Nie jesteśmy jakimiś tam wielkimi znawcami sztuki, lecz w czasie naszej ostatniej wyprawy odkryliśmy park, który w tej dziedzinie zrobił na nas niesamowite wrażenie. Paradoksalnie miejsce te znajduje się na trasie, którą przez 10 lat pobytu w Irlandii mijaliśmy już parokrotnie i z nieznanych nam przyczyn, za każdym razem go omijaliśmy. Ba. Nawet go nie widzieliśmy! Dziwne to tym bardziej, że Park ten znajduje się na najsłynniejszej trasie prowadzącej z Glengariff do Bonane, na drodze N71, tuż przed trzema tunelami Caha Pass...
...oraz również fantastycznym miejscem, jakim jest Molly Gallivan's Cottage.
Caha Pass oraz Molly Gallivan's opisałem w poście numer 100. Jeśli ktoś nie czytał, to zapraszam. Wystarczy kliknąć w ikonkę ze zdjęciem poniżej:
Kierując się ku tunelom, Park znajduje się po prawej stronie drogi.
W sezonie droga N71 jest strasznie zatłoczona i często się zdarza, że podąża się za kawalkadą samochodów. Dodatkowo panorama, która towarzyszy w czasie jazdy ułatwia ominięcie parku, lecz jeśli w czasie waszej podróży zauważycie taki samochód, jak na zdjęciu poniżej, to znaczy że jesteście przy wejściu do The Ewe Experience.
A jak My poznaliśmy The Ewe? Po naszej wielokilometrowej jeździe, zapragnęliśmy zatrzymać się choć na chwilę i rozprostować kości. Okazja wydawała się znakomita, gdyż akurat zza zakrętu wyłoniło się nam wejście do tajemniczego miejsca, ukrytego za jeszcze bardziej tajemniczą nazwą. Na początku myśleliśmy, ze trafiliśmy do jakiegoś lokum związanego z gastronomią i szczerze mówiąc nie mieliśmy nic przeciwko temu.
Gdy zostawiliśmy auto na malutkim parkingu, przy bramie przywitał nas gospodarz. Dopiero od niego dowiedzieliśmy się, że przybyliśmy do Parku, który został stworzony przez niego oraz jego żonę. Wręczając nam bilety poinformował nas, że do zamknięcia parku została nam godzina czasu. Pomyśleliśmy sobie, że to w zupełności wystarczy nawet się nie domyślając, jak bardzo się myliliśmy.
Weszliśmy do środka. Kilka kroków po przekroczeniu głównego wejścia, widząc podeszwy czyiś butów, prawie rzuciłem się ich właścicielowi na pomoc.
Obok mostku znaleźliśmy na ziemi leżącego hipopotama płci żeńskiej, beztrosko opalającego się na słoneczku, w dość skąpym stroju kąpielowym...
Rozglądając się dookoła, z coraz większym zdumieniem zauważyliśmy, że znajduje się tutaj znacznie więcej "dziwnych" postaci...
Znaleźliśmy się w jakimś niesamowitym otoczeniu, przypominającym raczej Krainę Oz i jej bohaterów, niż ukryte miejsce znajdujące się na jakieś tam drodze w hrabstwie Kerry. Z każdym naszym nowym krokiem, poznawaliśmy coraz to nowych mieszkańców Parku...
Wspaniałym zamierzeniem Gospodarzy było stworzenie takiego parku, w którym turystów należy zatrzymać. The Ewe Experience to nie tylko miejsce, w którym wyobraźnia artystów jest urzeczywistniona, lecz równocześnie jest miejscem, w którym zwiedzający może się odprężyć i zrelaksować, np grając w gry powszechnie znane na całym świecie:
Wraz z biletem wstępu otrzymaliśmy również mapę Parku z której wynikało, że Ewe Experience została podzielona na cztery sektory o różnej tematyce. My znajdowaliśmy się w pierwszej z nich, wciąż przemieszczając się i penetrując nie tylko każdy z możliwych kątów, ale również poznając przepiękną część hrabstwa Kerry i to w okresie rozkwitu kwiatów rododendrona.
Artyści w realizacji większości swych dzieł zastosowali materiały, które zostały przez ludzi przeznaczone na śmieci. Znaleźliśmy tutaj wszystko: plastikowe butelki, płyty, zabawki, anteny satelitarne, części samochodowe i masę innych drobiazgów, które zostały stworzone tylko po to, aby zaspokoić egoistyczne i chwilowe potrzeby ludzkości.
Spoglądając na mapę, ruszyliśmy ku małemu budynkowi, położonemu na wytyczonej trasie. Wewnątrz domku znajduje się galeria właścicielki, która maluje swoje kompozycje na płótnach o różnej wielkości, a które można tutaj zakupić. Niestety, ze względu na ograniczenie czasowe, musieliśmy zrezygnować z obejrzenia kolekcji dzieł stworzonych przez Gospodynię i podążaliśmy dalej.
Mijamy otwór drzwiowy i wkraczamy do zupełnie innego ogrodu. Marsz poprzez gęste krzewy i drzewa ułatwia zbudowana tutaj drewniana kładka, na którą ochoczo wchodzimy. Ta kilkunastometrowa przeprawa powstała tutaj, aby ułatwić nam również przejście przez niewielki strumyk, znajdujący się poniżej nas.
Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie, w którym przywitała nas Syrena o niebieskich włosach...
Po drugiej stronie kładki, na rozhuśtanych linach, przemyka nam jakaś postać w żółtej masce...
Cały czas trzymamy się ścieżki, która lekko wznosi się ku górze. Nie wiemy czego się spodziewać: park pełen jest niespodzianek i co chwila nas pozytywnie zaskakuje.
Artyści tworząc swoje dzieła, próbują również czegoś nas nauczyć. Właśnie zza drzewa wyłoniła nam się wielka twarz zbudowana z tutejszych szyszek oraz konarów drzew. To twarz bakterii. Celem artysty było przypomnienie, że tak na prawdę życie człowieka zależy od... wszechobecnych bakterii...
Na prawo od nas, nad strumieniem wisi złapana na drewnianą wędkę wielka ryba. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ryba zbudowana została z wielkiej siatki i...starych płyt CD!!
Kilkanaście kroków dalej, zauważyliśmy wiele białych postaci, wyraźnie odznaczających się na ciemniejszym tle lasu. Wszystkie zostały stworzone po plastykowych bańkach na mleko...
Z każdym krokiem Park Ewe Experience zaczyna nas coraz bardziej fascynować: na lewo od nas znajduje się przeogromny pająk, rodem z filmu "Hobbit". Między wielkimi odnóżami, ten wielki pająk rozpostarł swoją pajęczą sieć, do której być może w końcu coś się złapie.
A skoro jest i pająk, to musi również być i mucha. Odnaleźliśmy jedną sztukę, która przycupnęła niedaleko pajęczyny. Ta oryginalna sztuka, została zbudowana ze starych anten satelitarnych...Trzeba przyznać, że autorom Mucha wyszła bezwzględnie fantastycznie!
Niedaleko nas, między drzewami, przemknął niczym duch rzadki gatunek Białego Tygrysa...
W samym parku, który właśnie odwiedzamy, rzeźb i postaci jest znacznie więcej i pokazanie tego wszystkiego zajęłoby nieskończenie wiele czasu. Wyobraźcie sobie tylko, że Park The Ewe Experience powstawał aż... 23 lata!!!!
Gęsty las, po którym dotychczas się poruszaliśmy, niespodziewanie skończył się. Wychodzimy na teren bardziej otwarty i tym samym zaczynamy zwiedzanie trzeciej części The Ewe Experience. Tematem przewodnim jest czas przeszły, liczony w milionach lat i ich mieszkańcach...
W takim Parku nie mogło zabraknąć przodków: np. mamuta który dzisiaj dumnie prezentuje nam swoje kły.
Niedaleko nas na pobliskim drzewie, huśtał się gatunek, który przetrwał do dziś...
W tutejszych, gęstych krzakach, ukrywa się postać, który historia nazwała homo-sapiens...
Czas nas już na prawdę goni a my jesteśmy na skraju najbardziej oddalonej części Parku. Niestety musimy przyspieszyć i wiele eksponatów omijamy. Na prawdę żałujemy tej decyzji, gdyż miejsce w którym przed chwilą się znajdowaliśmy, jest po prostu przepiękne.
Niestety, parę minut później wiedzieliśmy już, że złamiemy słowo dane Gospodarzowi i spóźnimy się. Wszystko właśnie przez czwartą część Parku Ewe Experience. A wszystko zaczęło się od momentu, gdy ponownie wchodziliśmy w gęsty las. Na jego skraju zobaczyliśmy coś, co nas zaskoczyło i przeraziło zarazem:
Niesamowite i przerażające postacie, znajdujące się na konarach jednego z drzew, przestraszyły nas nie na żarty. Nic nie wyrażające, zastygłe twarze w liczbie trudnej do określenia, fascynowały nas i jednocześnie straszyły. Nie mogliśmy przerwać i wciąż na nowo robiliśmy następne fotki z miejsca, które nie powstydziły by się najlepsze horrory ...
Gdyby ktoś mi zaproponował zakład, przejścia tą samą ścieżką ciemną nocą tylko z latarką w ręku, nigdy bym nie podjął takiego wyzwania. Ta część Parku straszyła już za dnia, o nocy nie wspominając...
Kilka kroków dalej, zatrzymaliśmy się ponownie. Właśnie tutaj, w lesie, zobaczyliśmy pokój jadalny w dość nie typowej formie: wielki stół, na przeciwko dwa fotele. Na stole zastawa pokryta mchem, świadcząca o upływie czasu.
Ponownie targały w nas sprzeczne uczucia: od podziwu dla artystów, po uczucie lekkiego strachu. Niestety słońce, które przebijało się między liśćmi, troszkę przeszkadzało nam w lepszym udokumentowaniu tego miejsca.
Nad stołem ujrzeliśmy zawieszony świecznik, tak samo jak na pobliskim drzewie a w tle stojąca na małym stoliku lampka nocna. Dobrze, że nie było lustra, w którym mogliśmy zobaczyć swoje miny...
Stół pokryty najpiękniejszym obrusem jaki dotychczas widzieliśmy: leśnymi kwiatami oraz mchem.
Przeszliśmy kawałek dalej i ponownie zaskoczeni przystanęliśmy. W tej części Parku, Artystom udało się pobudzić najbardziej skryte ludzkie odczucia. Nie będę również ukrywał, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać nad psychicznym zdrowiem gospodarzy parku... ;-)
Na szczęście dalsze rzeźby były mniej straszne. Już z daleka zauważyliśmy wielką drabinę i wielką ilość butów, przyklejonych do drewnianych stopni. Rzeźba pod tytułem: "Schody do Nieba" robi na nas pozytywne wrażenie.
Schodząc tak z wyższych partii zbocza, kierujemy się ku wejściu, niejako zataczając koło. Dalsze rzeźby autorstwa naszych gospodarzy są na prawdę świetne. Oto tytułowe zdjęcie jadącej na rowerze muchy, wykonanej z typowego materiału recykling-owego.
Chwilę potem rzeźba, która wywołała w nas uśmiech: "Call of Nature".
Dalsze, choć nie wszystkie, jak wspominałem, rzeźby przyciągają nie tylko nasz wzrok, ale również obiektywy naszych aparatów.
Jak sami widzieliście, zwiedzanie Parku The Ewe Experience jest niesamowitym doświadczeniem. Niestety miejsce te czynnie jest tylko przez trzy miesiące w sezonie letnim, co być może tłumaczy nas przed jego tak późnym odkryciem. Jeśli tylko ktoś z Was, czytających będzie miał szanse odwiedzić The Ewe, nie pożałuje, zapewniam. Po prostu warto.
*********************************************
Lokalizacja:
The Ewe Experience, Droga N71, Crossterry East, Glengarriff, Co.Cork, Ireland
Koordynaty GPS:
|
51°46'37.8"N 09°34'09.7"W
|
WEBSITE: