Nadszedł w końcu dzień, w którym za cel naszej wyprawy wybraliśmy półwysep Loop Head, gdyż nigdy tam nie byliśmy a półwysep ten położony jest w hrabstwie Clare, nieco niżej od miejsca, gdzie znajdują się Moherowe Klify.
Po przejechaniu 300 kilometrów, ujrzeliśmy drogowskaz, potwierdzający, że dojeżdżamy na miejsce.
Nieco mniejsza tablica w kolorze czerwonym, przyczepiona maleńkimi drucikami, poinformowała nas, że Loop Head jest miejscem dla zakochanych... To Coś dla nas!
Na końcu półwyspu wznosi się mała latarnia, do której nieustanie się zbliżaliśmy...
Dopiero latem 2011 roku, miejsce te udostępniono dla turystów, które jest czynne codziennie, lecz tylko w sezonie letnim. Pomimo tego, od dnia otwarcia do roku zeszłego, latarnię odwiedziło 19.000 turystów.
Niestety wnętrze budynków nas rozczarowało. Archiwalne zbiory są niewielkie, to wynik tego, że latarnia otwarta jest dopiero od trzech lat. Rozmawiam z przewodniczką i ta ze smutkiem opowiada, że skończyły się czasy, gdy ludzie przynosili wyszperane ze strychów, stare przedmioty i oddawali je do muzeów za darmo. Recesja zmieniła ludzi, żądają za przedmioty pieniędzy, niektórzy wręcz sum astronomicznych...
Jednakże w cenie biletu, wliczone jest wejście na samą latarnię, dzięki której podobno można zobaczyć przepiękne widoki surowych okolicznych klifów. Piszę podobno, gdyż My na latarnię nie weszliśmy. Przed nami na górę weszła dość hałaśliwa grupa, która chyba zapomniała, że na dole czekają na swoją kolejkę inni turyści.
Zabrakło nam irlandzkiej cierpliwości, więc postanowiliśmy obejrzeć okoliczne klify, z których słynny jest Półwysep Loop Head. Pożegnaliśmy latarnię i dziarsko obeszliśmy mur ją okalający.
Idąc sobie tak wydeptaną przez ludzi dróżką, nieustannie zmierzaliśmy do miejsca, które nas zaskoczyło. Z daleka wyglądało, jak niewielkie wzniesienie...
...lecz z bliska, okazało się wielkim, podłużnym, oderwanym od lądu, klifem.
Klif jest wprost przeogromny w swej długości. Szukaliśmy jakiegoś dobrego miejsca, żeby zrobić zdjęcie. Niestety skraj lądu jest bardzo niebezpieczny, więc zbytnio nie staraliśmy się do niego zbliżać.
Z początkiem XX wieku, miejsce te przyciągało rzesze turystów.
Nie tylko sam klif był tutaj atrakcją, ale również specjalna kładka, umożliwiająca spojrzenie w dół.
Pomysł, przyznaję bardzo mi się spodobał...
|
Robert French, National Library of Ireland |
...lecz niestety, drewniana kładka nie wytrzymała upływu czasu. Może kiedyś powstanie druga?
My wciąż szliśmy ku końcowi klifu. W dole słyszeliśmy szum wody, wokół mewy donośnie oznajmiały, że gdzieś tam na tej wielkiej podłużnej skale, mają swoje gniazda...
W końcu dostrzegliśmy koniec. W dole oceaniczny prąd tworzył wysokie fale, które z głośnym hukiem rozbijały się o skały poniżej nas. W tym miejscu czuliśmy potęgę natury, wprost ciężko to opisać...
Nieco dalej, staliśmy w miejscu, w którym klif skończył się: prosta ściana, znacznie szersza niż jego początek, nieco przypomina tył dawnego statku...
Z małym niepokojem obserwowałem poczynania młodego człowieka, stojącego na grani i robiącego zdjęcia. Zresztą jego ojciec również, jednak syn nie za nadto reagował na nawoływania swojego taty...
Jednak moje obawy były zupełnie płonne. Półka położona troszkę niżej była znacznie bezpieczniejsza, niż to się wydawało z góry. Pozwoliłem sobie na powtórzenie wyczynu młodego adepta fotografii i również zszedłem na tę małą półeczkę...
Dzięki temu, mogłem zrobić te oto zdjęcie: rufę kamiennego statku, w całej okazałości.
Postanowiłem pójść tą naturalną skalną półeczką w drugą stronę. Wkrótce do mnie, dołączyła Moja Żona i znaleźliśmy miejsce, na którym bez żadnych obaw, mogliśmy sobie usiąść.
Na domiar tego wyszło słoneczko, którego ciepłe promienie ogrzewały nas i nasze uczucia.
Skalna półka odcięła nas od świata, byliśmy tylko My, Słońce i Ocean. Chyba już rozumieliśmy, dlaczego półwysep ten nazwano Półwyspem Zakochanych... Niestety czas płynął nie ubłagalnie, musieliśmy myśleć o powrocie, a szkoda, bo można było by tutaj spędzić cały dzień. Miejsce jest super i pozytywna energia półwyspu wniknęła w Nas... Przy okazji, podziwialiśmy jak Matka Natura, przy pomocy wody i wiatru, rzeźbi w skale swoje arcydzieła...
Ruszając przed siebie, zauważyliśmy znaczną zmianę jeśli chodzi o podłoże. Poprzednio chodziliśmy po trawie, teraz pod naszymi stopami leżały miliony kamyków, kamyczków i skalnych kawałków.
Tutejsze kamyczki w dniu dzisiejszym znalazły swoje nowe przeznaczenie: otóż nowe pokolenie układa z nich na trawie swoje imiona oraz imiona swoich partnerów, tak jakby chcieli obwieścić i Bogu i światu o swoim szczęściu. Inaczej mówiąc, energia Półwyspu dla Zakochanych, udziela się również innym ludziom.
Moda ta wzięła swój początek od wielkiego napisu z kamieni, ułożonego na ziemi z początkiem drugiej wojny światowej. Dzisiaj z bliska nie był widoczny, gdyż miejscowe kwiaty zasłoniły go, lecz jest doskonale widoczny z balkonu latarni.
|
http://www.broadsheet.ie/ |
Napisy takie powstały z myślą o lotnikach, powracających z patroli bojowych z nad Atlantyku.
Dzięki literkom "Eire", lotnicy wiedzieli, nad jakim terytorium się właśnie znaleźli, a dodatkowo była to też informacja o "wkroczeniu" na teren neutralnej Irlandii...
Na zdjęciu, po lewej stronie, doskonale widać wielkość oderwanego klifu...
|
Widok z lotu ptaka na Loop Head.
www.loopheadclare.com |
Teraz oprócz napisu Eire, istnieje setki innych, prywatnych...
Postanowiłem, że nie będę gorszy. Też musiałem wysłać wiadomość do Nieba...
Poszło mi i szybko, i sprawnie. W końcu materiału, przeznaczonego na układane literek, było tutaj sporo...
Wraz z podchodzeniem pod górę, moją uwagę przykuły ruiny dawnego budyneczku.
Był to, znany już z poprzednich postów, punkt obserwacyjny przeciw niemieckim U-Botom.
Znalazłem na jednym irlandzkim forum zdanie, napisane przez wnuczkę pewnej osoby.
Ta osoba służyła jako ochotnik, właśnie w tym punkcie obserwacyjnym i wyrażała okropny żal z tego co stało się z tym miejscem. Trochę to przykre, gdyż to właśnie dzięki takim ludziom, w razie zauważenia niemieckiej łodzi podwodnej, zmieniano kurs konwojów, płynących do Anglii z ładunkiem broni i jedzenia dla walczącej z Nazistą Europy. Oto jedno ze zdjęć archiwalnych punktu obserwacyjnego na Półwyspie Loop Head:
No i niestety zdjęcie dzisiejsze:
Istnieje również inne oblicze Półwyspu Head. Oblicze groźne i niebezpieczne. Oblicze w czasie sztormu:
Tym samym nasza wycieczka po Półwyspie Loop Head, zakończyła się. Energia tego miejsca wiruje między turystami, którzy bezwiednie jej ulegają. Miejsce wyjątkowe, które nam się bardzo spodobało.
*********************************************
Lokalizacja:
Loop Head, Co.Clare,Ireland
Koordynaty GPS: |
52°33'39.43"N 09°55'48.23"W |
Film:
Ładnie tam. Jak dla mnie to połączenie Hook Head w Wexford (latarnia) i Malin Head w Inishowen. Mam wrażenie że te dwa pożyczone zdjęcia są własnie z Malin Head. Gdzieś tam są nasze imiona.
OdpowiedzUsuńCześć Zbeshek! Dziękuję bardzo. Faktycznie popełniłem błąd. Chyba za szybko szukałem. Niestety dla siebie, muszę zdjęcia usunąć. Pocieszam się tym, że nie jestem idealny... :-) Zdjęcia faktycznie były z Malin Head. I faktycznie masz rację: Ogólne połączenie latarń Hook z Malin, choć klify inne. Dzięki jeszcze raz i za pomyłkę przepraszam!!!
UsuńWspaniałe....Widzę, że penetrujecie tereny coraz dalej od domu, ostatnie relacje są głównie z dalekiego Zachodu.
OdpowiedzUsuńHej Wojtku. A tak. Wybraliśmy się dalej... Lecz wycieczka jednodniowa jest nie tyle mecząca, co ograniczająca. Niewiele można zobaczyć, jeśli się myśli o powrocie. Pozdrawiamy
UsuńNajbardziej podoba mi się Twój stosunek do Twojej żony, wyrażony dwoma wyrazami rozpoczynającymi się dużymi literami - Moja Żona - pięknie !
OdpowiedzUsuńA ze zdjęć to właśnie te w pozycji siedzącej na półkach skalnych podobają mi się najbardziej.
Pozdrawiam serdecznie :)))*
:-)
OdpowiedzUsuń