Fot. Georgi Mitchell |
W roku 1983, w zatoce Dingle Bay pojawił się młodziutki delfin, który zaczął bawić się z ludźmi pływającymi na łodziach, kutrach i kajakach. Od tego czasu, nieprzerwanie do dnia dzisiejszego zatoka stała się jego domem stając się tym samym największą atrakcją małego miasteczka Dingle, położonego na półwyspie o tej samej nazwie.
Fot. Georgi Mitchell |
Radość, którą prezentuje ten delfinek w styczności z ludźmi, był przyczyną powstania jego imienia: Fungi! To skrót od słów FUN GUY. Nazwa została wymyślona przez okolicznych rybaków i od razu się przyjęła
Fot. Georgi Mitchell |
W tym roku postanowiliśmy zobaczyć Fungiego jeszcze raz, więc wyruszyliśmy do Dingle i tuż
przed południem pojawiliśmy się w tym fantastycznym miasteczku. Auto zostawiliśmy na parkingu i od razu dziarskim krokiem ruszyliśmy do biura zajmującego się organizacją wycieczek.
To Dolphin Boat Tour, które znajduje się tuż przy nabrzeżu portu.
To Dolphin Boat Tour, które znajduje się tuż przy nabrzeżu portu.
Oczywiście istnieje oficjalna strona internetowa, na którą zainteresowanych już zapraszam.
Cena biletu nie jest duża. Wynosi 16€ i istnieje jedna zasada: płacisz pod koniec rejsu, gdy zobaczysz Fungiego. Jeśli delfina nie uda się zobaczyć, wtedy opłata nie jest pobierana, bowiem zawsze istnieje ryzyko, że z jakiś przyczyn Fungi się nie pojawi, lecz wszyscy mieszkańcy Dingle zapewniają, ze dotychczas się to nie zdarzyło.
Po krótkim oczekiwaniu pojawił się nasz środek transportu o wdzięcznej nazwie "Lady Laura".
Pojawiamy się na pokładzie jako jedni z pierwszych chętnych.
Siadamy sobie w kąciku i grzecznie czekamy aż wszyscy znajdą się na pokładzie.
Siadamy sobie w kąciku i grzecznie czekamy aż wszyscy znajdą się na pokładzie.
W końcu ruszamy.
Razem z nami nad zatokę wyruszył kuter oraz morska żaglówka. Na tle miasteczka oraz pobliskich wzgórz całość wygląda wręcz pocztówkowo. Na dodatek zaczyna świecić słońce co poprawia nastrój na pokładzie. Pomimo tego wzięliśmy kurtki, gdyż atlantycki wiatr jest jeszcze zimny..
Razem z nami nad zatokę wyruszył kuter oraz morska żaglówka. Na tle miasteczka oraz pobliskich wzgórz całość wygląda wręcz pocztówkowo. Na dodatek zaczyna świecić słońce co poprawia nastrój na pokładzie. Pomimo tego wzięliśmy kurtki, gdyż atlantycki wiatr jest jeszcze zimny..
Na delfina musimy jeszcze troszkę poczekać, gdyż musimy wypłynąć na środek zatoki, więc zanim dotrzemy na miejsce, mamy czas na podziwianie okolicznej panoramy.
W końcu odczuliśmy jak nasz stateczek znacznie zwolnił. Znaleźliśmy się w regionie, gdzie potencjalnie pływa Fungi. Tym samym na łodzi wytworzyła się zabawna sytuacja, gdyż każdy na łodzi zaczął rozglądać się dookoła a niektórzy z naszej grupy co chwila krzyczeli: Tam jest!! Chwilę potem okazywało się, że to rozbłyski fal w słońcu dawały nam realne złudzenie wynurzonej płetwy delfina.
W końcu Fungi został zauważony. Wszyscy na łodzi podekscytowani zaczęli przeskakiwać od burty do burty w nadziei na wykonanie najlepszego zdjęcia. A kawalarz Fungi wciąż zmieniał swoje położenie w stosunku do łodzi: a to się pojawiał z przodu a to z tyłu...
To niewiarygodne, że ten żyjący w wodzie ssak waży 500 kilogramów a porusza się w wodzie z taką gracją, jakby ważył dwa zera mniej. Na dodatek wzrost Fungiego znacznie przekracza wysokość człowieka: to aż cztery metry!!
Podobno kiedyś Fungi był zakochany.
Jego dziewczyna przez jakiś czas przebywała razem z Fungim w zatoce, lecz wybranka przegrała z przywiązaniem Fungiego do ludzi i odpłynęła.
Jego dziewczyna przez jakiś czas przebywała razem z Fungim w zatoce, lecz wybranka przegrała z przywiązaniem Fungiego do ludzi i odpłynęła.
Właściciele biura mówią, że raz w roku do Fungiego na jakiś czas dołącza parę sztuk delfinów. Przebywają razem z nim parę dni i tak jak się pojawiły, tak znikają.
Powiadają, że być może to ex dziewczyna z potomkami odwiedzają swojego tatę....
Z Fungim jest tak: Ja ci się pokażę a Ty mnie potem szukaj. Wygląda to troszkę jak droczenie się, ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na nasze szczęście kapitanowie obu kutrów doskonale wiedzieli w którą stronę płynąć aby delfina odnaleźć. W końcu bawią się w tę samą grę już od trzydziestu jeden lat...
Obaj kapitanowie w pewnym pędzie zbliżają się do siebie, biorąc Fungiego "w kleszcze".
Dzięki tej taktyce, nasz bohater co chwila nam się pokazuje, umożliwiając wykonanie zdjęcia.
Myśleliśmy że dzisiejszego dnia delfin wyskoczy chociaż raz w górę, ale niestety Fungi nie miał ochoty na taką zabawę. Być może przyczyną było to, że na pokładzie nie było dzieci, a być może i to, że nie miał dzisiaj nastroju. Trzeba też pamiętać o tym, że Fungi nie jest tresowanym delfinem. To istota zupełnie wolna i swoją wolność manifestuje, gdy ktoś próbuje podrzucić rybkę. Nigdy takowej nie przyjmie...
Delfin ponownie gdzieś nam się chowa ale Kapitanowie tym razem nie kręcą kółek po zatoce, tylko bez namysłu idą całą naprzód na wprost wyjścia z zatoki. Zajmuje to troszkę czasu, więc mamy jeszcze chwilę aby się trochę porozglądać...
Na wschodnim krańcu klifu stoi Latarnia Dingle, zbudowana już w 1885 roku, aby nocą wskazywać wszystkim rybakom drogę do domu. To niewielka latarnia, jej wysokość wynosi parę metrów, lecz za to jest bardzo urokliwa, a swoje zadanie wykonuje w 100%.
Po drugiej stronie wejścia do zatoki stoi zbudowany na skale kopiec z kamieni.
Kiedyś, na tę niewielką skałę codziennie wieczorem, ktoś przybywał łodzią z miasteczka.
Na łodzi przywoził materiał palny takie jak drzewo czy torf i rozpalał na skale ognisko.
Dzisiaj zostały tylko kamiennie, przypominając jak bardzo ważne dla rybaków było, aby takowy drogowskaz istniał...
Minęliśmy wejście do zatoki i od razu pokazał nam się Fungi. Radośnie płynął razem z nami, tuż przy łodzi, dając okazję nam wszystkim na wykonanie paru zdjęć. Następnie wydmuchał wodę zaczerpnął powietrza i zanurkował. Zdążyliśmy tylko zobaczyć jak szybko schodzi na głębinę...
My pamiętamy jak trzy lata temu, Fungi odpłynął od naszej łodzi. Wtedy nasz kapitan miał problem, bo nie mógł naszego bohatera namierzyć. Naraz w odległości może z z trzysta metrów od nas, usłyszeliśmy krzyk. To kajakarz przestraszony krzyknął, gdy Fungi nad jego kajakiem sobie przeskoczył. Ot taki z niego kawalarz.
Nasza wycieczka, po godzinnym pływaniu po zatoce zakończyła się. Na wszystkich twarzach gościły uśmiechy, choć na pewno każdy był lekko rozczarowany. My po prostu nie trafiliśmy na "skoczkowy" dzień. Co nam się nie udało, udaje się innym:
Niewiele zwierząt za swojego życia ma swoje pomniki. Fungi ma.
To dzięki niemu, rzesze turystów odwiedziło nie tylko samą zatokę, lecz również miasteczko i przepiękną okolicę. Fungi rozsławił Półwysep Dingle na cały świat!
Dingle, Co.Kerry, Ireland
Film:
Dzięki tej taktyce, nasz bohater co chwila nam się pokazuje, umożliwiając wykonanie zdjęcia.
Myśleliśmy że dzisiejszego dnia delfin wyskoczy chociaż raz w górę, ale niestety Fungi nie miał ochoty na taką zabawę. Być może przyczyną było to, że na pokładzie nie było dzieci, a być może i to, że nie miał dzisiaj nastroju. Trzeba też pamiętać o tym, że Fungi nie jest tresowanym delfinem. To istota zupełnie wolna i swoją wolność manifestuje, gdy ktoś próbuje podrzucić rybkę. Nigdy takowej nie przyjmie...
Na wschodnim krańcu klifu stoi Latarnia Dingle, zbudowana już w 1885 roku, aby nocą wskazywać wszystkim rybakom drogę do domu. To niewielka latarnia, jej wysokość wynosi parę metrów, lecz za to jest bardzo urokliwa, a swoje zadanie wykonuje w 100%.
Kiedyś, na tę niewielką skałę codziennie wieczorem, ktoś przybywał łodzią z miasteczka.
Na łodzi przywoził materiał palny takie jak drzewo czy torf i rozpalał na skale ognisko.
Dzisiaj zostały tylko kamiennie, przypominając jak bardzo ważne dla rybaków było, aby takowy drogowskaz istniał...
Nasza wycieczka, po godzinnym pływaniu po zatoce zakończyła się. Na wszystkich twarzach gościły uśmiechy, choć na pewno każdy był lekko rozczarowany. My po prostu nie trafiliśmy na "skoczkowy" dzień. Co nam się nie udało, udaje się innym:
Fot. Georgi Mitchell |
Fot. Georgi Mitchell |
To dzięki niemu, rzesze turystów odwiedziło nie tylko samą zatokę, lecz również miasteczko i przepiękną okolicę. Fungi rozsławił Półwysep Dingle na cały świat!
*********************************************
Lokalizacja:Dingle, Co.Kerry, Ireland
Koordynaty GPS: |
52°08'20.74"N 10°16'28.91"W |
Autor: Rolf T.
|
*********************************************
I znowu Dingle, jak tam musi być pięknie o tej porze roku...Bardzo interesująca historia,nigdy wcześniej nie słyszałem o tym słynnym delfinie. Fajną wycieczkę mieliście.
OdpowiedzUsuńHej Wojtku. Na Dingle nie można spędzić dnia. Trzeba zarezerwować minimum dwa dni lub nawet trzy, żeby wszystko zobaczyć. Na szczęście można wynająć rowery. Problemem może być tylko pogoda, ale już sam się przekonałeś jak to jest. Pozdrawiamy Cię Wojtku
OdpowiedzUsuńFungie wprowadził turystów na półwysep Dingle i za to należy mu się pomnik za życia. Zanim on się tam pojawił, to w ten daleki zakątek zaglądali tylko włóczykije. Mam nadzieję, że któreś z dzieci Fungiego go zastąpi, bo jego kres się zbliża, dlatego już nie skacze jak na zdjęciach. W zimie nie płaci się w drodze powrotnej tylko przed, tego się dowiedziałem w styczniu. Za mało turystów żeby taki marketingowy chwyt stosować... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDrogi Piotrze. Pozwól, że wyprowadzę Cię z błędu. Zapewniam Cię, że skacze. Wycieczka z Francji, która wyruszyła w rejs przed nami, pokazywała nam nagrane filmiki. Ponadto nie sądzę, że wielu chętnych wybiera się na Atlantyk w styczniu.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś wybiera się zimą na wody Atlantyku to chyba jest niepoważny. Napisałeś, że się dowiedziałeś a nie, że zapłaciłeś.
To wielka różnica. Czy zbliża się kres Fungiego? Tego też nie wiesz. Delfiny żyją średnio 40-60 lat, więc jeszcze trochę mu zostało.
My również Cię pozdrawiamy
A oto fimik z udziałem Funghiego z 2013. Widać, że delfinek skacze i ma się dobrze, wbrew co sądzą pesymiści:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Kr9FdTdwfV8
Na Dingle jest pięknie !!! Już mnie urzekło :) Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego weekendu ! Photoopassion :)
OdpowiedzUsuń