięciu Visitor Centre. Nie dlatego, że są niemile widziani, lecz bardziej z myślą o ich bezpieczeństwie.
Wchodzimy na "Owczy Most". Naturalnie spoglądamy w dół, aby zobaczyć wysokość klifu...
...lecz trwa to tylko chwilę. Widoki, które zaczynają się nam wyłaniać z prawej strony, powoli zajmują nam całą uwagę. 
Zanim zobaczymy całą panoramę klifów Mizen Head, spoglądamy jeszcze raz w dół, tym razem na prawo. W dole fale Oceanu Atlantyckiego, kończyły swój bieg, uderzając w te same skały od stuleci.
Gdybym tylko mógł, gdybym tylko miał talent podobny do pisarza Hemingwaya lub Sienkiewicza, zapewne w jakiś sposób udałoby mi się opisać to, co zobaczyliśmy. Lecz nie potrafię. I choć tego dnia słoneczka nie było, panorama klifów na tym koniuszku Irlandii wciąż urzeka nas tak samo, jak dwa lata wcześniej...
Klify Mizen Head z mostu, wyglądają przepięknie. W jakiś cudowny sposób, tylko z tego miejsca poszczególne końcówki klifów nakładają się na siebie, dając wrażenie obrazu 3D. I tak z każdym naszym krokiem na moście, w kierunku wyspy, obraz nieznacznie się zmienia, lecz w żaden sposób na gorsze.
Przeszliśmy na drugą stronę. Wspinamy się po schodkach, na taras widokowy, uprzednio ukazując kupione wcześniej bilety. Trochę współczuliśmy tutejszemu pracownikowi, który cały dzień, na zimnym wietrze, musiał stać i sprawdzać bileciki.
Mniej, więcej w połowie schodków, które niosły Nas na balkon widokowy, ujrzeliśmy z bliska stary, mały budyneczek. 
To stara, bezprzewodowa stacja, którą wybudowano w ramach próby nawiązania kontaktu radiowego z kontynentem zza Oceanu. Zbudował ją Pan o nazwisku Marconi z firmy Marconi Wireless Telegraph Co. Ltd. W Irlandii w tamtym czasie, powstała cała taka sieć budyneczków - stacji, aby wychwytać jak najwięcej wysyłanych fal radiowych z Ameryki, które często były zakłócane na Oceanie z powodu sztormów.
Chyba najbardziej zastanowiła mnie decyzja zbudowania budyneczku tuż nad klifem. Jeden mały, nierozważny kroczek i można było spaść do wąwozu, który pokonaliśmy dzięki owczemu mostowi. 
 Mizen Head Visitor Centre ma  w swoich planach odrestaurowanie budynku oraz wyposażenie go jako małe muzeum, lecz to dalsze plany. W dniu dzisiejszym budynek wygląda okropnie i aż dziw bierze, że w ogóle jeszcze stoi po tylu latach od swojego powstania.
W końcu docieramy do tarasu widokowego. Gdy zbliżaliśmy się do jego końca, zaczęliśmy ulegać złudzeniu, że lecimy. Dziwne, ale tak właśnie było. To chyba dlatego, że taras wsparty był na betonowych słupach i oko widziało, że stały ląd pod nogami nam się oddala. A jednocześnie widzieliśmy, ze maszerujemy w kierunku Oceanu...
 W naszych wcześniejszych pobytach ten balkon nie istniał, więc nasza reakcja była bardzo pozytywna: panoramiczne widoki na klify Mizen Head, lecz tym razem z innej perspektywy,  zachwyciły nas. Sami zobaczcie dlaczego...
Przeszliśmy na drugą stronę tarasu. Z tego miejsca "Owczy Most" również prezentował się okazale.
Jakże szkoda, że w dniu dzisiejszym nie świeciło słońce...
Po drugiej stronie, zobaczyliśmy dawny budynek latarni, do której za chwilę się wybierzemy...
Przyspieszyliśmy. Nie tylko z powodu upływającego czasu, ale również z powodu zimnego wiatru, który odczuliśmy na tym tarasie. Nie dość, że silny to przeszywał na wskroś... Ruszyliśmy pędem do budynku, do zamknięcia zostało nam 10 minut.
Było już tak późno, że nikt nie sprawdzał nam biletów...
Napisałem wcześniej latarnia, choć po prawdzie nigdzie takowej nie zauważyliśmy. Po zatonięciu "Irydy" w pobliżu Mizen Head, kapitan statku obwinił brak sygnału, ostrzegającego statki w czasie mgły. 
Dnia 03 maja 1909 roku, ukończono kompleks, w którym właśnie przebywaliśmy. Były to mieszkania dla osób - strażników, a zazwyczaj było ich trzech. W czasie trwania mgły, strażnicy odpalali ładunki wybuchowe, średnio co trzy minuty. Była to jedyna w tamtych czasach, skuteczna forma ostrzegania przepływających statków. Weszliśmy do środka i zobaczyliśmy, że jeden ze strażników wciąż odsypiał nocny dyżur...
Drugiego Strażnika, zastaliśmy w czasie śniadania. Oczywiście na talerzu nie mogło być czegoś innego niż typowe irlandzkie śniadanie: jajko sadzone, bekon, irlandzka kiełbaska i chlebek. Oczywiście wybornym dodatkiem była herbata z mlekiem...
Nie chcieliśmy za nadto Strażnikowi przeszkadzać, więc ruszyliśmy dalej. Dawny budynek to dzisiaj przede wszystkim punkt informacyjny.  W każdym pokoju mogliśmy zobaczyć  i dowiedzieć się czegoś interesującego...
Wyszliśmy z budyneczku. Mijamy zegar słoneczny...
Doszliśmy do końca. Przed nami ostatnie stopnie w Irlandii. Na jej końcu stoi lampa sygnałowo-kierunkowa. 
Zanim zejdziemy na dół, patrzymy w prawo: przed nami panorama klifów, na których szczycie byliśmy parę minut wcześniej...
Tuż obok nas stoi lampa stereoskopowa - najnowszy wynalazek techniczny czynny w służbie ostrzegania. Obudowane aluminium, niewysokie,  świetnie spełnia swe zadanie: światło te jest na tyle mocne i intensywne, że działa znacznie lepiej niż typowe latarnie.
Pokonałem ostatnie stopnie w Irlandii...
To właśnie z tego miejsca strażnicy odpalali ładunki wybuchowe, ostrzegając przepływające we mgle statki. Robili tak za każdym razem, gdy pojawiła się mgła aż do roku 1914. W tymże okresie Strażnicy przeżyli zbrojną napaść, którym celem było zdobycie materiałów wybuchowych. Po napadzie, Zarząd Latarń w Irlandii zakazał używania i przechowywania środków wybuchowych aż do roku 1934. 
Cóż... Stało się! Jest godzina 17:10. Musimy wracać.  Ludzie pracujący w Visitor Centre też mają swoje rodziny. Szkoda, że przyjechaliśmy tak późno. Pomimo niezbyt słonecznego dnia i zimnego wiatru, spędziliśmy bardzo przyjemnie swój czas. Dla porównania zamieszczę dwa zdjęcia wykonane przez Irish Air Corps:
Irish Air Corps
Irish Air Corps
*********************************************
Lokalizacja:
Mizen Head Station, The Harbour Road, West Cork, Ireland
Koordynaty GPS:
51°27'6.13"N   09°48'37.53"W
Film:
Autor: GurusExploreTV
MAPA:
INFORMACJE:
Godziny Otwarcia:
Styczeń
11.00 - 16.00
Maj
10.30 - 17.00
Wrzesień
10.30 - 17.00
Luty
11.00 - 16.00
Czerwiec
10.00 - 18.00
Październik
10.30 - 17.00
Marzec
11.00 - 16.00
Lipiec
10.00 - 18.00
Listopad
11.00 - 16.00
Kwiecień
10.30 - 17.00
Sierpień
10.00 - 18.00
Grudzień
11.00 - 16.00
Bilety:
Dorośli:
Dzieci:
Familijny:
6 €
4,50 €
18 €
Email:
Telefon:
+353 28 35 115
WEBSITE:
*********************************************

7 komentarzy:

  1. Byliśmy tam w sierpniu 2012, wspaniałe wspomnienia, dziękuję. Mieliśmy to szczęście, że czasu było więcej i mogliśmy spokojnie wszystko obejrzeć i zachwycać się niepowtarzalną atmosferą tego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie Wojtku, że udało wam się to zobaczyć. Cieszę się że wspomnienia wróciły....:-)

      Usuń
  2. Po prostu rozdziawiłam gębę i zamknąć jej nie mogę.
    Ale "dwa słowa" napiszę:
    Pozdrawiam ciepło i talentu Hemingwaya życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo zaluje ale mimo tylu lat w Irlandii wciaz nie udalo mi sie tam dotrzec. Kiedys w koncu sie uda! Ale chyba przez most nie przeszlabym tak jak nie potrafilam przejsc przez most powrozowy Carrick a rede. (lek wysokosci ktory sie nagle objawil).
    PS> A ta dygresja a mama z wozkami...czy chcesz nam cos powiedziec? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie Kasiu. Nasza córka to już dojrzałą Kobietką jest... :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziekuje za piekna relacje z tej wyprawy. Wlasnie sie wybieramy w te rejony i te Pan zdjecia zachecaja jeszcze bardziej, pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń