Tak samo zrobiliśmy w dniu, gdy wracaliśmy z Najważniejszej Góry Irlandii - Croagh Patrick.
Normalnie włączyłbym namiary na dom, aby najkrótszą drogą udać się do Dublina, lecz tym razem postanowiliśmy zrobić mały objazd i tym samym zaczęliśmy podążać w nieznane, drogą R335.
Niestety, dzień okazał się jednym z tych deszczowych: nad nami wisiały ciężkie chmury, które dotykały zboczy pagórków, przez które prowadziła nasza trasa.
W czasie jazdy wydawało się nam, że na drodze byliśmy zupełnie sami: nikt nas nie mijał, nikt nas nie wyprzedzał, tak jak byśmy zostali na świecie zupełnie sami...
W czasie jazdy wydawało się nam, że na drodze byliśmy zupełnie sami: nikt nas nie mijał, nikt nas nie wyprzedzał, tak jak byśmy zostali na świecie zupełnie sami...
Okolica powoli zmieniała się: pagórki zaczęły tak jakby rosnąć a my mieliśmy wrażenie, że zrobiło się jakby tak bardziej baśniowo lub magicznie...
Jedyną oznaką życia w okolicy była owieczka, która chyba tak samo jak My, była lekko zdziwiona spotkaniem kogoś w tak bezludnych dzisiaj okolicach...
Choć zaczynał "zacinać" coraz silniejszy deszcz, zauważyliśmy w oddali miejsce, do którego nieuchronnie się zbliżaliśmy.
Wyglądało to na jakąś przełęcz, gdzie prawdziwą wysokość gór, zakrywały niskie chmury.
Wyglądało to na jakąś przełęcz, gdzie prawdziwą wysokość gór, zakrywały niskie chmury.
Po pokonaniu następnego małego pagórka, naszym oczom ukazała się cudowna panorama, która tak nas zaskoczyła, że aż zatrzymaliśmy się, aby w ciszy nasycić swoje oczy. Ten surowy krajobraz, z jedynym śladem cywilizacji w postaci asfaltowej drogi, wijącej się niczym wąż wzdłuż brzegu jeziora, był dla nas widokiem przecudnym i tajemniczym zarazem.
Przy pomniku, który został zbudowany z ociosanego kamienia, ujrzeliśmy młodą owieczkę, która próbowała ukryć się przed zimnym, zacinającym irlandzkim deszczem.
Właściwie to dzięki niej, dowiedzieliśmy się gdzie jesteśmy: tablica postawiona w tym miejscu w roku 1896, ukazała nam nazwę przełęczy: to Dhulough Pass.
Niestety nazwa przełęczy została z biegiem czasu niejednokrotnie zniekształcona: upływ czasu zrobił swoje, a turyści, którzy odwiedzili te miejsce, świadomie lub też nie, popełniali błędy przy przy pisaniu oryginalnej nazwy miejsca. Najczęstszą, która w tej chwili występuje, to Doolough Pas, od nazwy jeziora, który znajduje się przy przełęczy.
Na mapce Google wygląda te miejsce tak:
Przy okazji udało nam się poznać smutną historię tego miejsca, która rozpoczęła się dokładnie w Piątek, 30 marca 1849 roku, w czasie trwania Wielkiego Głodu w Irlandii.
To własnie tego dnia, do małej mieściny Louisburgh powinno zgłosić się dwóch komisarzy, którzy jednocześnie byli inspektorami odpowiedzialnymi za przyznawanie ubogim dodatków w postaci żywności i ubrań. Tłum najbiedniejszych, który zebrał się na dziedzińcu Louisburgha, nigdy nie doczekał się na inspekcję. Otrzymali za to wiadomość, że komisarze przyjmą wszystkich dnia następnego o godzinie 7.00 rano w odległym o 21 kilometrów Delphi Logde.
Ruszył więc tłum ubogich i niedożywionych mieszkańców hrabstwa Mayo, w marcowy wieczór ku odległemu Delphi Lodge, dokładnie tą samą trasą, którą my przemierzaliśmy teraz...
Trzeba to tylko sobie wyobrazić: w marcową noc, gdzie hulał zimny wiatr wiejący wzdłuż przełęczy, szło chwiejnym krokiem wielu ubogich, niedożywionych i niedostatecznie ciepło ubranych ludzi.
Na dodatek zaczął padać grad i śnieg...
Grupa ludzi dotarła do Delphi Lodge dnia następnego, lecz tam Komisarze odmówili inspekcji, gdyż pochód ubogich dotarł w czasie ich pory obiadowej. Najubożsi więc zostali odesłani do swych domów z kwitkiem. Dopiero później, ci co przemierzali Doolough Pass, odnaleźli na drodze i w jej pobliżu setki ciał, w tym kobiet i ich dzieci, którzy nie przetrzymali tak długiej i wyczerpującej podróży.
Library of Ireland. Robert French. |
Bezzasadność tego marszu, jak również brak litości Komisarzy, wywołało takie oburzenie na Zielonej Wyspie, że historia ta lotem błyskawicy obiegła całą Irlandię, a liczbę zmarłych osób w podawanych z ust do ust przekazach, sięgnęła 600 osób...
Historia ta dotarła nawet za Ocean i poruszyła w Ameryce Północnej plemię Choctaw, którzy zebrali i przekazali pokaźną sumę 710$ dla mieszkańców hrabstwa Mayo.
Plemię Choctaw. Wikipedia |
Śledztwo, które nakazały władze hrabstwa, ujawniło faktyczną liczbę zmarłych: siedem osób plus dziewięć zaginionych, których ciał nigdy nie odnaleziono.
Library of Ireland. Robert French. |
Oczywiście z braku zaufania dla władz, nikt nie uwierzył w wyniki śledztwa.
Ofiarom "Marszu Głodu", jak nazwano te wydarzenia, ufundowano i postawiono tuż przy drodze mały, skromny, ociosany w kamieniu Krzyż...
Dojechaliśmy teraz do mniej więcej połowy jeziora i zauważyliśmy, że widoczność znacznie się poprawiła, choć wciąż mżyło....
Rozglądaliśmy się ciekawie, jadąc powoli wciąż przed siebie.
Przed nami wyłaniały się jakieś drzewa, co po przejechaniu kilkunastu kilometrów jałowej i surowej ziemi, wydawało się nam jakąś miłą odmianą...
Po kilku następnych kilometrach, dotarliśmy już do pierwszych ludzkich zabudowań: pojawiło się więcej drzew a jezioro Doo Lough zamieniło się w sporą rzeczkę.
Znaleźliśmy się w Delphi Lodge...
Podążając ku końcowi drogi R335, mijaliśmy po drodze malutkie jeziorko, na którym nawet w tak paskudny dzień znaleźli się chętni na połów ryb...
Droga kończy się w momencie przekroczenia mostu i wjechania na drogę N59, która jest jednocześnie umowną granicą Hrabstwa Mayo z Hrabstwem Galway.
Warto się tutaj zatrzymać choć na chwilę: widok jest również przepiękny...
Pamiętający o swej historii Irlandczycy, od 1988 roku, co rok organizują "Marsz Głodu", która prowadzi tą samą drogą, na której w 1849 roku zginęło tyle osób.
Miejscowi pamiętają również o pomocy, którą otrzymali od plemienia Choctaw i w ramach rewanżu, zbierają fundusze i datki dla osób, które w dzisiejszych czasach, potrzebują finansowego wsparcia. Zebrane w ten sposób środki, otrzymują potrzebujący w Afryce...
Famine Walk - 2014 |
Famine Walk - 2012 |
A jak wygląda Doolough Pass w słońcu?
Pozwoliłem sobie wykonać zrzut ekranu z Google Map. To powinno Was przekonać, że jeśli będziecie w pobliżu, warto przejechać drogą R335...
Google Map |
*********************************************
Lokalizacja:
R335, Clashcame, Co. Mayo
Koordynaty GPS:
|
53°39'56"N 09°46'49"W
|
Film:
Autor: TheBig Thicket
|
MAPA:
*********************************************
Też zawsze lubiłem takie wędrówki w nieznane, i jak widać warto.Przepiękne, wspaniałe miejsce, pomimo tej smutnej historii.Ale niemal z każdym miejscem w Irlandii wiążą się podobne wydarzenia...
OdpowiedzUsuńHej Wojtku. Właśnie to w Irlandii lubię najbardziej: jedziesz sobie taką oto normalną drogą, która w pewnym momencie zamienia się w prześliczną przełęcz, o której człowiek nie wiedział, że w ogóle istnieje. Historia Irlandii może nie obfituje w wydarzenia związane z I jak również i z II-gą wojną światową, ale Wielka Zaraza zdziesiątkowała populację Irlandii. Irlandczycy pamiętają i chcą pamiętać. Pozdrawiamy
UsuńPiękna choć smutna opowieść ze wspaniałymi zdjęciami. Znów poznałam następną część Irlandii...Dziękuję i czekam na następną historię...Pozdrawiam serdecznie...Elżbieta Łukowska
OdpowiedzUsuńDziękujemy Pani Elu. Niestety pogoda krzyżuje nam tutaj wyprawy. Jak coś zaplanujemy, to deszcz, deszcz i wciąż deszcz. Słońce pojawia się, gdy my musimy wracać do pracy.
UsuńI znowu jestem mile zaskoczona.pewnie gdyby nie Wasze swietne foto-wedrowki ze wspanialymi opisami,nie poznala bym tak dobrze wysp zielonych.czasu zbyt malo na wedrowanie osobiste.......dlatego dziekiiiiiiiiiiiii bardzo za te rarytasy historyczne:)))POzdrowka i serdecznosci i prosba o wiecej oczywiscie:))))
OdpowiedzUsuńDzień Dobry Pani Bożeno. Jak tylko będą udawać się nasze wyprawy, to z chęcią je opiszemy. Niestety ta pogoda... Dziękujemy za ciepłe słowa i pozdrawiamy cieplutko!!!
UsuńHistoria smutna, jednak bardzo dobrze, że teraz co roku odbywa się taki marsz, który upamiętnia to, co wówczas się stało. Cała ta przełęcz wygląda we mgle cudnie i bardzo tajemniczo. Chciałabym się tam przejechać, choć naprawdę krajobraz wygląda na opuszczony i nieco mroczny. No, ale i w pełnym słońcu jest co oglądać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Witam Pani Kingo. Fakt, marsz oraz zbieranie datków to świetny pomysł. Niestety zbiera się tam rocznie około 100-stu osób. Być może dlatego, że Hrabstwo Mayo położone jest jednak dość daleko od Dublina. No i przejść 21 kilometrów, to pół maraton. Dziękujemy za pozdrowienia i oczywiście pozdrawiamy jeszcze cieplej.
Usuń